piątek, 21 września 2018

Rozdział XI

Wstęp może być odrobinę przydługi, jednak proszę aby każdy się z nim zapoznał, ponieważ chciałam opowiedzieć o kilku kwestiach ;)

Pierwsza z nich to kolejna przerwa za którą oczywiście przepraszam. Na początku września mówiłam, że rozdział był gotowy w 70%, jednak bardzo się wtedy pomyliłam, ponieważ okazało się, że byłam niedużo za połową jak się okazało w trakcie pisania. Udało mi się jednak stworzyć najdłuższy rozdział jak do tej pory (22 strony i prawie 9,5 tysiąca wyrazów). Mam nadzieję, że nie przesadziłam. ;)

Drugą kwestią jest stworzenie one-shota historii Jenny i Kastiela z alternatywnego uniwersum, którego pierwszą część znajdziecie na podstronie o tytule "Alchemiczny Pierwiastek" lub dzięki kliknięciu na tytuł. Zapraszam także do czytania oraz oczywiście skomentowania pozostałych historii, które zamieściłam na podstronach. :)

Trzecią i ostatnią kwestią jest zbliżająca się granica 50 tysięcy wyświetleń oraz piąta rocznica odkąd rozpoczęłam swoją przygodę z pisaniem. Z tego powodu, gdy tylko uzbieramy tyle wyświetleń lub do końca października mam zamiar opublikować 5 informacji o zmianach jakie zaszły przez te lata w historii oraz postaram się odpowiedzieć na jedno pytanie od każdego z was dotyczące fabuły lub niejasności z historii Masek (oczywiście bez dużych spoilerów). Dajcie mi znać czy jesteście zinteresowani, a może macie jeszcze inne sugestie jak mogłabym wam podziękować za wyświetlenia i czas jaki spędziliście na czytaniu moich historii ;)

Zapraszam do czytania i bardzo proszę o zostawienie po sobie śladu, nawet gdyby miało to być tylko kilka słów, w komentarzu. :)


Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.




W ciszy stałam w małym korytarzu, podczas gdy Kastiel przygotowywał dla mnie kąpiel. Z trudem powstrzymałam się od zwiedzania, mimo że moja ciekawość dawała się we znaki. Zagryzłam wargę i powoli podążyłam za nim na górę. Nie zdążyłam nawet zbliżyć się do uchylonych drzwi od pokoju chłopaka, gdy coś ciężkiego wylądowało na mojej klatce piersiowej. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy zobaczyłam nad sobą ogromny pysk i świdrujące mnie czarne ślepia. Pomimo tego, że nie wydawał się agresywnie nastawiony, nie śmiałam się poruszyć. Ponad trzydzieści kilo mięśni gotowych do ataku i rozszarpania mi gardła, jest wystarczająco przekonującym argumentem, aby pozostać w bezruchu.
- Demon, zostaw – zawołał Kastiel, który stanął w progu drzwi i poklepał się po udzie.
Pies odwrócił się w jego stronę i zaszczekał, merdając lekko ogonem. Szczęśliwy podbiegł w jego stronę siadając u jego stóp i wystawiając język na zewnątrz. Ostrożnie uniosłam się, przyglądając jak Kastiel uśmiecha się rozbawiony i kucając przed nim targa pieszczotliwie jego uszy. Pies od razu położył się na boku, aby podrapał go po brzuchu. Uśmiechnęłam się rozczulona słysząc rozbawione prychnięcie Kasa, który nie miał serca mu odmówić. Jednak nawet takiemu buntownikowi jak jemu, czasami zależy.
- Dlaczego Demon? – zapytałam cicho.
Chłopak odwrócił w moją stronę zaskoczone spojrzenie. Pies od razu wykorzystał jego nieuwagę i oblizał go, śliniąc namiętnie cały jego policzek oraz kosmyki włosów. Parsknęłam śmiechem widząc zniesmaczenie na jego twarzy, gdy delikatnie odepchnął go od siebie i próbował zetrzeć ślinę swoją koszulką. Demon tylko przekręcił głowę z szerokim uśmiechem na pysku, merdając szybko ogonem.
- To nie ja go tak nazwałem – mruknął, pomagając mi wstać.
- Więc kto? – Popatrzyłam na niego zaskoczona.
- Ludzie ze schroniska. – Wzruszył ramionami.
Zatrzymałam się gwałtownie przyglądając się uważnie siedzącemu grzecznie psu, który patrzył na mnie z takim samym zainteresowaniem. Byłam skonfundowana i taki sam wzrok posłałam Kastielowi czekając na wyjaśnienia. Przewrócił tylko oczami i pociągnął mnie w stronę łazienki. Fuknęłam na niego zła z postanowieniem, że gdy się odświeżę wyduszę z niego odpowiedź, choćby gołymi rękoma.
- Przestań już robić taką dziwną minę. Tutaj masz czysty ręcznik i ubrania. Nie udało mi się znaleźć niczego mniejszego, więc będziesz musiała jakoś wytrzymać do jutra. Oczywiście jeśli wcześniej nie skończy się burza. – Uśmiechnął się zadziornie.
- Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że chcesz mnie tak po prostu wyrzucić – prychnęłam tylko.
- Jesteś zbyt przenikliwa. To sprowadzi, kiedyś na ciebie kłopoty – zaśmiał się i wyszedł, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.
Żebyś tylko wiedział…
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam w stronę parującej wody. Skrzywiłam się nieznacznie, gdy poczułam jaka jest gorąca. Wiedziałam, że moje ciało wytrzyma, dlatego powoli zanurzyłam się w wodzie, wdychając orzeźwiający zapach płynu do kąpieli, który przypominał mi jałowca. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona i odprężyłam się, pozbywając natrętnych myśli o motywacje chłopaka. Przez te kilka dni zdążył zająć już zbyt wiele miejsca w mojej głowie, co zaczynało mnie lekko martwić.
To zwykły kobieciarz. Będzie robić wszystko, abym rozłożyła przed nim nogi czyż nie? Zagryzłam wargę przypominając sobie jak bardzo jego nastawienie zmieniło się, gdy pies domagał się uwagi. Mogłabym nazwać go w pewien sposób uroczym. Prychnęłam śmiechem do swoich myśli. Oj, jaka ty jesteś głupiutka Jenny. Gdyby Kastiel cię usłyszał, wyśmiałby cię zarówno za twoją naiwność, jak i za uległość. Jak tak dalej pójdzie, nawet nie zauważę, kiedy znajdę się w jego łóżku, z własnej woli łamiąc swoje postanowienie.
Podskoczyłam lekko, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi, a zaraz po nim, lekko zniecierpliwiony głos Kastiela:
- Dość się już ogrzałaś? Też chciałbym skorzystać z wanny.
- Tak, zaraz wychodzę. Daj mi pięć minut.
Od razu podniosłam się i wypuściłam już letnią wodę. Nawet nie zauważyłam jak bardzo zdążyła się ochłodzić. Wytarłam się dokładnie zawijając swoje włosy w turban z ręcznika. Znowu zagryzłam wargę zdając sobie sprawę, że będę musiała paradować przed nim bez bielizny. Wahałam się długą chwilę, jednak wiedziałam, że nie mam wyjścia. Niechętnie wciągnęłam na siebie jego za duże dresy, zwykły czarny podkoszulek oraz grubą, granatową bluzę z napisem: Oczywiście, że jestem dawcą ciała. Kto nie chciałby skorzystać z jego części?* 
Przewróciłam oczami, starając się zignorować jego arogancję i naciągnęłam ją na siebie. Oczywiście była znacznie za duża, ale dzięki temu, ukrywała brak biustonosza oraz majtek, ponieważ sięgała do jednej trzeciej moich ud. Otworzyłam drzwi w momencie, gdy Kastiel chciał ponownie zapukać do drzwi. Założyłam tylko ręce na piersi i uniosłam brew, gdy zmierzył mnie od stóp do głów. Zignorowałam zadowolony uśmiech, który wykwitł na jego twarzy i przepchnęłam się koło niego. Bez słowa usiadłam na jego łóżku, aby wysuszyć włosy. Wzruszył obojętnie ramionami i zamknął się w łazience. Usłyszałam szum nalewanej wody, gdy zaczęłam się nieśpiesznie przyglądać pomieszczeniu.
Dwie ściany, na których znajdowało się okno i wejście na balkon, zostały pomalowany na niebiesko-szary kolor. Większe jednoosobowe łóżko zostało ustawione w rogu pod oknem, a za nim została przyklejona fototapeta przedstawiająca Time Square w Nowym Jorku. Pomiędzy nim, a drzwiami do łazienki znajdowała się grafitowa kanapa z czerwonymi poduszkami oraz niską ławą ustawioną naprzeciwko pod lekkim skosem. Ściana na której znajdowały się drzwi na korytarz została zapełniona białą meblościanką. Między nią, a przesuwnymi drzwiami na balkon zostało ustawione biurko w tym samym kolorze oraz fotel w odcieniu czerwieni zbliżonym do poduszek na kanapie. W kącie przy łóżku stały dwie gitary: elektryczna, czerwono-biała oraz akustyczna, niebiesko-czarna. Dookoła okna znajdowało się mnóstwo półek, które prawie uginały się pod ciężarem płyt i kilku książek. Na szafce koło łóżka zauważyłam kilka ramek ze zdjęciami, dlatego zaciekawiona ześlizgnęłam się ostrożnie z posłania, zanurzając nagie stopy w miękkim włosiu białego dywanu, który rozjaśniał ciemne panele.
Zaciekawiona podniosłam do ręki ramkę z dwoma zdjęciami przedstawiającymi Kastiela z Ami. Na pierwszym była uwieszona na jego szyi  i składała na jego policzku soczystego buziaka. Pomimo ogólnie niezadowolonej postawy Kastiela, dostrzegłam uśmiech czający się w kącikach jego ust oraz roziskrzonych oczach, który udało się uchwycić osobie robiącej zdjęcie. Na drugiej fotografii Kastiel trzymał ją za biodra i nachylał się nad fontanną, grożąc dziewczynie wrzuceniem do lodowatej wody. Ami jednak nie wydawała się przestraszona, a zamiast tego wpatrywała się w jego twarz z poważną miną. Dłonie zaciśnięte na kołnierzu jego kurtki wcale nie chroniły jej przed ewentualną kąpielą. Zagryzłam wargę wyobrażając sobie napięcie panujące między nimi w tamtej chwili. Byłam pewna, że ta atmosfera nie dotyczyła tylko ich przyjaźni, a czegoś znacznie poważniejszego. Tylko dlaczego ich związek nie przetrwał, skoro do teraz mają świetny kontakt?
Zamyślona, odłożyłam ramkę i przesunęłam wzrokiem po reszcie zdjęć, nie widząc tak naprawdę co się na nich znajduje. Moje spojrzenie skupiło się dopiero na fotografii, przedstawiającej klęczącego Kastiela  i jakąś szatynkę stojącą na murku od krawędzi dachu. Zmarszczyłam brwi przyglądając się przerażeniu malującemu się na twarzy Kasa, gdy wyciągał ręce w stronę dziewczyny, oraz jej wyniosłym spojrzeniu. Mimowolnie wyciągnęłam dłoń, aby dotknąć popękanego szkła ramki, ale silne szarpnięcie za nadgarstek zmusiło mnie do odwrócenia się. Z trudem udało mi się utrzymać równowagę, wzrokiem od razu natrafiając na pociemniałe od wściekłości tęczówki Kastiela. Poczułam jak moje policzki stają się gorące od wstydu. Nie wierzę, że dałam się nakryć na myszkowaniu w jego rzeczach!
- Mogę przygotować nam coś do jedzenia, jeśli zaprowadzisz mnie do kuchni – wymamrotałam cicho, starając się odwrócić uwagę od krępującej sytuacji.
Zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem, zanim wypuścił moją dłoń i odwrócił się w stronę meblościanki. Zataczając się usiadłam na łóżku i w ciszy wpatrywałam się w białe włosie dywanu. Drgnęłam zaskoczona, gdy usłyszałam jego ostre pytanie:
- Idziesz?
Stał już przy drzwiach i przyglądał mi się z lekko zmrużonymi oczami, jakby zastanawiał się, czy może mnie pożreć. Zagryzłam wargę i pocierając lekko czerwony nadgarstek ruszyłam w jego stronę. Nie spojrzałam na niego, gdy przecisnęłam się obok niego w drzwiach. Starałam się także zignorować psa, który leżał przy wejściu do pokoju naprzeciwko i przyglądał mi się uważnie, zaalarmowany nagłą zmianą w zachowaniu Kastiela. Zachowując bezpieczną odległość, skierowałam się w stronę schodów. Kastiel był tuż za mną i cichym mruknięciem skierował do odpowiednich drzwi, podczas gdy sam zniknął w garażu.
W ciszy zaczęłam przeszukiwać szafki małej, przytulnej kuchni. Miała mahoniowe fronty oraz jasnoszare, kamienne blaty, takie same jak kolor płytek. Ściany były pomalowane na kremowy kolor, a w rogu koło wejścia z trudem wciśnięto mały stół z czterema krzesłami. Wszystko wyglądało normalnie, do momentu, gdy nie zaczęłam przeglądać kolejnych szafek w których znajdowały się naczynia oraz garnki albo świeciły pustkami. W lodówce wcale nie było lepiej. Z przydatnych rzeczy wyciągnęłam na blat jedynie jajka, mąkę, masło, zamrożoną paczkę szpinaku oraz, o dziwo, małą paczkę sera feta. Przyglądałam się moim znaleziskom i nie mogłam powstrzymać się od załamanego jęku, który nie umknął wracającemu Kastielowi.
- Błagam, powiedz, że masz gdzieś tutaj spiżarnię z resztą produktów, a te pustki są spowodowane twoim lenistwem.
Popatrzyłam na niego z nadzieją, jednak on tylko odwrócił wzrok nie zamierzając odpowiadać na moje pytanie. Złapałam się za włosy i zaczęłam krążyć w kółko po małej przestrzeni, zastanawiając się co zrobić. Przez nawałnicę jaka zdążyła się rozpętać, wszelkie jedzenie na wynos dotrze do nas za kilka godzin. O ile w ogóle będą przyjmować zamówienia. W zamrażarce oprócz lodu nie znajdowało się nic więcej. Żadnych mrożonych dań przygotowanych tylko do odgrzania. Zatrzymałam się gwałtownie wpatrując się intensywnym wzrokiem w Kastiela, który wyprostował się nieznacznie i uniósł brew.
- Co ty jesz? – wypaliłam.
Chłopak ponownie odwrócił wzrok, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie, zastanawiając się nad najlepszą odpowiedzią zanim odważył się na mnie spojrzeć.
- W większości przypadków szukam czegoś na mieście. Czasem kupuję gotowe dania do odgrzania w mikrofali – mruknął cicho z delikatnym rumieńcem wstydu wypływającym na jego policzki.
Zagryzłam wargę próbując powstrzymać rozczulony uśmiech. Mimo że publicznie zgrywał ważniaka i dla większości ludzi zachowywał się jak zimny dupek, w tym zaciszu był zwykłym chłopcem. Przyglądając się produktom, nie mogłam powstrzymać rozbawionego uśmiechu dzięki swojemu odkryciu. Miałam szczęście, że chociaż potrafi sprzątać i najwidoczniej nie lubi życia w brudzie.
- Wiesz, że jeśli komuś o tym powiesz to napuszczę na ciebie swojego psa? – burknął cicho.
- Żeby mnie zalizał na śmierć? – zapytałam rozbawiona, zerkając na niego przez ramię.
- Jeśli będzie miał na to ochotę – mruknął, podchodząc do mnie. – Co robisz? – zapytał zaciekawiony, przyglądając się jak przygotowuję składniki do ciasta kruchego.
- Zrobię tarte ze szpinakiem i serem fetą. Nic więcej nie wymyślę z takim asortymentem, więc nie chcę słyszeć wybrzydzania – zastrzegłam, widząc jak się krzywi. – Znalazłam sól, ale musisz jeszcze przynieść pieprz. Byłoby dobrze, gdyby jakimś cudem znalazł się też czosnek i gałka muszkatołowa.
Bez słowa zaczął przeszukiwać szafki podczas gdy ja zaczęłam zagniatać ciasto, które wrzuciłam do zamrażarki, gdy tylko było gotowe. Kastielowi nie udało się tylko znaleźć gałki muszkatołowej, co i tak było dużym sukcesem, dlatego w następnej kolejności musiał znaleźć odpowiednie naczynie żaroodporne oraz wałek. Pierwsze udało mu się po kilku próbach wyciągania różnych innych form, jednak do rozwałkowania ciasta musiałam użyć pustej butelki po piwie. Ułożyłam ciasto na formie i zanim wstawiłam do pieca nakłułam widelcem, prosząc cicho, aby to wystarczyło i nie wyrosło. W międzyczasie zajęłam się farszem, który polegał na rozmrożeniu szpinaku, dodaniu fety, jajek i przypraw. Skończyłam tuż przed tym jak ciasto zdążyło się odrobinę upiec.
Opadłam na krzesło, gdy tylko gotowa tarta wylądowała w piecu. Miałam nadzieję, ze przez ten czas, nie wybije nam prądu. W końcu to tylko pół godziny. Odwróciła się w stronę Kastiela unosząc brew, ponieważ cały czas przyglądał mi się ukradkiem.
- Mam coś na twarzy czy po prostu podziwiasz widoki? – zakpiłam.
- Przez te ubrania niewiele widać, więc nie próbuj sobie schlebiać – prychnął rozbawiony i wpatrzył się w okno za moimi plecami. – Po prostu minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz ktoś mi gotował.
- Ami? Matka? – zapytałam niepewnie, nie chcąc go niepotrzebnie zirytować.
- Ami ma inny problem na głowie, którym musi się zajmować. I tak jestem zaskoczony, gdy czasem sobie o mnie przypomina.  Mieszkam sam, więc dobrze jest mieć towarzystwo kogoś więcej niż Demona – wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie zmieniłeś jego imienia? – starałam się zmienić temat, czując że dalsze drążenie, może skończyć się czymś na wzór awantury.
- Ponieważ tylko na to reagował. Już jako szczeniak był agresywny dla pracowników schroniska, którzy częściej używali tego określenia niż jego prawdziwego imienia, aż zostało zapomniane. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Poza tym ludzie, którzy go czasem spotykają nadal tak na niego wołają, więc próba zmiany niewiele by dała.
- Nie wygląda na agresywnego. Mógł przecież rozerwać mi gardło, a jednak tego nie zrobił. Nawet raz na mnie nie zawarczał, mimo że jestem obca.
- Być może czuje, że nie stanowisz dla mnie zagrożenia – Uśmiechnął się lekko, ponownie lustrując mnie spojrzeniem. – Poza tym wiedział, że jestem obok.
W ciszy zastanowiłam się nad jego słowami, ponieważ tarta była już gotowa do podania. Ukroiłam nam po kawałku i przyglądałam się w ciszy, jak Kastiel pochłania swoją porcję. Bez słowa dołożyłam mu dokładkę, gdy tylko skończył, a on odwdzięczył się delikatnym uśmiechem, zupełnie innym od wszystkich jakimi obdarzył mnie do tej pory. Spuściłam wzrok, kończąc swój posiłek. Po prostu smakowało mu jedzenie. Wszyscy w końcu wiedzą, że przez żołądek do serca. Nawet gdy mówimy o tak beznadziejnym przypadku jak Kastiel.
- Skończyłaś? – zapytał, wskazując na mój pusty talerz.
Skinęłam głową i pozwoliłam mu włożyć naczynia do zmywarki. W tym czasie schowałam pozostałości tarty, zanim skierowałam swoje kroki na piętro. Pies nadal leżał na swoim miejscu, jednak kiedy mnie zobaczył uniósł się i przeciągnął. Ostrożnie zanurzyłam dłoń w jego sierści i podrapałam za jednym uchem. Uśmiechnęłam się zadowolona, gdy zadowolony zaczął machać ogonem, zanim skierował się do pokoju Kastiela. Chwilę przyglądałam się drzwiom, których pies pilnował przez cały ten czas, jednak wolałam nie kusić niepotrzebnie losu. Chwilę później okazało się, że podjęłam słuszną decyzję, ponieważ czerwone włosy chłopaka wyłoniły się na schodach. Uniósł wysoko brew w niemym pytaniu, na co tylko wzruszyłam ramionami i także zniknęłam w jego pokoju.
- Gdzie mam spać? – zapytałam skonfundowana, widząc jak pies rozłożył się na całej długości kanapy.
- Demon! Złaź! – zawołał Kastiel.
Pies tylko rzucił mu przelotne spojrzenie zanim znowu zapadł w sen. Chłopak warknął zirytowany i próbował siłą zrzucić go z kanapy, jednak jedyną reakcją było ciche warknięcie. Kastiel spojrzał na niego z niedowierzeniem i próbował ściągnąć go za obrożę, ale nie miał szans z trzydziestokilogramową kupą mięśni zapierającą się z całej siły o delikatną tapicerkę. Nie mogłam powstrzymać cichego śmiechu, obserwując jego nieporadne zmagania.
- Może zamiast się śmiać byś mi pomogła? Przypominam ci, że to twoje miejsce do spania zajmuje.
- Naprawdę? – udałam zaskoczenie. – Myślałam, że jak prawdziwy dżentelmen odstąpisz mi swoje łóżko, a sam udasz się na kanapę. – Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Jeszcze się na rozum z Lysandrem nie zamieniłem – mruknął, próbując ponownie ściągnąć psa. – Złaź bydlaku!
Demon tym razem nawet nie silił się na reakcję, tylko zaparł się jeszcze mocniej swoimi pazurami, gdy Kastiel chciał ponowić próbę. W końcu zrezygnowany Kas wyrzucił ręce w powietrze, nie chcąc zniszczyć kanapy podczas dalszego siłowania. Ponownie zaśmiałam się cicho, wciskając się w kąt między zagłówkiem, a ścianą, aby zrobić mu miejsce na łóżku. Opadł koło mnie i wpatrywał się naburmuszonym wzrokiem w sufit. Z trudem oparłam się pokusie, aby przeczesać jego włosy palcami. Zamiast tego zdjęłam bluzę i rzuciłam na oparcie kanapy, ponieważ zaczęło mi się robić za gorąco. Od razu zostałam zgromiona spojrzeniem, za niszczenie porządku w jego królestwie. Przewróciłam tylko oczami i chciałam się podnieść, aby schować ubranie, jednak Kastiel zatrzymał mnie, obejmując ramieniem w pasie. Posłałam mu zaskoczone spojrzenie.
- Zostaw. Rano to posprzątam zanim pójdziemy do szkoły – wymamrotał cicho, zacieśniając mocniej uścisk.
Poderwałam się gwałtownie, gdy przypomniałam sobie, że przez ten czas nie dałam znać Dickowi, gdzie jestem. W ułamku sekundy znalazłam się na ziemi, aż Demon zaskoczony uniósł głowę przypatrując mi się uważnie. Bez słowa wbiegłam do łazienki i zaczęłam przetrząsać schnące ubrania w poszukiwaniu telefonu. Dopiero gdy sprawdziłam wszystkie kieszenie doznałam olśnienia. Przypomniałam sobie jak wrzucam go do torby, gdy wyciągałam książkę. Przez sytuację z Amber wszystkie moje rzeczy zostały w szatni. Zrezygnowana wróciłam do sypialni, gdzie Kastiel siedział na łóżku i przyglądał mi się zaciekawiony.
- Proszę, powiedz, że zabrałeś ze sobą telefon zanim uciekliśmy ze szkoły.
Opadłam koło niego opierając się o ścianę. Kas zastanawiał się dłuższą chwilę, aż w końcu pokręcił zrezygnowany głową. Załamana zakryłam sobie twarz dłońmi.
- Przecież Dick mnie zabije – jęknęłam.
- Daj spokój. Nie będzie tak źle – mruknął cicho. – O kogo miałby być nadopiekuńczy, jeśli ciebie by zabrakło?
- Punkt dla ciebie – przyznałam spoglądając na niego, pomiędzy palcami.
Uśmiechnął się tylko szeroko i również zrzucił swoją czarną bluzę, która wylądowała na mojej. Przyglądał się temu chwilę, aż w końcu wzruszył obojętnie ramionami. Bez słowa przyciągnął mnie w swoją stronę, aby mógł się normalnie położyć. Próbowałam się od niego odsunąć, jednak moje plecy od razu natrafiły na zimną ścianę. Przebiegł mnie dreszcz i ponownie się do niego zbliżyłam. Przyglądałam mu się w ciszy, starając się ignorować fakt, że nasze twarze dzieli tylko kilka cali. Jedno ramię wsunął pod poduszkę, aby móc lepiej wtulić w nią policzek. Drugie cały czas pozostawało na wcięciu mojej tali, gdy on także przyglądał mi się intensywnie. Spuściłam wzrok i powstrzymałam się od zagryzienia wargi. Nie chciałam niepotrzebnie kusić losu. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, jednak brakowało w nim zwyczajowej zgryźliwości, dlatego nie protestowałam, gdy narzucił na mnie kołdrę, mimo że było mi dość gorąco. Niepewnie zacisnęłam palce na jego ramieniu, gdy próbował zrobić mi więcej miejsca, mimo że sam znajdował się już na krawędzi materaca. Spojrzał na mnie zaskoczony, jednak nie zaprotestował i przysunął się bliżej, obejmując mnie mocniej. Tym razem nie powstrzymałam się od zagryzienia wargi.
- Dlaczego to robisz? – zapytałam cicho.
- Co takiego?
- Mam wrażenie, że próbujesz mi udowodnić, że nie jesteś taki jak mówią plotki.
- W końcu to plotki – odparł lekko rozbawiony.
- W każdej z nich jest ziarno prawdy. No bo powiedz mi z którą dziewczyną byłeś tak na poważnie, żeby ci zależało? – zapytałam podpierając się na ramieniu.
Zamilkł na dłuższą chwilę zastanawiając się co mi odpowiedzieć, aż w końcu powiedział bardzo cichy głosem:
- Ami. Była ostatnią, którą wziąłem na poważnie.
- Więc dlaczego czas przeszły?
- Ponieważ nie było tej fascynacji. Przynajmniej później. Na początku było cudowanie. – Uśmiechnął się znacząco, przez co przewróciłam oczami. – Jednak po dłuższym czasie nie czuliśmy potrzeby tej bliskości. Byliśmy dla siebie bardziej jak rodzeństwo, więc nie było sensu ciągnąć dalej tej farsy. – Wzruszył ramionami.
- Co za cudowny, kazirodczy związek – zaśmiałam się cicho. – Ej! – pisnęłam, gdy uszczypnął mnie w bok.
- Na pewno mniej nienormalny niż twój i Dicka. Powinienem cię nagrać jak śliniłaś się do niego podczas treningu.
- Nie śliniłam się! – odparłam oburzona.
- Oczywiście. Tylko dlaczego słyszałem jak sprzątaczka psioczyła na drugi dzień o tej wielkiej plamie na trybunach, którą musiała sprzątać? – zakpił z szerokim uśmiechem.
- Grabisz sobie!
- Oj, ale się boję – zironizował.
- Powinieneś – syknęłam.
W ułamku sekundy obróciłam go na plecy i znalazłam się nad nim, przygwożdżając jego ręce nad głową. Musiałam użyć sporo siły, aby nie mógł ich podnieść, co skomentował zaskoczonym spojrzeniem. Uśmiechnęłam się tylko niewinnie i przyglądałam się jego mięśniom skrytym pod cienkim materiałem bokserki. Przesunęłam się nieznacznie, aby poprawić swoją pozycję i ze zdziwieniem stwierdziłam, że oddech Kastiela nieznacznie przyśpieszył. Uśmiechnęłam się w szatański sposób i ponownie poruszyłam biodrami. Poczułam jak Kastiel naparł na mój uścisk próbując się wyrwać, dlatego dołożyłam siły i ponownie zmusiłam go do położenia się.
- Niby co próbujesz tym osiągnąć? – zapytał udając spokój i złośliwość, jednak jego oczy pociemniały, a szczęki zacisnął odrobinę.
- Oj, Kas. Jestem dobrą obserwatorką, więc nie musisz udawać, że nie robi to na tobie wrażenia. Ja już i tak wiem wszystko czego potrzebuję, aby się odegrać.
Ponownie poruszyłam się. Tym razem starałam się to zrobić odrobinę dłużej. Kastiel zacisnął dłonie w pięści i przez zaciśnięte zęby wycedził:
- Zejdź ze mnie.
- Oj dlaczego? Czyżby biedny Kastiel nie lubił mokrych snów? – zakpiłam z niego słodkim głosem, jednak nie poruszyłam się.
- Dobrze ci radzę – warknął.
- Bo co? Będę musiała spać na podłodze czy może wyrzucisz mnie na tę ulewę? Daj spokój. Oboje wiemy, że nie zrobisz tego skoro nawet ci nie stanął – zaśmiałam się cicho.
Nachyliłam się nad nim i musnęłam go w szczękę zanim zsunęłam się z niego zadowolona z rewanżu. Nie mogłam powstrzymać pełnego satysfakcji uśmiechu, gdy odwróciłam się do niego plecami, zakopując się pod kołdrą i przytulając poduszkę. Minęła długa chwila zanim chłopak w końcu odwrócił się w moją stronę, aby zrobić więcej miejsca na materacu. Przyciągnął mnie do swojego torsu, abym nie musiała dłużej wciskać się w ścianę i zacisnął ramię na moim biodrze. Poczułam jego delikatny oddech łaskoczący moją szyję.
- Tym razem ci wybaczę to nieczyste zagranie. Następnym razem pożałujesz, że wystawiłaś moją cierpliwość na próbę – wyszeptał do mojego ucha.
Zagryzłam wargę czując przyjemny dreszcz spływający po moich plecach. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się cieszyłam z tej groźby, jednak wolałam nad tym dłużej nie rozmyślać. Skupiłam się za to na jego gorącym torsie, przyciśniętym do moich pleców i spokojnym biciu jego serca, które odbijało się echem po moim ciele, pomagając w zaśnięciu.

***

O poranku z trudem udało mi się zmusić do otworzenia oczu. Pierwszy raz miałam tak spokojny sen, przez co mimowolnie uśmiechnęłam się szczęśliwa. Spróbowałam się podnieść, ale uścisk na moim biodrze tylko się zacieśnił, dociskając do gorącego torsu. Ciepły oddech owiał mój kark, przez co nie mogłam powstrzymać lekkiego dreszczu. Ostrożnie odwróciłam się w stronę chłopaka, który nadal spał w najlepsze. Odsunęłam się od niego, aż moje plecy oparły się o chłodną ścianę, dzięki czemu miałam odrobinę lepszy widok na jego spokojne oblicze.
Uważnie przyglądałam się rysom jego twarzy. Pierwszy raz widziałam go tak rozluźnionego, przez co mój wzrok wędrował po każdym calu jego twarzy chłonąc ten niezwykły widok. Z każdą chwilą czułam jednak coraz mocniej zaciskające się na mojej krtani lodowate szpony, które utrudniały mi oddychanie. Znałam tę twarz. Sposób w jaki zaciskał usta i marszczył brwi, gdy był zdenerwowany wciąż tkwił w mojej głowie. Uniosłam się gwałtownie, przypominając sobie stalową szarość jego oczu i zimne spojrzenie, które męczyło mnie w koszmarach. Jak mogłam nie dostrzec tego wcześniej? Jedyne co ich różni to kolor włosów. Zamarłam przypominając sobie potłuczone zdjęcie. To tylko farba. Włosy też ma takie same. Jest po prostu młodszy.
Moje ciało działało instynktownie, pchane do przodu nagłą nienawiścią rozlewającą się po nim gwałtownymi falami. Opuszki palców musnęły gorącą skórę na jego szyi. Wyczułam pod nimi puls bijący w tętnicach, kciukami zahaczyłam o jego grdykę. Nie byłam jednak w stanie wzmocnić uścisku. Drżąc na całym ciele wpatrywałam się jak powoli otwiera oczy i przygląda mi się zaspanym wzrokiem, spod kilku czerwonych kosmyków.
- Wiesz, nie żebym miał coś przeciwko silnym kobietom dominującym nad mężczyznami, ale następnym razem wolałbym być przytomny gdy zaczniesz mnie ujeżdżać – wymamrotał, przecierając oczy.
Otworzyłam usta, ale nie potrafiłam wydusić żadnego sensownego zdania. Moje dłonie były teraz oparte o jego tors, co nie umknęło jego uwadze. Na jego twarzy wykwitł szeroki, zboczony uśmiech, przez który moje policzki zaczęły palić żywym ogniem. Jak oparzona zeskoczyłam z niego na ziemię, przez co spowodowałam u niego falę głośnego śmiechu. Nawet moje mordercze spojrzenie nie pomogło mu się uspokoić, dlatego zdenerwowana z głośnym trzaśnięciem zamknęłam się w łazience. Powoli osunęłam się po ścianie, nagimi barkami chłonąc zimno płytek. Co tu się właśnie, do cholery jasnej, stało?
Nadal słyszałam jego stłumiony śmiech, gdy zaczął się krzątać po pokoju. Zamknęłam oczy wsłuchując się w ten dźwięk i starając się uspokoić drżenie mojego ciała. Oddychałam głęboko starając się opanować kłębiące się w mojej głowie myśli, które przywracały niechciane spojrzenia. Kastiel musiał zacząć dobijać się do drzwi, abym w końcu zdecydowała się podnieść i przygotować do wyjścia.
- W końcu! Ile można czekać – zaczął narzekać, tuż po tym jak wyłoniłam się zza drzwi łazienki.
Nie odpowiedziałam nic i usiadłam na łóżku ponownie wpatrując się w szafkę ze zdjęciami. Na wszystkich z nich był Kastiel i jego znajomi. Nie było jednak żadnego rodzinnego zdjęcia. Zagryzłam wargę, ponieważ jeśli ten brak był spowodowany złymi relacjami, mogłam zniszczyć ten dzień jeszcze zanim się zaczął. Musiałam się jednak upewnić, że to tylko złudzenie, a mój umysł postanowił spłatać mi niemiły żart.
- Co ci chodzi po głowie, że wyglądasz jak siedem nieszczęść?
Przez jego nagłe pytanie podniosłam się gwałtownie do pozycji stojącej. Przypatrywał mi się z uniesioną brwią, a ja potrzebowałam chwili, żeby w końcu odzyskać zdolność mówienia.
- Możesz pokazać mi zdjęcie swojego ojca? – zapytałam zachrypniętym głosem.
- Po co?
Pytanie zadane pozornie beztroskim tonem, jednak zauważyłam jak jego spojrzenie staje się czujne i chłodne. Zagryzłam wargę, odwracając wzrok, dzięki czemu zauważyłam jak jego dłonie drgnęły, gdy powstrzymywał się od zaciśnięcia ich w pięści. Odetchnęłam cicho zanim ponownie spojrzałam na niego pewnym wzrokiem.
- Chodzi o moją matkę.
Przyglądał mi się długą chwilę zanim sapnął cicho zirytowany i zaczesał włosy do tyłu. Odwrócił się na pięcie i bez słowa wyszedł z pokoju, a ja opadłam na łóżko wzdychając z ulgi. Ta sytuacja nie może być już dziwniejsza, prawda?
- Trzymaj – mruknął, podając mi zdjęcie.
Skinęłam głową z wdzięcznością. Z uwagą przypatrywałam się mężczyźnie na zdjęciu, ignorując resztę osób, które zmieniły się w tło. Te same stalowe oczy, kruczoczarne włosy, jednak…
- To nie on - wyszeptałam do siebie, od razu zaciskając usta wiedząc, że Kastiel mnie usłyszał.
- Nie on? – zapytał wyraźnie zaintrygowany.
- Mogę się mylić, ale… Ile lat ma twój ojciec? – zapytałam niepewnie, nie chcą przeciągać struny.
- W tym roku skończył czterdzieści lat. Coś jeszcze? – Był coraz bardziej oschły.
- Nie, teraz mam pewność, że to nie on. Jest za stary.
- Za stary? Zresztą nie ważne. Powiedz mi lepiej jaki mógłby mieć związek z twoją matką?
- Podobno, gdy moja matka zniknęła, po tym jak zostawiła mnie z moim ojcem, była widziana z mężczyzną o stalowoszarych oczach i kruczoczarnych włosach. Skoro ty się zgadzałeś z opisem, to mógł być twój ojciec. – Wzruszyłam obojętnie ramionami, oddając mu zdjęcie.
- Skąd wiesz, że mam kruczoczarne włosy?
- Zdjęcie z szatynką. Tam jeszcze nie miałeś farby, buraku – zaśmiałam się cicho, próbując rozładować napięcie.
- Odezwała się ta, która nie ma czerwonych włosów – burknął, jednak w kącikach jego ust zadrgał uśmiech, co przyjęłam z cichą radością.
Pozostała część poranka upłynęła już bez spięć, nawet jeśli Kastiel zaczął narzekać, gdy zmusiłam go, aby zawiózł mnie do domu, żebym mogła się przebrać. Miałam szczęście, że gdy dotarliśmy na miejsce Dick nie miał za dużo czasu, aby zrugać mnie za wczorajsze zniknięcie i rzucał mi tylko pochmurne spojrzenia. Uśmiechnęłam się tylko niewinnie i musnęłam go w policzek, zanim uciekłam do Kastiela. Zanim wyszłam, zauważyłam tylko jak przewraca oczami na mój entuzjazm z tej przejażdżki i nawet nie próbował mnie zatrzymywać. Kastiel tylko uśmiechnął się złośliwie. Dzięki jego szaleńczej jeździe na dziedziniec szkoły dotarliśmy w rekordowym czasie. Mimo to nie powstrzymałam się przed rzuceniem mu kilku złośliwych uwag, które zbył tylko wzniesieniem oczu ku niebu. Cały radosny nastrój popsuła ponura mina Nataniela, które czekał na nas przy wejściu do szkoły.
- Macie się stawić u dyrektorki. Teraz – powiedział chłodno.
Powstrzymałam Kastiela, który chciał warknąć coś nieprzyjemnego i skinęłam tylko głową na zgodę. Nataniel rzucił tylko tajemnicze spojrzenie Kasowi, zanim ruszył przed siebie kierując się prosto do gabinetu dyrektorki. Musieliśmy poczekać chwilę zanim dostaliśmy pozwolenie, aby wejść do środka. Dyrektorka zlustrowała mnie od stóp do głów zupełnie ignorując obecność Kastiela. Widziałam niezadowolenie, malujące się na jej twarzy, gdy zaczęła mówić surowym, podniesionym głosem:
- Jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką nieodpowiedzialnością! Pobicie, ucieczka i to zaledwie drugiego dnia nauki w naszej szkole, gdy nie raczyłaś się nawet pojawić na rozpoczęciu panno Wayne! Takiego zachowania nie można nawet nazwać nieodpowiedzialnym! Zachowałaś się bezczelnie! Gdyby nie tak świetne papiery i opinie z poprzedniej szkoły, zostałabyś natychmiast wydalona! Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazłaś?
- Tak, proszę pani – odpowiedziałam, pokornie spuszczając wzrok.
- I tyle? Nie masz nic więcej do dodania? Panna Evans boi się wrócić teraz do szkoły!
- Jenny się tylko broniła. To Amber zaczęła całą bójkę – mruknął Kastiel, przewracając z politowaniem oczami na wzmiankę o niej.
- Nie prosiłam aby pan Brown zabrał głos! Z pewnością nie zapomniałam o twoim wybryku!
Zagryzłam wargę widząc tylko, że jest jeszcze bardziej rozłoszczona jego uwagą. Ukradkiem spojrzałam na niego i wzrokiem poprosiłam, go aby już nic więcej nie mówił. Potrząsnął rozdrażniony głową i rozparł się na swoim fotelu, wpatrując się pustym wzrokiem w sufit. Nie wiedziałam czy robił to specjalnie, ale dyrektorka była już na granicy wybuchu, dlatego postanowiłam zareagować i załagodzić odrobinę atmosferę.
- Przepraszam za moje karygodne zachowanie – zaczęłam pokornie i kopnęłam Kastiela w łydkę, aby się więcej nie odzywał. – Wiem, że obecna sytuacja nie świadczy o mnie najlepiej, jednak zdarzyło mi się to pierwszy raz. Jest mi przykro z powodu Amber, jednak to ona rzuciła się na mnie jako pierwsza i zmusiła do obrony. – Wskazałam palcem na ślady na policzku. – Nie chciałam jej skrzywdzić i kiedy uświadomiłam sobie, co się stało spanikowałam. Kastiel chciał mnie zatrzymać, ale uległ moim prośbą i zabrał mnie do domu. Zajął się mną, mimo że zdawał sobie sprawę jakie problemy może to na niego sprowadzić. I nawet jeśli nie powinnam tego robić, proszę panią, aby ukarała pani tylko mnie.
Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Kastiel oczywiście chciał zaprotestować, dlatego najmocniej jak tylko mogłam w tej chwili nacisnęłam jego stopę. Rzucił mi zirytowane spojrzenie i zacisnął dłonie w pięści. Ukradkiem musnęłam dłonią jego kolano, aby choć trochę się uspokoił. Nie chcę wiedzieć jak poważne miałby problemy, gdyby dyrektorka dowiedziała się, że to on zmusił mnie do ucieczki. Jej reakcja była wystarczającą wskazówką abym wiedziała, że nawet jeśli jego przewinienie było znacznie mniejsze, dostałby najsurowszą karę. Wzdrygnęłam się nieznacznie na tą myśl i zmusiłam do ponownego spojrzenia na dyrektorkę, która teraz wpatrywała się uważnym wzrokiem na zmianę we mnie i w niego.
- To prawda? – zapytała się chłodnym, ale wyraźnie spokojniejszym tonem.
- Tak – mruknął, odwracając wzrok.
Milczała dłuższą chwilę, zastanawiając się nad całą sytuacją. Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo męczy mnie cisza jaka zapadła w gabinecie, przerywana jedynie cichym posapywaniem psa, który drzemał w rogu pomieszczenia. W tej sytuacji jego obecność nawet nie wydawała mi się nie w porządku. W końcu jeszcze nigdy nie zostałam wezwana do dyrektorki z powodu sprawiania problemów. Zawsze starałam się nie rzucać w oczy, aby nie zwracać na siebie więcej kłopotów. Sprawiłam ich już dość po przybyciu do rodziny Wayne’ów, a aresztowanie za nielegalne wyścigi było tylko wisienką na torcie tego całego bałaganu.
- W porządku. Wierzę wam, mimo że cała ta sytuacja brzmi bardzo nieprawdopodobnie. Mam nadzieję, że tego nie pożałuję. – Spojrzała na nas srogim wzrokiem.
- To się więcej nie powtórzy – odparłam z bladym uśmiechem, a Kastiel mruknął tylko coś pod nosem na potwierdzenie
- Nie zmienia to jednak faktu, że wasze zachowanie było niedopuszczalne. Dlatego oboje zostaniecie dzisiaj po lekcjach, a oprócz tego panna Wayne najbliższe dwa tygodnie spędzi na pomocy w pokoju gospodarzy. Co do pana Browna… - Zmrużyła oczy przypatrując mu się podejrzliwie. – Następnym razem w ramach pomocy proponuję znaleźć  nauczyciela, który zajmie się uczniem w potrzebie. Gdyby nie wstawiennictwo panny Wayne i nagły przypływ wielkoduszności, mógłbyś być nie tylko zawieszony, panie Brown, ale najprawdopodobniej wydalony. Radzę więc pilnować się na przyszłość, ponieważ niewiele brakuje, abyś opuścił tę placówkę.
- Oczywiście. Od teraz będę wzorem do naśladowania. – Uśmiechnął się krzywo.
- Nie kpij sobie! Oprócz dzisiejszego zostania po lekcjach, powiadomię o zaistniałej sytuacji waszych opiekunów i chcę się z nimi zobaczyć na najbliższym dniu otwarty!
- Powodzenia – mruknął lekceważąco.
- Pan Brown otrzymuje także zakaz uczestnictwa w zawodach koszykówki przez najbliższe pół roku – odparła lodowatym tonem.
- Co?! - Podniósł się gwałtownie z fotela, aby zaprotestować. –Za miesiąc nasza drużyna bierze udział w zawodach do których przygotowujemy się od zeszłego roku! Nie możesz tego zrobić!
- Mogę i właśnie to robię. Może to nauczy cię odrobiny szacunku, panie Brown. I radzę uspokoić nerwy inaczej pożegnasz się z drużyną.
- Pani mi grozi? – zapytał, ale ja widziałam jak zaciska dłonie z wściekłości.
- Uprzedzam. Radzę rozważyć, czy bycie bezczelnym jest warte wydalenia z drużyny. Nie mam nic więcej do dodania. Wracajcie na lekcje.
Odprawiła nas gestem dłoni, ignorując wściekłego Kastiela, który najchętniej rozszarpałby ją gołymi rękami. Czym prędzej poderwałam się z fotela i złapałam za pięść Kasa, aby wyciągnąć go stamtąd. Jeszcze chwila, a zrobi coś, czego będzie żałować do końca życia. Czułam jak kieruje na mnie swoje wściekłe spojrzenie, ale  pozwolił się wyprowadzić i zaciągnąć na klatkę schodową. Tam wyrwał się z mojego uścisku i uderzył z całej siły w szafkę.
- Kurwa!
- Kastiel uspokój się. Jeśli ktoś nas teraz znajdzie, wpakuje nas w jeszcze większe bagno.
Chciałam złapać go za ramię, ale odepchnął moją dłoń i przeniósł na mnie rozsierdzone spojrzenie. Cofnęłam się o kilka kroków, aby uniknąć ewentualnego ciosu i uniosłam nieznacznie ręce, aby móc łatwiej go zablokować. Kastiel widząc to otworzył szerzej oczy i opuścił dłonie, rozluźniając pięści. Mimo to zaciskał szczęki, a usta zmieniły się w wąską linię jakby powstrzymywał wybuch. Odetchnął głęboko kilka razy, zanim udało mu się odpowiedzieć.
- Łatwo ci mówić – wycedził, pokonując szczękościsk. – Obiecałem Dajanowi, że pomogę wygrać im te zawody. To jego ostatnia szans, aby wyjść w końcu z fazy eliminacji i pokazać jak wiele znaczy. Zarówno jako zawodnik jak i kapitan drużyny. Cztery lata wybierał uczestników, którzy nadawaliby się do gry. A przez to głupie babsko wszystko może pójść na marne. Szlag! – Ponownie uderzył w szafkę.
- Uspokój się! – Złapałam go za rękaw kurtki i odwróciłam w swoją stronę. – Znajdziemy kogoś na twoje zastępstwo. Myślę, że nawet Dick mógłby się zgodzić. Jest w tym dość dobry…
- Odpuść – warknął chłodno, nie pozwalając mi dokończyć. – Twoje gadanie nic mi nie da.
- Za to twoja bezczelność doprowadziła do tej wyśmienitej sytuacji!– krzyknęłam, nie kontrolując nagłej wściekłości jaka mnie ogarnęła.
Odwróciłam się na pięcie i najszybciej jak tylko potrafiłam udałam się do swojej sali, starając się stłumić targające mną emocje. Chciałam mu pomóc, a on zachowuje się jak skończony idiota i jeszcze wyżywa się na mnie! Pieprzony kretyn! Ostatni raz zrobiłam dla niego coś dobrego! Naprawdę zaczynałam mieć dość tego dnia, mimo że nawet się jeszcze dobrze nie zaczął. Do tego jeszcze będę musiała zostać po lekcjach, za co Dick już z pewnością mnie udusi jak się tylko dowie.
Wszystkie lekcje zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a pomoc w pokoju gospodarzy była niezwykle męcząca przez milczącego Nataniela. Już podczas pierwszej przerwy zrezygnowałam z jakichkolwiek prób porozumienia się z nim. Wykonywałam tylko polecenia jakie mi wydawał. Kastiela unikałam przez cały dzień, nadal czując wściekłość gdy przypominałam sobie naszą rozmowę po wyjściu z gabinetu dyrektorki. Na hiszpańskim usiadłam w pustej ławce, aby choć trochę odpocząć od Nataniela, jednak zamiast tego co chwilę rozpraszałam się przez cichą rozmowę Ami z Kastielem, którzy siedzieli kilka ławek za mną. Miałam szczęście, że nauczyciel wyjątkowo zwracał na mnie dzisiaj uwagę, dzięki czemu łatwiej było mi się zmusić do ignorowania ich. Szkoda, że nadal nie mógł ćwiczyć co spowodowało wysyp uwag od dziewczyn, które pomimo intensywnych zajęć obserwowały nas całą godzinę i nie zamierzały powstrzymywać się od aluzji. Tylko dzięki pomocy w pokoju gospodarzy udało mi się od nich uciec. Po angielskim Nataniel zaprowadził mnie do sali w którym miała się odbyć nasza kara. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że w środku nie ma żadnego nauczyciela. Widząc moje zaskoczenie Nataniel odezwał się do mnie normalnie po pierwszy raz w ciągu całego dnia.
- Dyrektorka poprosiła mnie, abym się wami zajął, ponieważ nauczyciele muszą być na ważnej konferencji.
- Chyba raczej nie chce im się wykonywać brudnej roboty – prychnął lekceważąco Kastiel, który właśnie wszedł do klasy.
- Dla mnie bez różnicy dopóki będziecie cicho i zajmiecie się sobą. Nadal mam trochę rzeczy do zrobienia – mruknął obojętnie. – To twoje jeśli się nie mylę? – zapytał, wskazując torbę leżącą na biurku.
- Tak. Dziękuję, że ją przyniosłeś  - odparłam zaskoczona, widząc jak zmienił swoje podejście w stosunku do mnie.
- Nie masz za co. Przez pomaganie mi, pewnie nie miałaś nawet czasu pomyśleć, aby zgłosić się po nią do nauczycielek.
Delikatny uśmiech na jego twarzy zupełnie zbił mnie z tropu. Przez cały dzień wydawał mi tylko polecenia, a teraz zachowuje się jakby zupełnie nic się nie stało. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami przez dłuższą chwilę, na co Kastiel prychnął pogardliwie i uśmiechnął się złośliwie do gospodarza.
- Pan idealny, chyba nie był dzisiaj taki doskonały, skoro ona tak reaguje na twój zwykły gest uprzejmości – zakpił z niego, siadając w ławce i wyciągając na nią nogi.
- Eh, masz rację. Przepraszam Jenny – powiedział zakłopotany Nataniel, drapiąc się po głowie. – Po prostu przez twoją bójkę z Amber, nie do końca wiedziałem jak powinienem się zachować. W końcu to moja siostra i ktoś mógłby źle odebrać brak reakcji w stosunku do ciebie.
- To twoja siostra się na mnie rzuciła. To była samoobrona, nawet jeśli odrobinę zbyt gwałtowna – powiedziałam zirytowana faktem, że nikt mi nie wierzy.
- Wiem to. Możesz być pewna, że porozmawiam z nią dzisiaj. Chodzi po prostu o to, że gdybym tak po prostu rozmawiał z tobą po tym wszystkim zanim wyjaśnię z nią tę sytuację, mogłyby się zacząć plotki, że cię faworyzuję bardziej od własnej siostry.
- Aha, czyli ona może być faworyzowana, a przypadkowa dziewczyna już nie? Dobrze wiedzieć na przyszłość – mruknęłam jeszcze bardziej podminowana, zakładając dłonie na piersi.
- Odpuść Nat, bo tylko się pogrążasz – westchnął ciężko Kastiel, zanim zwrócił się do mnie. – Amber jest ukochaną córeczką tatusia, który nie potrafi zrozumieć, że tak naprawdę jest diabłem wcielonym, a pan idealny jako kochany braciszek stara się ją kryć. Inaczej musiałby dodatkowo zajmować się opieką nad nią, która dołożyłaby mu niepotrzebnych obowiązków. Cała szkoła się do tego przyzwyczaiła, bo w zamian za niesprawiedliwe potraktowanie możesz poprosić pana gospodarza o przysługę. Cała historia.
Zamrugałam zaskoczona, nie wiedząc co powiedzieć. Nataniel był cały czerwony ze wstydu i za wszelką cenę unikał mojego wzroku, jednak skinął w podziękowaniu do Kastiela, co wprawiło mnie jeszcze w większy szok. Wtedy z opóźnieniem dotarła do mnie kolejna informacja. Kastiel nazwał go Nat, zamiast zwyczajowego przezwiska. Zaczęłam masować sobie skronie, próbując poukładać to wszystko w głowie, ale nie byłam w stanie. Z gorącej nienawiści do chłodnej znajomości w ciągu kilku minut? Niemożliwe.
- Dzięki za wyjaśnienie. Co mamy robić? – zwróciłam się do Nataniela, który rozkładał jakieś papiery na biurku.
- Po prostu bądźcie cicho, to będę mógł pracować w spokoju i obędzie się bez wymyślania dziwnych zadań.
Wzruszyłam obojętnie ramionami i usiadłam w ławce pod ścianą, z dala od Kastiela. Wyciągnęłam słuchawki oraz książkę, dzięki czemu odcięłam się od chłopaków i tego co robią. Chciałam, żeby te kilka godzin minęło szybko, a jeśli miałam możliwość zająć się sobą, nie zamierzałam prowokować niepotrzebnych kłótni z Kastielem.

***

Długą chwilę przyglądałem się pogrążonej w czytaniu Jenny, zanim zdecydowałem się otworzyć okno z tyłu pomieszczenia. Zerknąłem na nią ukradkiem, aby upewnić się, że nic nie słyszy nadal pochłonięta własnymi myślami. Zauważyłem zaskoczone spojrzenie Nataniela, który uniósł wysoko brew obserwując mnie uważnie.
- Nie ucieknę – przewróciłem oczami.
Z kieszeni kurtki wyciągnąłem paczkę papierosów, jednak nigdzie nie znalazłem zapalniczki. Zakląłem cicho przypominając sobie, że zostawiłem ją w kuchni na blacie. Już miałem schować z powrotem opakowanie, kiedy Nataniel pomachał upragnionym przedmiotem przed moim nosem. Uśmiechnąłem się nieznacznie i wyciągnąłem jednego papierosa, podając paczkę w jego stronę. Skinął tylko głową w podziękowaniu i oparł się o parapet obok mnie, odpalając najpierw swoją, a następnie moją fajkę. W ciszy zaciągaliśmy się przez chwilę dymem, zanim postanowiłem przerwać ciszę.
- Ostatnio mam wrażenie, że zrobiłbyś wszystko, żeby mnie wywalić blondyneczko – mruknąłem, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmiechu.
- Musisz mnie tak nazywać jak jesteśmy sami?
- A dlaczego nie? Byłeś naprawdę śliczną dziewczynką, kiedy próbowałeś zapuścić włosy.
- Głupi pomysł, stare dzieje – warknął zirytowany. – Nie moja wina, że chciałem się dopasować do zespołu. Wszyscy mieli długie włosy oprócz mnie.
- A ty musiałeś nas papugować. Jakie szczęście, że ojciec zmusił cię do obcięcia – prychnąłem cicho rozbawiony.
- Uważaj, bo jeszcze się zemszczę i pozwolę, żeby cię zawiesili. Ostatnia ucieczka wystarczająco mocno wkurzyła dyrektorkę. Miałem szczęście, że chociaż Jenny myśli z waszej dwójki. Przynajmniej uniknąłem dodatkowej pracy z łagodzenia całej sytuacji. - Uśmiechnął się zadowolony, wpatrując się w plecy dziewczyny.
- I kto by ci wtedy dawał fajki? Poza tym ludzie zaczęliby dostrzegać twoje niedoskonałości, gdyby zabrakło takiego degenerata jak ja – mruknąłem, wpatrując się w swojego papierosa. – Nie mogę brać udziału w zawodach – zacząłem cicho.
- Żartujesz? – wykrztusił zszokowany, prawie wypuszczając papierosa z dłoni.
- A wyglądam jakbym żartował? – zapytałem zirytowany. – Dajan mnie zabije jak się dowie. Obiecałem mu pomóc w tych zawodach. Jestem mu to winny do cholery. – Zacisnąłem wolną dłoń w pięść z trudem powstrzymując się od uderzenia nią w coś.
- Mówiłem ci, żebyś ugryzł się w język zanim coś powiesz – mruknął cicho. – Postaram się przekonać ją do zmiany decyzji – powiedział zamyślony, ale po chwili uśmiechnął się zadowolony. – W ciągu kilku najbliższych tygodni będę mógł wrócić do gry w zespole.
- Serio? To świetnie. Lysander już narzekał, że chciałby usłyszeć jak będą brzmiały nowe utwory. Muszę pogadać z Iris i wysłać jej nuty – zacząłem się zastanawiać na głos.
- A ty? Pisałeś coś? – uniósł brew, przyglądając mi się uważnie.
Rzuciłem mu pochmurne spojrzenie i zaciągnąłem się papierosem. Starałem się ignorować jego upierdliwe spojrzenie, jednak było to dość ciężkie. Napiąłem mięśnie czując znowu wielką ochotę, aby przyłożyć mu w zęby. Widząc co się ze mną dzieje odetchnął ciężko i wyrzucił peta za okno.
- Kastiel, zrobiłem to co uważałem za słuszne. Czemu nie potrafisz tego zrozumieć?
- Rozumiem – powiedziałem oschle, również gasząc niedopałek, ale w przeciwieństwie do niego, odpalając od razu drugiego papierosa.
- Nie. Wydaje mi się, że nie rozumiesz. Z jednej strony potrafisz ze mną normalnie porozmawiać, a już w następnej chwili rzucasz swoimi głupimi odzywkami.
- Robię to, żeby zachować twój idealnie czysty wizerunek – wycedziłem.
- A ja dzięki temu mogę ratować twój spięty tyłek, gdy przesadzisz – odpyskował na skraju wytrzymałości. – Dobrze wiesz, że chodzi mi o momenty takie jak teraz. Gdy nie musimy kontynuować tej farsy. Kiedy jesteśmy sami i nikt nas nie zobaczy.
- Zapomniałeś o Jenny. – Uśmiechnąłem się kpiąco, wskazując podbródkiem plecy dziewczyny.
- Szlag mnie zaraz z tobą trafi – warknął przez zaciśnięte zęby. – Czy nie możesz chociaż na chwilę stać się poważny?
- Nie chcesz, żebym znowu był poważny, uwierz mi na słowo. – Wyprostowałem się gwałtownie, wpatrując się w niego wściekłym wzrokiem. – Okłamałeś mnie do cholery! Doskonale wiedziałeś, że się ze mną bawi i nie pisnąłeś nawet słowa! Jak twoim zdaniem mam o tym zapomnieć?
Patrzył się na mnie wzrokiem pełnym irytacji, która powoli zmieniała się w żal i wyrzuty sumienia. Parsknąłem pogardliwie widząc jak bardzo żałosny potrafi być, gdy odpowiednio nadepnę mu na odcisk. Przez większość czasu staram się tego nie robić, ale jeśli sam zaczyna ten temat, nie mam zamiaru powstrzymywać. Nawet jeśli staram się aby nasze relacje wróciły na koleżeński poziom, nie jestem w stanie zupełnie zapomnieć. Chyba podświadomie staram się trzymać chłodnej znajomości, aby ponownie się nie zawieść.
- Chciałem ci powiedzieć – zaczął cicho, wpatrując się pustym wzrokiem w obraz za oknem. – Za każdym cholernym razem, gdy widziałem jak na nią patrzysz skręcało mnie od środka z nienawiści do nich i do siebie. Nigdy jednak nie zebrałem się na odwagę. Chyba podświadomie bałem się, że niszcząc tę iluzję, zniszczę też naszą relację. – Uśmiechnął się ponuro, zanim znowu na mnie spojrzał. – Patrząc z perspektywy czasu mógłbyś mnie zapewnić, że nie pogorszyłbym tym naszej relacji?
Zastanowiłem się nad jego słowami długą chwilę, pozwalając, żeby chłodny wiatr wdzierający się do pomieszczenia uspokoił moje myśli. Była manipulantką, a ja wierzyłem we wszystko co mi mówiła bez chwili zastanowienia. Byłem zakochanym szczeniakiem, niezależnie od tego jak bardzo będę się próbował tego wypierać przed samym sobą.
Pokręciłem zrezygnowany głową. Starałem się ułożyć w głowie odpowiedź, która nie byłaby szorstkim warknięciem, gdy za moimi plecami rozległ się głośny huk. Odruchowo wyrzuciłem papierosa, odwracając się w tym samym momencie co Nataniel. Jenny klęczałam na ziemi, kilka metrów od swojej ławki z ciężkim, rzężącym oddechem, który był stanowczo zbyt pytki. Poczułem nagłe przerażenie rozlewające się po moim ciele i szybkim krokiem zacząłem lawirować między ławkami polecając Natanielowi, aby otworzył szeroko wszystkie okna.
Klęknąłem przed nią, dostrzegając jej siniejące usta, jednak z trudem pchnęła mnie słabo w pierś, dając mi sygnał, abym się odsunął, tuż przed tym jak jej ciałem wstrząsnęła fala kaszlu. Od razu odsunąłem się od niej i podbiegłem do jej torby szukając inhalatora, ale pomimo tego, że wyrzuciłem wszystkie rzeczy nie udało mi się go znaleźć.
- Kurwa! – uderzyłem pięścią w stół, zanim zwróciłem się do Nataniela. – Odsuń się od okien, a najlepiej przynieś jakąś cienką, zwilżoną chusteczkę – nakazałem mu.
Wybiegł bez słowa, a ja odsunąłem się w kąt pomieszczenia, mimo że całe moje ciało aż rwało się, żeby zabrać ją z tego pomieszczenia. Dlaczego ja zawsze robię, a dopiero później myślę? Przecież doskonale wiem, jak dym papierosowy może działać na chore osoby, a jednak stwierdziłem, że zwykłe otworzenie okna rozwiąże jego problem. Jestem skończonym kretynem!
Nataniel przybiegł z powrotem prawie natychmiast trzymając w ręku wilgotny kawałek jakiejś cienkiej szmatki. Bez słowa zabrałem ją i przyłożyłem do bladej twarzy Jenny, zakrywając jej nos i usta. Spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem i przytrzymała, mimo że jej ciało nadal męczył suchy kaszel. Bez słowa ująłem ją w ramiona i praktycznie biegiem udałem się na dziedziniec, mimo że cały czas musiałem uważać, aby jej nie upuścić. Ostrożnie ułożyłem ją na ławce, stając za jej plecami dość blisko, abym mógł położyć dłoń na jej plecach. Stałem pod wiatr, więc pozostałości tytoniu na moich ubraniach nie powinny dłużej drażnić jej dróg oddechowych. Mimo to oddychała coraz szybciej, pogarszając tylko swój stan.
- Powoli Jenny. Musisz się uspokoić i nie oddychać za szybko, bo tylko pogorszasz sprawę – zacząłem mówić cichym, spokojnym głosem. – Wdech… i wydech.
Zacząłem dłonią zataczać powolne kółka, co pomogło jej zwolnić oddech. Starała się brać głębokie wdechy, mimo że na początku świszczące i co jakiś czas przerywane atakami suchego kaszlu. Drżała na całym ciele, a jej skóra lśniła od potu, jednak w końcu była w stanie wydobyć z siebie cichą prośbę.
- Wody – wymamrotała cicho.
Nataniel bez słowa wrócił do szkoły, a ja nie przerwałem kontaktu z jej ciałem. Cały czas powtarzałem te dwa słowa, dzięki czemu łatwiej było jej wyrównać oddech. Odsunąłem się, gdy w końcu wyprostowała się. Posłała blady uśmiech do Nataniela, gdy tylko wrócił z butelką wody. Jej skóra nadal była blada i lśniąca od potu, a usta sine, ale oczy przestały być zamglone od przerażenia. Skupiała się na oddechu, popijając co jakiś czas wodę, dopóki nie opróżniła całej butelki. Oparłem się o drzewo, oddychając z ulgą, że udało nam się opanować sytuację. Nataniel przerwał panującą ciszę, nurtującym mnie pytaniem.
- Dlaczego nie miałaś przy sobie inhalatora? – zaczął sfrustrowany, niepewnie kucając obok niej. – I czemu w twoim papierach nie napisano żadnej informacji o astmie?
- Ponieważ nie mam astmy – powiedziała spokojnym, lekko znudzonym tonem.
Jej głos był lekko zachrypnięty od suchości w gardle, którą musiała nadal czuć, po tak męczącym kaszlu.
- Ten napad duszności nie wziął się z niczego – warknąłem zirytowany, jej obojętnym podejściem.
- Wziął się od dymu z waszych fajek. To powinno być oczywiste – odpyskowała wbijając we mnie rozdrażnione spojrzenie. – Jestem wrażliwa na ten smród. Zazwyczaj objawia się to nudnościami i bólem głowy, ale gdy zbyt długo go wdycham może doprowadzić do ataku takiego jak teraz.
- Czemu nie zareagowałaś, gdy zaczęły się pierwsze objawy? – wtrącił się Nataniel, gdy zobaczył, że jestem na skraju wytrzymałości.
- Ponieważ teraz było inaczej. Zamiast nudności od razu pojawił się ucisk w klatce piersiowej. Nie zwróciłam uwagi, że palicie to świństwo, więc go zignorowałam. Byłam pewna, że to jakiś efekt uboczny operacji. Dopiero gdy zaczęłam mieć trudności z oddechem zorientowałam się co robicie i chciałam wyjść, ale zakręciło mi się w głowie.
- Powinnaś od razu zareagować! – warknąłem czując narastającą wściekłość.
Odepchnąłem się od drzewa i jak najszybciej udałem się do klasy, aby doprowadzić ją do porządku. Nie mogłem dłużej zostać, inaczej tylko pogorszyłbym całą sytuację. Jej lekkie podejście doprowadzało mnie do szaleństwa. Jakby zupełnie, nie przejmowała się swoim stanem i jak poważna była to sytuacja. Jaką tragedią mogła się skończyć. Byłem wściekły, ale nie wiedziałem na kogo bardziej. To oczywiste, że byłem winny całej tej sytuacji, jednak ona też nie zareagowała i pozwoliła, aby wszystko zaszło tak daleko! A wystarczyło jedno słowo, żeby uniknąć tej całej sytuacji.
Oparłem się o ścianę o szafki i zamknąłem oczy, ponieważ znowu poczułem tą znajomą niemoc, która wyparła ze mnie wszelkie siły. To już drugi raz, gdy swoją lekkomyślnością doprowadziłem do takiej sytuacji. Miałem szczęście, że tym razem nie straciłem głowy, a wszystko nie zakończyło się gorzej. Gdyby ten koszmar się powtórzył, drugi raz bym sobie nie wybaczył.

***

Zaskoczona patrzyłam jak znika w budynku szkoły. Przeniosłam swój wzrok na Nataniela, który pokręcił głową na znak, żebym zostawiła go w spokoju. Długą chwilę patrzył się przed siebie zamyślony, a mnie aż skręcało od pytań. Skąd Kastiel wiedział jak się zachować, gdy miałam atak? I dlaczego tak bardzo się zdenerwował, że nie powiedziałam o mojej przypadłości? Czemu uciekł?
- To nie pierwszy raz, gdy spowodował u kogoś atak duszności – powiedział Nataniel i uśmiechnął się rozbawiony widząc moje zaskoczenie. – Teraz skończyło się to wszystko dobrze, jednak ostatnio ledwo udało się ją uratować.
- Ją? O kim mówisz? – zapytałam coraz bardziej zaciekawiona.
- Nie mogę powiedzieć nic więcej, jeśli on sam nie zacznie tego tematu. Nie chcę jeszcze bardziej psuć naszej relacji.
- Przecież tutaj już nie można nic bardziej popsuć – przewróciłam oczami.
W tym momencie przypomniałam sobie scenę z początku naszej kary. Oni wcale nie chcieli rzucić się sobie do gardeł. Poza tym gdy dostałam ataku duszności widziałam ich jak normalnie rozmawiali, mimo że Nataniel wydawał się smutny z powodu tej dyskusji. Przekręciłam odrobinę głowę i przyjrzałam się mu uważnie, mimo że wprawiało go to w dyskomfort. Co takiego przeoczyłam? A może raczej co takiego zdołali ukryć?
- Co się między wami stało? – zapytałam, nadal wpatrując się w niego.
- Pozwoliłem, żeby go oszukano. Wolałem go okłamywać, niż pokazać jak naprawdę wygląda sytuacja – powiedział cicho zawstydzony.
- A teraz? Jak naprawdę wygląda wasza relacja?
- Próbuję to naprawić, ale niewiele osób o tym wie. Tylko te, które pomagały wyciągnąć Kastiela z dołka. Wszyscy inni sądzą, że się nie  znosimy. Nawet dyrektorka, pomimo tego, że muszę się za nim często wstawiać – zaśmiał się cicho.
Zagryzłam wargę, powstrzymując się od zapytania o jaki dołek mu chodziło. Już i tak dużo mi powiedział. Zaczynam odkrywać nowe oblicze Kastiela.
- Dziękuję, że się ze mną o tym podzieliłeś. Obiecuję, że zatrzymam to dla siebie.
Zacisnęłam palce na jego dłoni i posłałam mu uroczy uśmiech, przez co zarumienił się lekko zawstydzony. Podniosłam się upewniając, że błędnik nie sprawi mi już zawodu i nie przewrócę się. Nataniel od razu wstał gotowy mnie złapać, ale nie było takiej potrzeby. Pokręciłam głową na znak, że nic się nie dzieje i skierowałam się w stronę wejścia do szkoły.
- Gdzie idziesz? -  zapytał zaniepokojony.
- Muszę zebrać swoje rzeczy. Poza tym chcę porozmawiać z Kastielem. Nic mi nie będzie. Nie martw się. No i nasza kara już się skończyła, więc możesz wrócić do domu.
- Na pewno? – Nie był zbyt przekonany.
- Tak. To bardzo miłe, że się troszczysz, ale nie ma takiej potrzeby. Czuję się już znacznie lepiej dzięki waszej pomocy. Dziękuję, że się mną zajęliście.
Skinął tylko głową i pozwolił mi zniknąć za szklanymi drzwiami, mimo że czułam na sobie jego uważny wzrok, dopóki nie stracił mnie z pola widzenia. Nie mogłam powstrzymać cichego śmiechu. Jest uroczy kiedy się martwi.
W ciszy przemierzałam puste korytarze i nie potrzebowałam dużo czasu, żeby znaleźć Kastiela, który opierał się o szafki. Jego wygląd był dobijający. Zgarbiona sylwetka i spuszczona głową, przez co włosy zasłoniły cały jego profil. Ręce schował do kieszeni, a dzięki idealnej ciszy, mogłam bez problemu usłyszeć jego nieregularny, lekko drżący oddech. Uśmiech zrzedł z mojej twarzy. On się naprawdę martwi. Zagryzłam wargę, czując napływające wyrzuty sumienia i bezszelestnie zbliżyłam się do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Poderwał głowę zaskoczony, przez co zmusił mnie do odsunięcia się. Zmarszczyłam nieznacznie nos czując słabą woń papierosów ciągle unoszącą się z jego ubrania. Niestety zauważył ten gest i odsunął się jeszcze dalej. Od razu przysunęłam się do niego i złapałam za dłoń, aby nie mógł mi uciec.
- Już dobrze. Nic mi nie będzie – zaczęłam łagodnie.
- Masz lodowate palce – powiedział zachrypniętym głosem.
Odchrząknął cicho i zaczął delikatnie pocierać swoimi dłońmi o moje. Ciepły uśmiech wypłynął na moje usta, mimo że unikał patrzenia na mnie. Zagryzłam wargę i położyłam swoją dłoń na jego policzku, zmuszając go do kontaktu wzrokowego.
- Kastiel, wszystko dobrze. Dzięki tobie nic mi nie jest – powtórzyłam spokojnie, wpatrując się w niego z mocą.
- Na szczęście. Mogłaś wylądować w szpitalu.
- Ale nie wylądowałam.
- Ledwie. Wystarczyłoby kilka minut dłużej albo jeden papieros więcej. Gdyby Nataniel, nie mógłbym cię stamtąd wynieść, a wtedy…
Przyłożyłam mu palec do ust, zmuszając żeby przestał mówić. Poczucie winy nakręcało go z każdą chwilą coraz mocniej. Posłusznie patrzył na mnie w ciszy, jednak natłok myśli nie przestawał krążyć. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dziękuję.
Zanim zdążył otworzyć usta, stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego policzek. Kiedy się odsunęłam zauważyłam zaskoczenie na jego twarzy przez które nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. To chyba pomogło mi obudzić jego zgryźliwą stronę, ponieważ uśmiechnął się złośliwie i założył ręce.
- Zaskakujesz mnie Jenny. Wieczorem mnie prowokowałaś, rano próbowałaś ujeżdżać, a teraz mnie całujesz. Wiesz, że jeśli chcesz czegoś więcej wystarczy powiedzieć, a być może będę wystarczająco wielkoduszny, aby rozważyć twoją kandydaturę.
- Czemu ty musisz zawsze wyobrażać sobie za dużo? Do tej pory się z tego śmiałam, ale ty chyba naprawdę masz problemy z własną męskością – przewróciłam oczami z rozbawionym uśmiechem. – Ale niech ci będzie. Nie będę odzierać dziecka z jego wspaniałych marzeń – zadrwiłam, zanim odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę sali po swoje rzeczy.
Zaśmiał się cicho, ale nie skomentował całej sytuacji i po prostu podążył za mną. W ciszy spakowałam wszystkie swoje rzeczy, podczas gdy Kastiel zamknął okna i uporządkował stoliki. Chwilę stałam w miejscu i przyglądałam się jak krążył po klasie. Oczywiście nie byłam zbyt dyskretna przez co na jego usta wypłynął szeroki, zadowolony z siebie uśmiech. Przewróciłam tylko oczami, ale moje kąciki również drgały.
- Dasz radę mnie podwieźć? Dick był wściekły, że wpakowałam się w kłopoty i nie chcę słuchać kazania, jeśli poproszę go o przywóz – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- A co dostanę w zamian? – uniósł wysoko brew, uśmiechając się podstępnie.
- Moją dozgonną wdzięczność? – zapytałam z nikłą nadzieją, że to wystarczy.
- Myślałem raczej, że powiesz wszystko czego chcę.
- Aż tak zdesperowana nie jestem. Jeśli się nie zgadzasz, wrócę na piechotę – mruknęłam zrezygnowana.
- Nie powiedziałem, że cię nie podwiozę. Zapytałem się po prostu co dostanę w zamian – prychnął cicho rozbawiony. – Będziesz mi najwyżej winna przysługę – wyszczerzył się do mnie.
- Tylko jeśli nie przesadzisz.
- W porządku – zaśmiał się. – Ale wcześniej muszę podjechać do mojego mechanika, sprawdzić czy skończył swoją robotę. To po drodze do ciebie.
- Jasne – wzruszyłam obojętnie ramionami.
Wyciągnęłam dłoń po kask, ale Kastiel uniósł dłoń poza mój zasięg. Zagryzłam wargę i stanęłam na palcach, jednak jego dłoń powędrowała jeszcze wyżej. Warknęłam na niego cicho i opierając się o jego tors wyciągnęłam się jeszcze bardziej. Kastiel skwitował to tylko rozbawionym spojrzeniem. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam zmienić taktykę. Opuściłam dłonie na jego kark i spojrzałam na niego spod rzęs.
- Kas – zamruczałam cicho – oddaj mi kask.
- A co jeśli wolę, żebyś się trochę pomęczyła? – uniósł brew, jednak nie był w stanie oderwać swojego spojrzenia od moich oczu.
Przybliżyłam się do niego, pozwalając aby moje piersi otarły się o jego tors. Dzięki temu udało mi się subtelnie zmusić go do opuszczenia głową. Ponownie stanęłam na palcach i musnęłam go w szczękę, mrucząc ciche „proszę”. Kiedy się odsunęłam był kompletnie ogłupiały, a kask w końcu znalazł się w moim zasięgu. Od razu zabrałam go i uśmiechnęłam się słodko, jednocześnie z całej siły nadepnęłam mu na stopę.
- Ej! – jęknął z bólu, odsuwając się ode mnie.
- Jedziemy? – zapytałam tylko, a sztucznie słodki uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
- Tak. – mruknął, krzywiąc się gdy stanął całym ciężarem na obolałej stopie.
Bez słowa umieściłam się za nim i objęłam go mocno, gdy swoim zwyczajem gwałtownie przyśpieszył, opuszczając teren szkoły. Zakorkowane ulice nie były dla niego przeszkodą i sprawie krążył między samochodami, dzięki czemu szybko udało nam się dotrzeć do małego osiedla. Kastiel wyciągnął do mnie dłoń, którą niepewnie ujęłam i pozwoliłam się prowadzić do małego składowiska garażów. Już z daleka dostrzegłam przy jednym z nich białowłosego chłopaka, który opierał się o ścianę i znudzony bawił się małym scyzorykiem. Kiedy usłyszał uniósł głowę i uśmiechnął się w sposób, od którego przez całe moje ciało przebiegły ciarki. Jego czerwone oczy zdawały się przewiercać moje ciało na wylot.
- Spóźniłeś się Kas – jego głos był niskim pomrukiem.
- Ciebie też dobrze widzieć Matt – mruknął Kas, przewracając oczami. – Byłem zajęty.
- Właśnie widzę – zaśmiał się cicho. – Przedstawisz mi swoją śliczną towarzyszkę?
- Jenny, to Matt. Matt, poznaj Jenny.
Pomimo tego jak bardzo spokojny wydawał się Kastiel, moje wszystkie mięśnie były napięte, gdy czułam na sobie uważne spojrzenie jego mechanika. Mimowolnie mój wzrok padł na jego bark oraz szyję pokryte starą blizną po poparzeniu, której ciemny kolor odznaczał się od jego bladej cery. Widząc moje spojrzenie ponownie uśmiechnął się w sposób od którego dostałam dreszczy. Mimo to chwyciłam dłoń, którą wyciągnął w moją stronę. Jego uśmiech tylko się poszerzył i gwałtownym ruchem pociągnął ją w moją stronę, przez co straciłam równowagę. Drugie ramię Matta od razu zacisnęło się jak imadło na moim biodrze, nie pozwalając mi się odsunąć. Gdy tylko otworzyłam usta, aby zaprotestować, jego usta wpiły się w moje dusząc mój głos i od razu zmuszając mój język do splecenia ze swoim.

* Oryginał tekstu na bluzie: Of course I’m an organ donor. Who wouldn’t want a piece of of this? - Dawcę organów, zmieniłam na dawcę ciała, ponieważ dzięki temu łatwiej było zachować grę słów z zachowaniem ogólnego sensu wypowiedzi.

9 komentarzy:

  1. Kurde no! Ty Polsacie! Teraz znowu będzie czekanie dwa miesiące na rozdział. Ehh...I jak ja wytrzymam?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby nie zajęło to dwóch miesięcy xD I jeszcze nie jestem Polsatem ;)

      Usuń
    2. Miesiąc za nami. Jeszcze tylko 30 dni i znowu będzie rozdział😁

      Usuń
  2. Super! Jestem bardzo ciekawa kontynuacji!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejooo!!
    W końcu udało mi się znaleźć chwilę czasu, żeby rozpisać się tak jak obiecywałam. Co tam, że czeka mnie pobudka o czwartej rano... Przeżyję.
    Jak już Ci wcześniej mówiłam, ogromnie się cieszę, że dodałaś tak długaśny rozdział. Uwielbiam czytać długaśne rozdziały. Co prawda, o ile się nie mylę, musiałam rozłożyć sobie czytanie na dwa dni, bo w środku nocy zasnęłam w połowie i dopiero rano mogłam skończyć XD Czytanie po nocach jest złe. Do czego ty mnie zmuszasz?!
    Ale wracając do głównego wątku - rozdział jest genialny. (Pewnie będę pisać bardzo chaotycznie, więc przepraszam jeśli się w czymś nie połapiesz) Uwielbiam Kastiela i to się chyba nigdy nie zmieni. Kocham jego cięty język, twardy charakter, który sprawia, że aż chce się prowokować do gierek słownych. A Jenny... Jenyś! Ona nie ma serca tak się z nim droczyć! To jest wręcz niehumanitarne! (Co tam, że ja swojego faceta w podobny sposób męczyłam, ale ciii...)
    Padłam, kiedy przeczytałam uwagę Jen na temat erekcji Kasa. Rozwaliło mnie to na łopatki. Tak samo z resztą jak tekst na bluzie. Chociaż (nie wiem czy Ty też widziałaś tego pina) ostatnio przewinął m i się obrazek z Kastielem, gdzie na jego koszulce było napisane „I wanna kiss your lips. Between your hips”. Także ten... Nie wiem czemu ten tekst za mną chodzi od tygodnia...
    Kolejna rzecz... Jak możesz go tak głodzić?! Kto jest w stanie przeżyć nie mając praktycznie nic w lodówce? I nawet nie mów mi, że on chodzi sobie po żarcie na wynos. Niech on w końcu pójdzie na zakupy i zrobi zapasy. Schudnie jeszcze i co?
    Za ten poranek powinnam Cię udusić. Nie wiedziałam, czy mam płakać, wściekać się czy śmiać z uwagi Kasa. Naprawdę.
    Dlaczego mam wrażenie, że uwaga Jen dotycząca Kastiela ojca sprowadzi na nią jakieś kłopoty? W sensie niezapowiedziana wizyta mamusi, albo przypadkowe spotkanie rodzinne po latach? Ech... Te moje domysły mnie kiedyś wykończą.
    Jenyś... Jak ja nienawidzę tej różowej prukwy. Udusiłabym ją gołymi łapami. Tak samo jak tą różową prukwę z Ministerstwa Magii. Tobie też się obie kojarzą? I obydwie są okropne... ;_;
    Moja pierwsza reakcja, jak przeczytałam, że Nataniel wyciąga papierosa od Kasa, to było: "TO NAT PALI?! A gdzie piękne przemowy o szkodliwości palenia? O chorobach, śmierci i raku?" No wee... Chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w grze z Nata zrobili straszną pizdę, co teraz próbują naprawić w SFU, ale przegięli trochę w drugą stronę?
    Podoba mi się, że tutaj nie są wrogami. Naprawdę przyjemna odmiana od tej fali nienawiści, złości i Bóg jeden wie czego. Chociaż nie mogą się powstrzymać od złośliwości. To chyb ich sposób na okazywanie miłości do siebie. W sensie jak w rodzinie między rodzeństwem XD
    Nie podoba mi się ten atak duszności, ale to jak zwykle pewnie są tylko moje takie przeczucia i nieuzasadnione obawy. Przy Tobie wolę dmuchać na zimne, bo nigdy nic nie wiadomo z czym wyjedziesz, a patrząc na prolog too wszystkiego można się po tobie spodziewać, a na pewno nie tego, że nasi bohaterowie będą mieli sielankę usłaną kwiatami (chyba, że cierniowymi XD)
    Dobra... Chyba powinnam już skończyć, bo zaczynam gadać trzy po trzy. Na koniec jeszcze dodam odpowiedź na twoje pytania ze wstępu: jestem jak najbardziej za faktami. Nie czytałam pierwotnej wersji, więc z wielką chęcią się dowiem, co było pierwowzorem do powstania tego, co mamy okazję czytać tu.
    Także ten... Chyba powinnam się pożegnać, nie? To chyba ten moment.
    tak więc... Do zobaczenia w kolejnym rozdziale, który mam nadzieję skończysz szybciej niż ten XD
    Weny! Czasu! i chęci do pisania! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cholera! O.O Ale się rozpisałam XD

      Usuń
    2. Ja cię do niczego nie zmuszam! Przede wszystkim zdrowie moja droga, a rozdziały to tylko urozmaicenie w czasie wolnym ;P
      Tak szczerze wyobrażasz sobie Jen i Kasa prowadzących przez dłuższy czas cywilizowaną rozmowę? Bo ja nie bardzo.
      Ja nie wiem gdzie ty znajdujesz takie obrazki, ale tekst doprawdy pomysłowi xD
      Uwierz mi zamawia jedzenie albo je na mieście, więc go nie głodzę. Zmuszanie go do gotowania skończyłoby się katastrofą po prostu. Także schudnąć nie schludnie, o to się nie martw, wręcz musi się pilnować, żeby nie przytyć xD
      Jeśli mnie udusisz nie poznasz dalszej historii, tak tylko przypominam ;* I nie powiem nic więcej.
      W sumie nie myślałam o tym wcześniej, ale jak już o tym wsponiałaś... Malo O.O Siostry bliźniaczki O.O
      W SFU zrobili z niego chińską podróbkę Kastiela. Już wolałam tego lalusia z liceum.
      Cieszę się, że podoba Ci się nowe oblicze Nataniela xD Czy kłótnie jak u rodzeństwa... No może trochę ;P
      Nie mam pojęcia o co ci chodzi. Przecież wszystko gra i śpiewa, więc dlaczego uważasz, że coś miałoby być nie tak? XD Poza tym wiesz jakie śliczne kwiaty mają ciernie? O proszę:
      https://st2.depositphotos.com/1003410/12011/v/600/depositphotos_120113232-stockvideo-euphorbia-milii-kroon-van-doornen.jpg

      Nie przejmuj się rozpisaniem, ja uwielbiam takie komentarze :D
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Dobry wieczór!
    Z przyjemnością informuję Cię o II edycji przedwojennego konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”. Jeżeli chcesz podszkolić swoje pisarskie umiejętności, a przy okazji coś wygrać, ten konkurs jest właśnie dla Ciebie! Mimo że tematyka jest związana z dwudziestoleciem międzywojennym, można napisać opowiadanie w dowolnym klimacie oraz zarówno autorską opowieść, jak i fanfiction. Przewidziane są cenne nagrody, m.in. książki tematyczne, gazety, płyty CD, niespodzianki, ale przede wszystkim jest do wyboru dziesięć książek z różnych gatunków. Zapraszam Cię serdecznie do wzięcia udziału.
    https://przedwojenny-konkurs.blogspot.com/
    Zapraszam również do wzięcia udziału w zabawach, gdzie także można zgarnąć nagrody książkowe.
    https://przedwojenne-zabawy.blogspot.com/
    Pozdrawiam ciepło!
    Sovbedlly
    PS. Przepraszam za reklamę, ale nie znalazłam innej zakładki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie następny rozdział? Zapomniałaś o nas?

    OdpowiedzUsuń