piątek, 4 sierpnia 2017

Rozdział II

Z kilkudniowym opóźnieniem zapraszam na drugi rozdział. W ramach rekompensaty jest on dłuższy. Następny być może już za tydzień.


Zdecydowałam, że przed ostrzeżeniem mogą pojawiać się krótkie notki ode mnie, dlatego bardzo proszę, aby kontrolować, czy nie pojawia się żadna informacja w takim kolorze ;)

 Plan lekcji i cały system szkolnictwa jest wzorowany na Ameryce, jednak nie jest on skopiowany kropka w kropkę. Był on jedynie inspiracją, dlatego niektóre rzeczy mogą być sprzeczne ;)

Miłego czytania i bardzo proszę o komentarze. Im więcej uwag tym lepiej (pochlebnych lub nie), ponieważ to pozwala rozwijać mi się przy pisaniu, a także na wejście z wami w rozmowę na czym bardzo mi zależy :) Oczywiście czytam nawet te krótkie komentarze, mimo że nie odpowiadam na nie.
Nawet nie wiecie jak mnie to motywuje, mimo że nie jestem zbyt regularną osobą jeśli chodzi o pisanie (starzy  czytelnicy, wiedzą o co chodzi ;) ). Mimo wszystko staram się to zmienić.
Kończąc ten przydługi wstęp zachęcam także do zadawania pytań, jeśli ktoś takie posiada. Postaram się na nie odpowiedzieć (tyczy się to każdego rozdziału). I myślę, że to ostatni raz gdy pojawia się ten monolog przed rozdziałem. Jeszcze raz zapraszam :D


Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.




- Hej, śpiąca królewno. Może najwyższa pora już wstać? Wiem, że podróże bywają męczące, ale śpisz już kilkanaście godzin. Nie uważasz, że to przesada?
Z cichym jękiem otworzyłam oczy, tylko po to, aby zobaczyć rozbawioną twarz Dicka, który ściągnął ze mnie kołdrę.
- Która godzina?
- Siódma. Musisz być dzisiaj wcześniej, żeby dokończyć kilka formalności.
Z ciężkim westchnięciem usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, lekko krzywiąc z bólu przez protestujące mięśnie. Wyminęłam mojego brata, który widząc, że znowu nie zasnę, zmierzwił mi jeszcze bardziej włosy zanim wyszedł. Udałam się do łazienki na szybką poranną toaletę, a następnie do garderoby. Wybrałam zwykłą szarą bluzkę z krótkim rękawem, ciemne dżinsy i cienki czarny sweter. Włosy zaplotłam w warkocz, zanim przejrzałam się w lustrze.
Byłam wysoka, jeśli patrzyć na średnią kraju, ponieważ miałam pięć stóp i siedem cali wzrostu*, jednak nie on był moją cechą rozpoznawczą. Stały się nią włosy, zwłaszcza odkąd przefarbowałam je z czerni na bordo. Zresztą i bez tego koloru ciężko byłoby je przegapić, ponieważ nawet splecione w warkocz sięgały mi za pośladki. Do tego dochodziły duże czekoladowe oczy otoczone wachlarzem gęstych długich rzęs oraz pełne różowe usta.
Kobieta ideał.
Uśmiechnęłam się kpiąco do swoich myśli i chwyciłam torbę z książkami zanim zbiegłam na dół do kuchni. Już od progu Dick przywitał mnie szerokim uśmiechem podając mi talerz z tostami. Musnęłam go tylko w policzek, siadając na jednym z trzech stołków barowych przy wyspie kuchennej. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie miałam okazji tutaj zajrzeć, dlatego rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Całość była utrzymana w różnych odcieniach szarości połączonych z pomarańczowym kolorem. Podłoga była wyłożona jasnoszarymi płytkami w takim samym kolorze jak sufit, natomiast dwie ze ścian były intensywnie pomarańczowe, a pozostałe w odcieniu przypominającym stal. Pod ścianą między łukami prowadzącymi na korytarz i salon stał spory stół, przy którym mogło się pomieścić przynajmniej pięć osób. I całe szczęście, ponieważ przy tej wysepce w trzy osoby byłoby ciężko zjeść. Tak naprawdę dwie to było maksimum. Z drugiej strony została zamontowana kuchenka indukcyjna, a nad nią prosty okap. Wyspa była na tyle duża, aby wokół kuchenki przygotować jedzenie, bez przeszkadzania osobom jedzącym po drugiej stronie. Pozostałe dwie, sąsiednie ściany zostały zabudowane ciągiem blatów i szafek z prawie czarnymi przodami, które miały pomarańczowe elementy. Oczywiście nie mogło zabraknąć takich rzeczy jak lodówki, mikrofalówki, piekarnika czy zmywarki. Wszystko pasujące kolorystycznie do całego wystroju.
-  Ziemia do Jenny, - westchnął ciężko Dick, machając dłonią przed moją twarzą.
Zamrugałam kilka razy wyrywając się z zamyślenia i przerywając oglądanie wnętrza.
- Przepraszam. Co mówiłeś?
- Że jak przyjdziesz do szkoły masz się zgłosić do dyrektorki, a następnie do głównego gospodarza. Mam nadzieję, że pójdzie ci szybciej niż mi, ponieważ załatwiłem już większość twoich formalności.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
Skończyłam jeść swoje śniadanie, po czym włożyłam nasze talerze do zmywarki. W tym czasie Dick wyjechał już samochodem z garażu i czekał na mnie na podjeździe. W pośpiechu założyłam czarne adidasy oraz zamknęłam dom, zanim rozsiadłam się wygodnie na miejscu pasażera.
Do szkoły dotarliśmy po dziesięciu minutach. Zauważyłam, że pomimo wczesnej pory jest już wiele uczniów, którzy z uwagą się nam przyglądali. Westchnęłam ciężko i pozwoliłam, aby Dick zaprowadził mnie do gabinetu dyrektorki.
- Po zajęciach muszę jeszcze iść do klubu koszykówki, gdyby okazało się, że nie masz dzisiaj zajęć klubowych przyjdź na salę gimnastyczną i poczekaj na mnie.
- Albo wrócę na nogach, - przewróciłam oczami. – Dick, nie jestem dzieckiem. Naprawdę nie musisz się tak martwić.
- Do zobaczenia, - zaśmiał się cicho i zmierzwił mi włosy.
Westchnęłam ciężko, ale na mojej twarzy i tak wykwitł delikatny uśmiech. Zapukałam, a po usłyszeniu cichego pozwolenia weszłam do środka.
Przy dużym biurku siedziała niska siwowłosa kobieta, która podniosła wzrok znad papierów, gdy weszłam do środka i uśmiechnęła się do mnie. W kącie zauważyłam śpiącego małego psa z lśniącą plakietką podpisaną Kiki. Nie sądziłam, że do szkoły można przynosić zwierzęta, ale powstrzymałam się przed zdziwionym uniesieniem brwi, a zamiast tego w ciszy usiadłam naprzeciwko dyrektorki.
- Jenny Wayne, zgadza się?
- Tak. Przepraszam, że nie pojawiłam się na rozpoczęciu roku szkolnego, ale miałam wypadek. Tu są wszystkie dokumenty i zaświadczenie od lekarza.
Podałam jej czarną teczkę ze sporą ilością papierów. Dyrektorka przeglądała je w ciszy i dopiero po kilku minutach podniosła swój wzrok, najwidoczniej zaciekawiona jednym z nich.
- Jest tutaj także zwolnienie z wychowania fizycznego. Na jak długo?
- Myślę, że jeszcze kilka tygodni. Tydzień temu usunięto mi szwy, więc jest ryzyko otwarcia się ran przy zbyt intensywnym treningu. Przez ten czas będę ćwiczyć w domu.
- Rozumiem - mruknęła i wróciła do przeglądania teczki.
Spędziłam tam sporo czasu musząc uzupełnić różne dokumenty. Nie chcę wiedzieć, ile by to trwało, gdyby Dick nie zajął się większością przed moim przylotem. Tak mam przynajmniej szansę zdążyć na dwie ostatnie lekcje, o ile nie zatrzyma mnie główny gospodarz, do którego musiałam iść w następnej kolejności. Dyrektorka oddała mi dokumenty, które miałam mu przekazać, a także opisała po krótce drogę do sali, w której go znajdę. Podziękowałam i pośpiesznie wyszłam na korytarz. Pomimo przerwy obiadowej na korytarzu było sporo uczniów, dlatego dłuższą chwilę zajęło mi dotarcie do pokoju gospodarzy. Znowu zapukałam i weszłam do środka po usłyszeniu krótkiego „proszę”.
Przy stole zawalonym stosami różnych papierów siedział wysoki blondyn ubrany w białą koszulę i niebieski krawat. No tak, stanowisko zobowiązuje. Gestem kazał mi podejść bliżej, ale sam nie odrywał wzroku od dokumentu. Wzruszyłam obojętnie ramionami i cierpliwie czekałam aż skończy przyglądając się małemu fikusowi w rogu pokoju.
- Przepraszam, że tak długo, - powiedział w końcu, odrywając wzrok od papierów.
- Nic się… - przerwałam i zrobiłam krok w tył.
Zszokowana patrzyłam w jego miodowe tęczówki, przez chwilę będąc sparaliżowana i nie mogąc drgnąć najmniejszym palcem. Chłopak podniósł się zaniepokojony, ale odzyskałam chociaż minimalną władzę nad moim ciele. Pokręciłam głową i znowu zrobiłam krok w tył, cicho mamrocząc do siebie:
- To niemożliwe.
- Wszystko w porządku? – głos zdradził jego zdenerwowanie.
Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. Kiedy znów je otworzyłam wysiliłam się na niepewny uśmiech oraz pozwoliłam, aby delikatny rumieniec wypłynął na moje policzki i podkreślił moje zakłopotanie całą sytuacją.
- Tak. Po prostu bardzo mi kogoś przypominasz, – powiedziałam zażenowana.
- Ah, no cóż… -  On też nie wiedział, jak to skomentować, więc zapadła niezręczna cisza.
- Przepraszam cię za tę sytuację. Jestem Jenny Wayne. Razem z bratem przepisałam się tutaj na początku roku – powiedziałam, aby przerywać milczenie.
- Racja. Teraz pamiętam. Jestem Nataniel, główny gospodarz szkoły. Nie było cię na rozpoczęciu roku prawda?
- Tak. Miałam drobny wypadek. Dyrektorka o tym wie. Przekazałam jej potrzebne dokumenty a tutaj jest reszta. - Podałam mu teczkę.
Przejrzał ją szybko i razem z nimi podszedł do jednej z szuflad. Chwilę przeglądał kilka dokumentów, zanim wrócił do stolika i podał mi formularz oraz plan lekcji.
- Jesteśmy razem w klasie, a nasze wspólne przedmioty to język angielski oraz hiszpański. Zajęcia, które będziemy mieć całą klasą to wychowanie fizyczne i historia. Wygląda na to, że dzisiaj udasz się tylko na angielski oraz historię. Natomiast twój brat poinformował mnie, że chciałabyś należeć do klubu koszykówki. Mam nadzieję, że się nie pomylił, ponieważ ewentualną zmianę będziesz mogła dokonać dopiero w przyszłym roku.
- Nie trzeba. Wszystko jest w porządku - uśmiechnęłam się uspokajająco.
W torbie odszukałam długopis, a w tym czasie Nataniel podał mi formularz, w którym wyrażam chęć uczestniczenia w zajęciach klubu koszykówki. Skończyłam uzupełniać informacje o sobie i miałam tylko złożyć podpis, gdy drobny szczegół zwrócił moją uwagę, dlatego zaczęłam czytać uważnie cały dokument.
- Coś nie tak? – zapytał zaskoczony.
- Prawdopodobnie. Ten dokument jest o męskim klubie koszykówki, więc wydaje mi się, że nastąpiła pomyłka.
Podałam mu formularz i obserwowałam, jak robi się coraz bledszy. Szybkim krokiem przemierzył pokój i zaczął coś sprawdzać w komputerze. Widziałam jaki był zdenerwowany, a w pewnym momencie myślałam, że zemdleje, dlatego ostrożnie zbliżyłam się do niego dotykając jego ramienia. Obrócił się do mnie gwałtownie blady jak ściana. Cofnęłam się lekko zdezorientowana i zaskoczona, jego gwałtowną reakcją.
- Spokojnie. Usiądź może? Bo wiesz, nie chcę żebyś zemdlał, - mówiłam łagodnym głosem.
Ostrożnie złapałam go za rękę i delikatnie posadziłam na najbliższym krześle. Otworzyłam okno na oścież, żeby wpuścić świeże powietrze. Dopiero wtedy pochyliłam się nad Natanielem i delikatnie wachlując go zapytałam:
- Wytłumaczysz mi co chodzi? Dlaczego się tak zdenerwowałeś?
Rzucił mi załamane spojrzenie i westchnął ciężko pocierając twarz dłońmi.
- Zostałaś zapisana do klubu koszykówki. Problem w tym, że do tego męskiego, - przerwał na chwilę i spojrzał mi w oczy. – Ja sam nie wiem jak to się stało. Jeszcze nigdy się tak nie pomyliłem. Postaram się to odkręcić najszybciej jak się da. Przepraszam cię. Obiecuję, że…
- Stop, stop, stop. Powoli, - zatrzymałam go, ponieważ zaczynał mieć słowotok. – Powoli. Nie przejmuj się tak.
- Jak mam się nie przejmować, skoro… - zaczął zirytowany, ale znowu mu przerwałam.
- Nie przejmuj się. Naprawdę. Czy widzisz, żebym ja się przejmowała? – zapytałam z delikatnym uśmiechem, a on tylko pokręcił głową. – No właśnie. Jesteś głównym gospodarzem, mam rację?
- Tak, ale co to…
Przyłożyłam mu palec do ust.
- Pozwól, że teraz ja będę mówić. Jesteś głównym gospodarzem, więc zapewne masz mnóstwo obowiązków. Po twojej reakcji sądzę, że nigdy nie zdarzyła ci się sytuacja co szczerze podziwiam, ponieważ musisz pamiętać, że jesteś tylko człowiekiem. Masz prawo popełniać błędy i nikt nie będzie cię o to winić, szczególnie że jesteś musisz być rzetelny w wypełnianiu swoich obowiązków.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie znasz mnie - mruknął cicho, ale widać, że moje słowa mu pochlebiają.
- Jestem dobrą obserwatorką, dzięki czemu umiem dość trafnie oceniać ludzi, jednak tak jak ty jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić, dlatego staram się ich poznać bliżej zanim wyciągnę pochopne wnioski.
Odsunęłam się od niego z uroczym uśmiechem i puściłam mu oczko, na co roześmiał się cicho. Przynajmniej mam pewność, że nie zemdleje. W duchu odetchnęłam z ulgą.
- Wracając do tematu klubu, - zaczęłam ostrożnie uważnie go obserwując – jak mówiłam to żaden problem. Jeśli mam być szczera to nawet się cieszę, ponieważ w poprzedniej szkole większość czasu spędzałam na grze z chłopakami, więc będę wiedziała, jak sobie poradzić. Z dziewczynami różnie to bywało, chociaż znałam dwie takie, które mogły ograć nawet was, - zaśmiałam się cicho, a on tylko przewrócił oczami. – Co prawda teraz mam zwolnienie z wychowania fizycznego i przez następne kilka tygodni nie będę grać, ale mam nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu im się przydam. Na początku przyszłego roku naprawimy ten błąd. Nie musisz się nim martwić.
- Skoro tak uważasz - westchnął ciężko i podrapał się po głowie. – Pozwolisz, że w ramach rekompensaty postawię ci kawę i po lekcjach zaprowadzę cię do Dajana, który zarządza klubem?
- Z wielką chęcią, - zaśmiałam się cicho i uśmiechnęłam szerzej.
- Świetnie. Będę czekać na ciebie na dziedzińcu, aż skończysz lekcje.
Pokiwałam głową. Złożyłam zamaszysty podpis i zebrałam swoje rzeczy zostawiając chłopaka pośród sterty innych dokumentów, które zaczął zbierać. Najwidoczniej za niedługo zaczną się lekcje. Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę, że zajęło mi to prawie całą przerwę, ale i tak uśmiechnęłam się na wspomnienie tych dziwnych sytuacji.
Wyszłam z sali wpadając na kogoś. Na całe szczęście udało mi się odzyskać równowagę. No może przy pomocy osoby, na którą wpadłam. Chłopak był od mnie znacznie wyższy, przez co musiałam zadrzeć wysoko głowę, aby spojrzeć na jego twarz. Gdy tylko to zrobiłam, natrafiłam na stalowoszare tęczówki i gniewny grymas, który powoli zmienił się w kpiący uśmiech, a ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przez cały ten czas jedną dłoń trzymam na jego umięśnionym torsie, drugą kurczowo zaciskając na jego ramieniu. Zauważyłam też, że zapach jego wody kolońskiej z trudem maskuje smród papierosów, co było kolejnym powodem, dla którego szybko wyplątałam się z jego uścisku. Odsunęłam się odrobinę, próbując ukryć lekki rumieniec zażenowania.
- Eh, dzięki, – wymamrotałam.
Przemknęłam pod jego ramieniem, prawie nie zauważając stojącej za nim szatynki, która na chwilę przed tym jak mnie zobaczyła była wyraźnie wkurzona, a teraz patrzyła na mnie zdziwiona. Ja także zatrzymałam się i przyjrzałam się jej uważnie, dzięki czemu po eleganckiej błękitnej bluzce oraz białej spódnicy zrozumiałam, że jest to najpewniej jakaś pilna uczennica. Być może pomocnica Nataniela. Chciałam ją poprosić o pomoc, ale uprzedziła mnie.
- Pomóc ci w czymś? – zapytała dość uprzejmym tonem.
- Być może. Możesz mi powiedzieć, gdzie jest sala B? Za chwilę mam historię i nie bardzo chcę się spóźnić. Szczególnie, że to mój pierwszy dzień.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Jasne. Wygląda na to, że jesteśmy razem w klasie. Jestem Melania, gospodyni naszej klasy.
- Jenny.
Odwzajemniłam uśmiech i w ciszy oddaliłam się od pokoju gospodarzy za swoją przewodniczką.

***

- Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam kogoś tak bezczelnego! Żeby palić na dziedzińcu i nawet nie próbowałeś się specjalnie z tym kryć! – krzyczała Melania idąc przed mną i prowadząc mnie do pokoju gospodarzy.
- Nie piekl się tak, bo złość piękności szkodzi. A przepraszam. Już za późno - prychnąłem cicho.
Zatrzymałem się przed salą i z kpiącym uśmiechem patrzyłem, jak gospodyni odwraca się powoli w moją stronę czerwona ze złości, a jej oczy były jak dwa karabiny maszynowe. Nawet nie muszę się starać, żeby doprowadzić ją do takiego stanu. Ona sama to robi.
Bezczelnie obróciłem się plecami do niej, aby wejść do pokoju gospodarzy. Ktoś mógłby pomyśleć, że byłem wręcz zadowolony z czekającej mnie kary, ale doskonale wiedziałem, że jeśli nikt inny nie zostanie po lekcjach, to mi także się upiecze. W końcu nawet taki kujon jak on nie chciałby spędzać całych popołudni w tej szkole, więc zawarliśmy małe porozumienie.
Myślami wróciłem na ziemię i w momencie, gdy chciałem wejść do pokoju, ktoś nacisnął klamkę z drugiej strony, przez co stracił równowagę i wpadł na mnie.  Zaskoczony złapałem ją za ramię i postawiłem do pionu. Niedużo brakło, żebym wydarł się na nią jak chodzi, ale w ostatniej chwili zauważyłem, że dziewczyna w próbie ratunku także złapała mnie za rękę, a drugą oparła mi na torsie, aby odzyskać równowagę. Nie mogłem powstrzymać kpiącego uśmiechu, gdy podniosła wzrok. Nieźle się zaczyna.
Szybko wydostała się z mojego uścisku i odsunęła od mnie. Mi się wydaje czy ona marszczy nos? Powstrzymałem chamską uwagę widząc, jak się rumieni i przekrzywiłem odrobinę głowę, aby się jej przyjrzeć, niestety nie miałem na to zbyt dużo czasu, ponieważ mruknęła pod nosem tylko jakieś podziękowanie, zanim przemknęła pod moim ramieniem na zewnątrz. Jedyne na co zwróciłem uwagę, to że ma średniej wielkości cycki, duże brązowe oczy i ciemnoczerwone długie włosy, które swoją drogą ciężko byłoby przeoczyć.
Odwróciłem głowę z powrotem na korytarz, ale dziewczyna odchodziła już razem z panią idealną. Usłyszałem tylko jak krótko jej się przedstawia.
- Jenny.
Mój wzrok od razu powędrował na jej kształtne pośladki, w połowie zakryte czarnym swetrem. To musi być ta nowa o której tyle pisała Peggy. Nie ma możliwości żebym nie zapamiętał dziewczyny z takimi kształtami. Wygląda na to, że będę mieć dużo zabawy, jeśli dobrze to rozegram. Niechętnie odwróciłem się w stronę pana idealnego znanego jako Nataniel, który popatrzył na mnie mocno znudzonym wzrokiem.
- Mógłbyś się czasem postarać, bo zaczynam myśleć, że lubisz siedzieć ze mną po godzinach - westchnął ciężko i wrócił do swoich dokumentów.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele blondyneczko. To że pozwoliłem, aby twoja dziewczyna się przed tobą wykazała, nie znaczy, że będę codziennie taki dobry.
- To nie jest moja dziewczyna - powiedział tylko i skończył zbierać dokumenty.
- Co to za dziewczyna?
- Nowa uczennica. Mówisz tak jakbyś nie czytał gazetki.
- Czytałem. Miałem nadzieję, że chociaż raz zluzujesz spodnie i powiesz mi coś więcej. - Uśmiechnąłem się szyderczo.
- Serio? Tylko tyle? Spodziewałem się czegoś więcej po wielkim Kastielu - prychnął pogardliwie. – Chodzi z nami do klasy. Jak chcesz się dowiedzieć czegoś więcej to sam się jej zapytaj. Chyba, że jesteś za cienki w barach.
Uniosłem wysoko brew. Czy ja dobrze słyszę? On próbuje mnie sprowokować? No tego już dawno nie było. Doskonale wiem, że od dłuższego czasu chętnie by mnie stąd wywalić, ale nigdy nie próbował mnie prowokować w tak oczywisty sposób. Ciekawe nie powiem. Może ta nowa namieszała mu w głowie podczas uzupełniania formalności? Jeśli tak, to będę musiał się jej uważniej przyjrzeć.
- Od kiedy mówisz o sobie w trzeciej osobie? Uważaj, bo jeszcze ktoś pomyśli, że masz zaniżone poczucie wartości - prychnąłem tylko.
Nie czekając na dalszą dyskusję wyszedłem z pokoju. Akurat zadzwonił dzwonek. No to chyba będzie pierwszy raz w tym roku, gdy przyjdę punktualnie na lekcje. Tym razem miałem przynajmniej odpowiednią motywację. W końcu nie chciałbym przegapić czegoś ciekawego o naszej nowej szkolnej atrakcji.

***
Melania okazała się całkiem miłą i pomocną osobą. Nie musiałam jej prosić, aby pokazała mi, gdzie znajduje się moja szafka, a następnie zaprowadziła do sali B. Przy okazji dowiedziałam się, że jest gospodynią naszej klasy, dzięki czemu często pomaga Natanielowi w organizacji różnych spraw. Postanowiłam nie komentować, że nie jest jedyną taką osobą w tej szkole i nie tylko ona może mu pomagać. Wystarczyła mi jej rozanielona mina, gdy chociaż na chwilę temat zszedł na głównego gospodarza.
Stojąc pod klasą rzuciły mi się w oczy rude włosy związane w warkocz i charakterystyczna fioletowa koszulka. Szczerze mówiąc sama nie wierzyłam, że to możliwe, dlatego poczekałam chwilę, aż dziewczyna obróciła się do mnie bokiem i wtedy zobaczyłam turkusowe oczy. Teraz byłam już zupełnie pewna, że to Iris. Chodziłam razem z nią do szkoły zanim przeprowadziła się kilka lat temu po rozwodzie swoich rodziców, a nasz kontakt się urwał. Muszę przyznać, że ją, jako jedną z niewielu osób, mogłam nazwać dobrą koleżanką. Być może gdybyśmy miały więcej czasu stałaby się przyjaciółką. Ciężko powiedzieć.
- Eh, przepraszam cię Melanio na chwilę, ale chyba widzę kogoś znajomego. Pozwolisz, że pójdę się przywitać - powiedziałam wracając wzrokiem do mojej rozmówczyni.
Skinęła głową, ale gdy się odwróciłam kątem oka zauważyłam, że zrobiła dziwną minę. Zupełnie jakby fakt, że ktoś jest ważniejszy niż ona zdenerwował ją lub obraził. A może tylko mi się wydawało? Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się natrętnych myśli wywołując na twarzy wesoły uśmiech, ponieważ już zbliżyłam się do rudowłosej i dwójki innych dziewczyn z którymi rozmawiała.
- Cześć, - powiedziałam niepewnie. Nie chciałam, aby uznały mnie za wścibską.
Wzrok całej trójki zwrócił się w moją stronę, a ja chyba zauważyłam szok na twarzy Iris oraz zaciekawienie na twarzy jej towarzyszek. W każdym razie tak mi się wydawało, ponieważ chwilę później byłam duszona w uścisku rudowłosej. Zaśmiałam się cicho i również przytuliłam ją krótko, zanim odsunęłam od siebie delikatnie, aby móc znowu nabrać powietrza.
- Wiedziałam, że ma do nas dołączyć ktoś nowy, ale nigdy nie powiedziałabym, że to ktoś kogo znam. A tym bardziej, że będziesz to ty, Jenny.
- Cóż świat jest mały, - zaśmiałam się cicho. – No i cieszę się, że pomimo upływu takiego czasu nadal mnie rozpoznajesz.
- Uwierz mi, że i bez twoich kruczoczarnych włosów ciężko byłoby cię minąć obojętnie na ulicy. – Uśmiechnęła się wesoło, zanim odwróciła się z powrotem do czekających dziewczyn. – Kim, Viola poznajcie Jenny. Przed moją przeprowadzką chodziłyśmy razem do szkoły. Jenny poznaj Kim i Violettę.
Kim była ciemnoskórą brunetką o intensywnie zielonych oczach. Włosy sięgały jej podbródka poza dwoma pasmami z przodu, które były za ramiona, a za długą grzywkę spinała dwoma niebieskimi wsuwkami, aby nie wpadała jej do oczu. Dzięki krótkim spodenkom i błękitnemu topowi, które nosiła pomimo dość niskich temperatur, można było zobaczyć jej wysportowane ciało. Była jedną z niewielu dziewczyn, które mnie przewyższały.
Violetta natomiast była drobna i niska, co dodatkowo uwydatniał jej szary strój. Odrobinę przypominała dziecko w tych ubraniach. Miała czarne oczy oraz fioletowe sięgające ramion włosy z warkoczem zamiast opaski i jednym małym warkoczykiem z lewej strony. Cały czas trzymała w rękach duży, zielony szkicownik. Zastanawiałam się czy nie jest większy od niej.
Już po krótkiej wymianie zdań musiałam przyznać, że obie były swoimi przeciwieństwami, jednak z tego co zauważyłam, nie przeszkadzało im to w nawiązaniu bliskiej znajomości. Kim była bezpośrednia i szczera, za to Violetta małomówna i bardzo nieśmiała. Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem Iris nie jest spoiwem w ich przyjaźni, jako że zawsze jest otwarta i skora do pomocy, a jej dobry humor udziela się praktycznie każdemu z kim zaczyna rozmawiać. Nie jestem pewna czy istnieje druga tak sympatyczna osoba.
Nawet nie zauważyłam, że końcówka przerwy upłynęła mi na rozmowie z nimi. Gdy tylko zadzwonił dzwonek Iris zaproponowała, że usiądzie ze mną co przyjęłam z cichą ulgą. Pociągnęła mnie do ławki na samym końcu sali, gdzie już na samym początku dowiedziałam się, że będziemy chodzić razem tylko na angielski, co szczerze mówiąc mnie zdziwiło, ponieważ byłam pewna, że będziemy razem na biologii oraz chemii, ponieważ od zawsze chciała zostać weterynarzem. No cóż, najwidoczniej przez te dwa lata zmieniła zdanie i teraz idzie na prawo.
Moją uwagę zwrócił głos nauczyciela, który ze szczerym zdziwieniem patrzył na czerwonowłosego chłopaka w czarnej skórzanej kurtce, glanach oraz czerwonej koszulce z logiem Winged Skull. Zaraz… To nie jest przypadkiem chłopak, na którego wpadłam wychodząc z pokoju gospodarzy? Przyjrzałam mu się uważniej, dzięki czemu zauważyłam charakterystyczne stalowo-szare tęczówki. Tak to on!
Iris musiała zauważyć jak uważnie mu się przypatruję, ponieważ powiedziała:
- To Kastiel, szkolny buntownik i „łamacz serc” – zrobiła cudzysłów w powietrzu. – Ma dosyć niepochlebną reputację, ponieważ był okres, gdy owijał sobie każdą dziewczynę wokół palca, a następnie ją rzucał. Czasem też robił o nie zakłady. Stare dzieje. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz to się zdarzyło.
- Można by pomyśleć, że jesteście ze sobą blisko…
- Co? Nie, nie, – roześmiała się przyciszonym głosem. – Wydaje mi się, że mogę nazwać go dobrym znajomym, ewentualnie kolegą. On raczej nie dopuszcza nikogo do siebie. Ami i Lysandra są wyjątkami, ale to ona ma na niego większy wpływ. Zauważyłam, że odkąd ją poznał, zmienił się - odparła zamyślonym głosem.
- Kim jest Ami? – zapytałam zaciekawiona.
No cóż, ciekawość to pierwszy stopień do piekła i moja największa wada.
- Och, nie ma jej dzisiaj, - powiedziała cicho rozglądając się dla pewności po sali. – Przez jakiś czas była jego dziewczyną, ale coś im nie wyszło i wydaje mi się, że teraz są po prostu dobrymi przyjaciółmi. Jest chyba jedyną osobą, z której zdaniem się tak naprawdę liczy. No być może jeszcze z Lysandrą.
Znowu się nad czymś zamyśliła, dlatego postanowiłam jej dalej nie wypytywać o innych uczniów. Nie chciałam wyjść na wścibską, dlatego zwróciłam jej i swoją uwagę na reakcję nauczyciela, na co znów roześmiała się.
- Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby przyszedł na lekcji punktualnie. W każdym razie jest to dość rzadki widok. Jeśli już się pojawia to w większości przypadków jest delikatnie mówiąc spóźniony.
- No tak. Mogłam się tego domyślić, skoro jest buntownikiem - przewróciłam oczami.
Iris zaśmiała się. Cicho rozmawiałyśmy przez historię oraz angielski, jednak cały czas starałam się kontrolować co się dzieje na lekcji. Nie chciałam podpaść nauczycielowi i to już w pierwszy dzień. Rozluźniłam się jednak nieco, gdy okazało się, że jestem do przodu z materiałem dzięki mojej poprzedniej szkole. Zresztą wszystko co robi się na historii to powtórki z poprzednich lat nauki, mimo że próbują je odrobinę rozszerzać. W końcu co więcej można powiedzieć o kraju, który ma trochę ponad pięćset lat? A w każdym razie od tego czasu, gdy Europejczycy zaczęli odkrywać nasz kontynent dzięki czemu mamy dokładniejsze informacje niż z czasu, gdy mieszkali tu Aztekowie, Indianie czy wikingowie. W porównaniu z Europą nasz kraj naprawdę nie robi wrażenia, jeśli chodzi o historię. Zresztą na angielskim wcale nie było lepiej. Większość lektur i tekstów nadrobiłam podczas wakacji, aby móc skupić się na nauce.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek razem z Iris udałyśmy się do szafek, gdzie odłożyłyśmy książki i mogłam udać się do klubu koszykówki. Wyszłyśmy na dziedziniec, a tam czekał na mnie Nataniel z kubkiem kawy. Uśmiechnęłam się szeroko. On naprawdę nie żartował. Pożegnałam się z rudowłosą i zbliżyłam się do głównego gospodarza.
- Odważny jesteś, - powiedziałam przyjmując od niego kubek.
- Dlaczego tak uważasz? – zapytał marszcząc brwi.
- Kupiłeś mi kawę nawet nie pytając się jaką lubię, a przecież mnie nie znasz, - zaśmiałam się.
- No tak, ale postanowiłem zaryzykować, - odparł lekko zakłopotany.
Widząc jaki zrobił się czerwony ukryłam uśmiech za kubkiem kawy. Muszę przyznać, że udało mu się trafić. Widząc, że mi smakuje odrobinę się rozluźnił i ruszył przodem w stronę sali gimnastycznej, skąd można już było usłyszeć odbijającą się piłkę.
Gdy tylko weszliśmy do środka wysoki czarnoskóry chłopak z krótkimi czarnymi dredami ubrany w czerwono-biały strój do gry z numerem dziesięć skierował się w naszą stronę marszcząc lekko brwi. Czułam się przy nim jak dziecko, ponieważ musiał mieć przynajmniej dwa metry wysokości, a ja czułam się niekomfortowo już przy osobach przewyższających mnie o dziesięć centymetrów jak Nataniel. Nawet przy Dicku, który miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, czułam się nieswojo, pomimo spędzenia razem tylu lat.
- Coś nie tak Nat? Kto to jest? – Przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Dajan to Jenny. Należy do klubu koszykówki.
- Dziewczyny nie mają teraz treningu – mruknął i zmarszczył brwi zbity z tropu.
- Należy do waszego klubu koszykówki. Przynajmniej przez ten rok.
Dajan zaskoczony uniósł brwi, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć ktoś przerzucił mnie przez ramię, tak że zwisałam głową w dół. Osoba ta bez żadnych skrupułów zaczęła klepać mnie po pośladkach. No tak. Tylko Dick był na tyle bezczelny.
- Hej! Przestań! – krzyknęłam oburzona i zaczęłam wierzgać nogami.
Usłyszałam jego rozbawiony śmiech, a chwilę później zostałam posadzona na rurce do podciągania. Odruchowo złapałam się jej, aby nie zlecieć, ponieważ była dość wąska. Moje krzyki przyciągnęły resztę chłopaków, którzy przebrali się w ekspresowym tempie i teraz patrzyli na mnie odrobinę zdziwieni, ale nie przeszkadzało im to w uśmiechaniu się szeroko na mój widok. Spojrzałam w dół. No dwa metry jak nic, a w moim stanie nie mogę obrócić się do zwisu ani próbować skakać.
- No cóż widzę, że już ciepło przyjęliście naszą nową koleżankę - powiedział Dajan zbliżając się do nas.
Wszyscy spojrzeli na niego z szokiem, a brunet wytłumaczył im całą sytuację. Usłyszałam rozbawione prychnięcie, które pochodziło od czerwonowłosego buntownika. Serio? Jest tyle uczniów w szkole, a my musimy wpadać na siebie na każdym kroku? Powstrzymałam westchnięcie i tylko wzniosłam oczy ku niebu. Kiedy pierwszy szok minął odezwał się jakiś blondyn:
- Ten krasnal ma niby z nami grać? Chyba nie chcesz, żebyśmy go rozdeptali przez przypadek?
- Żaden krasnal - warknęłam cicho i zwróciłam na siebie jego uwagę.
- Wybacz mi. Powinienem nazwać cię karłem, - uśmiechnął się do mnie kpiąco.
- Bo jak ci przywalę…
- Najpierw musiałabyś do mnie zejść.
Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem i zanim którykolwiek z nich zdążył zareagować przechyliłam się do tyłu, zwisając głową w dół zahaczona o zgięte kolana i trzymająca się dłońmi, a po chwili przerzuciłam nogi za siebie dzięki czemu wisiałam na samym rękach, zanim opuściłam się zgrabnie na ziemię. Spojrzałam z dumą na chłopaka ignorując palący ból w barku oraz boku. Chłopak był widocznie zaskoczony, ale ja tylko zbliżyłam się w jego stronę i dźgnęłam go w pierś, nie zwracając uwagi na fakt, że jest wyższy prawie piętnaście centymetrów.
- Nigdy więcej ze mnie nie kpij.
Patrzył na mnie dłuższą chwilę w ciszy.
- Nic mi nie zrobisz. Jesteś tylko dziewczyną, – odparł z lekko kpiącym uśmiechem.
Przed rzuceniem się na niego powstrzymał mnie Dick, który położył mi dłoń na ramieniu i delikatnie przyciągnął do swojego torsu. Skrzywiłam się, a on od razu mnie puścił patrząc na mnie dłuższą chwilę, ale go zignorowałam i skierowałam się w stronę damskiej szatni.
- Gdy tylko będę mogła wrócić do gry to pokażę ci jak to jest przegrać z dziewczyną, – rzuciłam na odchodnym, nie racząc go spojrzeniem.

***

Razem z chłopakami, patrzyłem jeszcze przez chwilę, jak dziewczyna kieruje się do toalety, trzymając się za bok. Przekląłem się w myślach. Przecież dopiero co Nataniel powiedział mi, że ona nie może się przemęczać. Miała wypadek i to przez niego rozpoczęła naukę miesiąc później. Ma zwolnienie, bo mogą jej się rany otworzyć. Jaki ja jestem głupi!
- Andy na ziemię i pięćdziesiąt pompek. Reszta się rozgrzewa i przechodzimy do gry.
Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, a Andy zrezygnował z pomysłu wykłócania się, gdy przygwoździłem go lodowatym spojrzeniem i w milczeniu zaczął wykonywać karę. Mimo to reszta patrzyła na mnie pytającym spojrzeniem, ale koniec końców to Dick im odpowiedział.
- Jenny miała wypadek i przez kilka najbliższych tygodni ma się oszczędzać. Później będzie mogła normalnie z nami grać - odparł zakładając ręce na piersi, gdy wszystkie spojrzenia się na niego przeniosły.
- Niby jak wyobrażasz ją sobie podczas naszej gry? – westchnął ciężko Kastiel. – Jest za niska i nie ma z nami szans na boisku. Poza tym jest drobniejsza niż większość dziewczyn. No chyba, że mówimy o jej ty... Ej! – warknął na mnie, ponieważ szturchnąłem go.
- To jej brat, więc dla własnego dobra, nie kończ, – mruknąłem, tak że tylko on usłyszał.
Dick uniósł brew, ale Kastiel przewrócił oczami i ruszył do skrzyni z piłkami. Dzięki temu cała dyskusja została zakończona i cała reszta klubu rozpoczęła rozgrzewkę. Pilnowałem ich do powrotu Jenny. Usiadła na ławce i obserwowała chłopaków. Nadal trzymała się lekko za bok, dlatego z zaplecza wyciągnąłem żel chłodzący i podałem go jej.
- Mam nadzieję, że chociaż trochę pomoże.
- Eh, tak. Dzięki. - Uśmiechnęła się delikatnie i przyłożyła do bolącego miejsca.
- Wszystko w porządku? Może zabrać cię do pielęgniarki?
- Nie trzeba. Po prostu odrobinę podrażniłam ranę. Za chwilę powinno przejść. - Zapatrzyła się chwilę przed siebie. – Co mam robić? Nie lubię siedzieć bezczynnie.
Uśmiechnąłem się delikatnie słysząc to.
- Możesz przynieść z zaplecza wody, a po zakończeniu rozgrzewki zebrać piłki. No i jeśli chcesz to zostaniesz sędzią podczas meczu.
- Oczywiście, - roześmiała się i skierowała na zaplecze po wodę.

Odprowadziłem ją wzrokiem, zanim wróciłem do rozgrzewki, która poszła nam dość sprawnie dzięki czemu już po chwili graliśmy normalny mecz, który sędziowała Jenny. Muszę przyznać, że ma naprawdę dobre oko, dzięki czemu bez problemu wyłapywała wszystkie błędy. Dlatego też była to pierwsza gra od dłuższego czasu bez poważniejszego faulu. Zaczynałem być ciekawy jak będzie wyglądać nasza gra, gdy już w pełni wyzdrowieje i będzie mogła z nami trenować.

*5' 7" to 170 cm


Korekta: Ihmeelinen

9 komentarzy:

  1. Najwidoczniej będzie pierwszy komentarz, yay!
    Jak tylko pojawił się Kastiel... Mam chęć na więcej :>
    Czytając, dokładnie czuję klimat Słodkiego Flirtu. Identycznie ubrane postaci, typowe zachowania... Jest ochota na kolejne części, bo jeszcze niewiele co do akcji wiadomo :x
    Jestem pewna, że Jenny po powrocie do zdrowia nieźle ogra tego, co do niej podskakiwał na koszykówce :> Nie lubię takich bezczelnych typków.
    Za to nieźle zapowiada się Kas. Jestem bardzo ciekawa jak to będzie dalej.
    Nadal podobają mi się opisy :>
    Czytanie w nocy jest niebezpieczne, widziałam w tekście słowa, których nie było xD
    Uh... A teraz najgorsze. Kolejny miesiąc czekania? Może jakoś to się przyspieszy? :D
    Oby! Dlatego życzę duuuuuuużo weny do następnej części. Niech się pojawi jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, nie chcę mi się wymyślać jakiegoś rozbudowanego komentarza, bo rozpływam się pod wpływem gorąca. Chcę tylko dać znać, że rozdział czytałam i bardzo mi się podoba. :)

    Pozdrawiam;
    życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział naprawdę świetny. Jeden z niewielu blogów gdzie zachowania są identyczne jak postaci w grze. Fajnie,że zrobiłaś postać Jenny intrygującą z pomocą tego wypadku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba powinnam przepisać komentarz z poprzedniego rozdziału xD Piękne, przepiękne, przepięknusie xD W sumie nie wiele pamiętam z poprzedniego opka, ale coś mi świta i jest to uroczy wschód słońca :3 Tym razem skupię się na akcji bo jest po prostu bajeczna ^^ Lubię gdy postać jest wyrazista i ma swój charakter, bo dzięki temu przyjemnie się czyta. A przy jej pazurku akcje są cudne :3 i jeszcze Kastiel i Dick hmm będzie się działo i to jest świetna wiadomość ;) Buziaki o moja pani. Weny życzę jak najwiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się postać Kastiela. Pod koniec rozdziału zrobiło się trochę chaotycznie i się pogubiłam, ale może tylko ja tak miałam. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz powiedzieć od którego miejsca się zgubiłaś? Być może to ja źle coś opisałam i dlatego jest niezrozumiale ;)

      Usuń
    2. Cała wypowiedź po ostatnich trzech gwiazdkach. :)

      Usuń
    3. Cóż przenosimy się na perspektywę Dajana, który zajmuje się treningiem klubu koszykówki. Informuje cały klub o dołączeniu Jenny. Później jest zwykły trening, a przy okazji on sprawdza czy rany Jen się nie otworzył oraz mówi jej w jaki sposób może być aktywna w klubie.

      Muszę przyznać, że byłam pewna iż jest to bardzo jasno opisane i troszkę mnie zaskoczyłaś :/

      Usuń
    4. Dzięki za wytłumaczenie, jak mówiłam może tylko ja miałam z tym problem. xD

      Usuń