Dwie i pół-strony. Krótki fragment, który i tak jestem zaskoczona, że udało mi się napisać przez pewne wydarzenia. Pełny rozdział najwcześniej 2.09, więc być może jeszcze na zakończenie wakacji, ale pewniejsze są późniejsze dni ;)
Życzę miłego czytania i przepraszam za wszelkie błędy ponieważ fragment wstawiany na szybko.
Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.
Jedną z
ostatnich rzeczy jakie chciałabym widzieć to widok mojego brata podczas
stosunku. W tym wypadku naprawdę niedużo do tego brakowało i pewnie gdybym nie
mieszkała z Dickiem pod jednym dachem przez kilka długich lat, pozwoliłabym im
kontynuować.
- Możesz
stąd wyjść? Przeszkadzasz nam, – mruknęła dziewczyna patrząc na mnie przez
ramię.
Jej zielone
oczy przypominały mi truciznę i przez dłuższą chwilę nie mogłam oderwać od nich
wzroku. Dopiero, kiedy podniosła się powoli znad bioder Dicka oprzytomniałam i
lekko zdegustowana spojrzałam w jego puste oczy. Wtedy coś mnie tknęło i nie
pozwoliło tak po prostu wyjść. Spojrzałam na dziewczynę lodowatym wzrokiem.
- Zabieraj
swoje rzeczy i wynoś się z tego pokoju.
- Dziewczynko,
dobrze ci radzę, abyś natychmiast stąd uciekała – syknęła z groźnym błyskiem w
oku.
- Nie,
mylisz się. To ty masz stąd spierdalać albo za chwilę przestanę być taka miła i
gorzko tego pożałujesz. To moje ostatnie ostrzeżenie.
Brunetka tylko
prychnęła pogardliwie i chciała złapać mnie za włosy, ale ja byłam szybsza.
Uchyliłam się przed jej ręką, jednocześnie mocno uderzając ją w brzuch. Zgięła
się z bólu, a ja nie czekając aż się otrząśnie, złapałam ją mocno za włosy i
wywlekłam na korytarz. Zaczęła się szamotać, ale jako że była cały czas zgięta
w pół nie mogła mi za wiele zrobić, a jej paznokcie nie robiły na mnie
wrażenia. Z impetem wypchnęłam ją na główną salę klubu i wszystkie oczy
zwróciły się na nas.
- Powiem
to tylko jeden raz. Trzymaj się z daleka od mojego brata albo następnym razem
nie będę taka miła, – warknęłam chłodno.
Dziewczyna
nieporadnie próbowała zakryć swoje piersi włosami, ale nie bardzo jej to wychodziło,
dlatego rzuciła mi ostatnie mordercze spojrzenie i najszybciej jak tylko mogła
wybiegła na zewnątrz odprowadzona wzrokiem wszystkich mężczyzn z klubu. Nie
przejęłam się tym tylko wróciłam do tego nieszczęsnego pokoju.
Dick nadal
leżał na łóżku patrząc się tym samym pustym wzrokiem w sufit. Nachyliłam się
nad nim i delikatnie poklepałam go po policzku przy okazji wołając jego imię,
ale nie dostałam żadnej reakcji. Z trudem powstrzymałam furię jaka w tym
momencie wypełniła moje ciało i z trudem udało mi się ponownie wciągnąć na
niego spodnie oraz koszulę. Dziękowałam cicho, że nadal miał na sobie bokserki.
- Dick
spróbuj się podnieść. Sama tego nie zrobię. Hej, no już obudź się.
Pstrykałam mu
palcami przed twarzą, ale nie dało to żadnego efektu poszłam do łazienki i
wróciłam z niej trzymając wiadro napełnione do połowy lodowatą wodą. Bez
wahania oblałam go nią. Wydaje mi się, że trochę poskutkowało. W każdym razie
patrzył na mnie odrobinę przytomniejszym wzrokiem.
- Jen… Co
ty…
Nie pozwoliłam
mu dokończyć, tylko ciągnąć za rękę zmusiłam do siadu.
- Spadamy
stąd Dick. No dalej wstawaj. Pomogę ci iść, ale sama cię nie uciągnę, więc
musisz ze mną współpracować.
Pokiwał
niemrawo głową zanim podniósł się mocno zataczając. Od razu oparłam go o siebie
i mozolnym krokiem wyszliśmy z pokoju. Przy wyjściu z korytarza zobaczyłam
nadal lekko zdziwioną, ale także rozbawioną Kim. Miała problem z utrzymaniem
pionu i gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko, ale równie szybko jej
uśmiech zgasł.
- Co się
stało? – zapytała o dziwo bardzo przytomnie.
- Zabieramy
się, bo za chwilę nie uda mi się zaciągnąć go do domu.
Nie do końca
było to kłamstwo. Obawiałam się, że środek może znowu zacząć działać, a ja
naprawdę nie poradzę sobie z nim. Kim chyba zrozumiała i odprowadziła mnie do
wyjścia i poczekała, aż znikniemy za nadal niezmniejszającą się kolejką zanim
wróciła do picia.
Ja za to
ciągnęłam Dicka w stronę parku, przez który mogliśmy skrócić drogę nawet o
połowę, dopóki nie stało się to czego najbardziej się obawiałam. Znowu tracił
kontrolę nad swoim ciałem, a ja w pewnym momencie bardziej wlokłam go niż
prowadziłam co było niezwykle trudne w szpilkach, dlatego zrezygnowana
ściągnęłam je i rzuciłam pod jakieś krzaki z nadzieją, że rano nadal tu będą. Z
trudem kontynuowałam naszą powolną wędrówkę, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że
ktoś za nami idzie.
Odwróciłam się
gwałtownie w drugą stronę prawie wywracając się pod ciężarem Dicka. W cieniu
drzew zauważyłam niewyraźną sylwetkę, która widząc, że ją nakryłam powoli
wyszła z ukrycia. Bez większych problemów poznałam te krwistoczerwone włosy i
stalowe oczy, które w świetle księżyca zmieniły swój kolor na srebrny.
- Co ty
tu robisz i czemu mnie śledzisz? – zapytałam od razu unosząc głowę, aby móc
spojrzeć mu w oczy, ponieważ był już bardzo blisko mnie.
- Zakładam,
że to samo co ty – wracam do domu. A wygląda na to, że póki co zmierzamy w tym
samym kierunku. – Uśmiechnął się szelmowsko i uniósł dłoń, w której trzymał
moje czarne szpilki. – Zgubiłaś coś.
- Dzięki,
ale na razie mi się nie przydadzą – sapnęłam cicho, ponieważ Dick oparł się na
mnie jeszcze większą częścią swojego ciała.
Bez słowa
odwróciłam się od Kastiela i bardzo mozolnym krokiem, próbowałam iść dalej, ale
już po kilku z nich, kolana się pode mną ugięły. Poczułam silne ramiona, które
podtrzymują mnie od przodu i stawiają do pionu. Nie miałam siły protestować ani
zastanawiać się jakim cudem udało mu się to zrobić. Dick ciążył mi coraz
bardziej, a ja nie miałam na tyle siły, aby ciągnąć go dłużej ze sobą.
Najwidoczniej Kastiel musiał zauważyć niemoc i rozpacz w moich oczach, ponieważ
bez słowa wrzucił sobie bezwładne ciało mojego brata na plecy.
Patrzyłam na
niego zażenowana. Ta sytuacja była naprawdę żałosna, a ja czułam się
upokorzona. Kastiel musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się nieznacznie i podał
mi buty.
- Ubierz
je, bo jeszcze sobie nogę uszkodzisz, a nie dam rady nieś was obu.
- Nie musisz
tego robić. Dałabym sobie jakoś radę, – wymamrotałam cicho spuszczając wzrok,
ale i tak zrobiłam to co mówił.
- Och z
pewnością. Może dotarlibyście do rana, – zaśmiał się cicho, ale o dziwo nie
było to złośliwe. – Ten spektakl wzbudza litość, sama to przyznaj. Takie
chucherko jak ty nie byłoby w stanie zaciągnąć nigdzie pijanego, prawie
dwumetrowego faceta.
- On nie
jest pijany, – mruknęłam, ignorując resztę jego uwag.
- Więc
naćpany.
- Albo
odurzony. Nie wiem co ta suka mu zrobiła.
- Martwisz
się, – stwierdził tylko.
- No
raczej. To mój brat.
- A co
jeśli będzie ci wypominał, że zniszczyłaś jego szansę?
- Nie
będzie. Trochę go znam. A z resztą nawet jeśli to dam sobie radę. Nie musisz
udawać, że się martwisz. W końcu się nie znamy.
- Dziewczynko,
nie wyobrażaj sobie za wiele. W końcu sama powiedziałaś, że się nie znamy, –
prychnął cicho, lekko oschłym tonem.
Korekta: Ihmeelinen
Czekam na ciąg dalszy! 😄
OdpowiedzUsuńCierpliwości ;)
UsuńKażdy rozdział coraz lepszy, tak dalej😀😀
OdpowiedzUsuńCieszę się :D
Usuń