piątek, 20 lipca 2018

Rozdział X

Tak, znowu zmusiałam was do czekania dwa miesiące na kontynuację. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mam nadzieję, że chociaż rozdział okaże się warty tak długiego oczekiwania.

Kilka razy zostało mi już wypomniane, że brak oznaczeń przy zmianie perspektywy jest mylący. Broniłam się rękami i nogami przed ewentualną zmianą, jednak jako że nie była to jednorazowa sytuacja, chciałabym, aby każdy, po przeczytaniu rozdziału (niezależnie jak wiele czasu minie od publikacji) powiedział swoją opinię na swój temat.

Powinnam pisać czyją perpektywą będzie prowadzony dalszy fragment historii czy pozostawić tylko trzy gwiazdki jako oznaczenie zmiany lub przeniesienia w czasie?

Zapraszam do czytania :)


Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.





Ostrożnie uchyliłam drzwi i niepewnie zajrzałam do pokoju Richa. Stał tyłem do mnie i cicho przeklinając zrzucił swój podkoszulek. Wślizgnęłam się do środka zamykając drzwi z cichym trzaśnięciem. Od razu zwrócił się w moją stronę, a ja mogłam zauważyć grymas bólu na jego twarzy, gdy napiął obolałe mięśnie. Wbiłam wzrok w podłogę, ponieważ widząc jego posiniaczone ciało miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia. Chyba w głębi duszy miałam nadzieję, że Jenny kłamie i próbuje mnie zwieść.
- Coś się stało Mio? – zapytał tylko, kierując się w stronę garderoby.
- Nie wiedziałam – wyszeptałam cicho, czując jak zaschło mi w ustach.
- Naprawdę zdziwiłbym się gdyby było inaczej. Z pewnością Jenny nie powstrzymała się od złośliwych komentarzy?
Wyszedł do mnie w czystym ubraniu z wysoko uniesioną brwią. Skinęłam głową, zagryzając policzek. Zaskoczona uniosłam na niego spojrzenie, gdy warknął cicho. Bez słowa podszedł do mnie i przesunął dłonią po policzku, przez co uwolniłam swój policzek. Zapatrzyłam się w pociemniały błękit jego oczu. Nie byłam pewna co mam zrobić. Gdy usiadł z głośnym klapnięciem na łóżku. Zdecydowałam się usiąść na krześle przy jego biurku, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- To co mówiłeś na dole… Jenny twierdzi, że mówiłeś szczerze – przerwałam niepewnie milczenie.
- A masz powód, aby sądzić inaczej? – Zaskoczony uniósł brew.
- Nie wiem. Mam mentlik w głowie przez tę sytuację – jęknęłam załamana, bardziej do siebie niż do niego.
- Eh, Mio. Próbujesz uchodzić za silną i dorosłą, ale tak naprawdę jesteś nieporadnym dzieckiem – zaśmiał się cicho.
Prychnęłam cicho, lekko urażona. Nie zmieniło to faktu, że jego śmiech był zaraźliwy, przez co nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Usiadłam na jego kolanach, wpatrując się tym razem w roziskrzony błękit jego oczu. Niczym tafla jeziora w słoneczny dzień. Uniósł brew wpatrując się we mnie wyczekująco i odchylił się, obierając na swoich przedramionach.
- Zanim Christian nam przerwał mówiłeś, że to koniec.
- I myślałem, że tak się stanie – westchnął cicho. – Na szczęście jesteś tak cholernie uparta. – Uśmiechnął się zadziornie.
- Na szczęście. – Wzruszyłam ramionami, zanim znowu skupiłam na nim uważne spojrzenie. – Dlaczego?
- Ponieważ nie potrafię utrzymać nerwów na wodzy, kiedy jesteś obok. Zresztą ty także.
- Jak widzisz nie rzuciłam się jeszcze na ciebie jak niewyżyta nimfomanka. Ty też radzisz sobie całkiem nieźle.  – Przewróciłam oczami.
- Tak myślisz? – mruknął gardłowo.
Zanim zdążyłam zaprotestować, położył moją dłoń na swoim kroczu. Moje usta zmieniły się w małe „o” gdy wyczułam pod palcami spore zgrubienie. Mimowolnie zagryzłam wargę, aby powstrzymać złośliwy uśmiech i spojrzałam na niego zadowolona. Zaczęłam powoli przesuwać palcami, wzdłuż jego wzwodu. Rich warknął tylko głośno i odtrącił moją dłoń.
- O tym właśnie mówiłem. Oboje mamy zobowiązania. Ty masz swojego narzeczonego, a ja swoją narzeczoną – westchnął ciężko.
Opadł bez siły z szeroko rozłożonymi rękami, wpatrując się w sufit pustym wzorkiem. Patrzyłam na niego oszołomiona z otwartą buzią. Potrzebowałam kilku minut, aby mój mózg zaczął na nowo przetwarzać informacje.
- Masz narzeczoną? – wykrztusiłam zszokowana.
Nie mogło to do mnie dotrzeć, sama już nie wiedziałam z jakiego powodu. Przecież sama się zaręczyłam. Jednak myśl, że Rich mógł mieć kogoś więcej niż dziewczynę, sprawiała, że mój mózg się przegrzewał. Jego zachowanie w stosunku do mnie przez cały czas odbierałam jako próby zwrócenia na siebie uwagi albo zaproszenie na jednorazową, nocną przygodę. Pewnie gdyby nie mój status, już dawno wpakowałabym mu się do łóżka. A tu takie coś.
- Zamknij buzię – westchnął ciężko i musnął podbródek, aby mi pomóc, ale tylko trzepnęłam go w dłoń.
- Gdzie ona jest? Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? I dlaczego próbowałeś mi się wpakować do łóżka skoro jesteś zaręczony do cholery?!
Wstałam z niego jak oparzona wypowiadając ciągiem pytania kotłujące się pod moją głową. Chodziłam po pokoju trzymając się za głowę. Błagam niech ktoś wyskoczy, krzycząc „Mamy cię!”. Ponieważ muszę być w ukrytej kamerze prawda? Ta sytuacja jest zbyt absurdalna, aby nie była ustawiona.
- Nie próbowałem ci się władować do łóżka. Nie widziałem potrzeby, aby cię o tym informować, tak jak ty nie powiedziałaś prawdziwego powodu sprzeczki z twoim obecnym narzeczonym – odpowiedział rozbawiony na dwa z trzech moich pytań.
- A dlaczego nigdy jej nie widziałam? Gdzie się podziewa ta tajemnicza szczęściara? – zapytałam, zatrzymując się i wpatrując się w niego z zaciekawieniem.
- Wyjechała – mruknął cicho odwracając wzrok i zauważalnie przygasając.
Przygryzłam policzek, widząc jak bardzo przybiły go wspomnienia, które wywołałam swoimi pytaniami. W ułamku sekundy zmienił swoją postawę z rozbawionego i skorego do żartów, w przybitego i pogrążonego w swoich myślach. Podniósł się do siadu, jednak jego sylwetka była odrobinę przygarbiona. Wyglądał jak kupka nieszczęścia i mimowolnie znowu usiadłam mu na kolanach tylko po to, aby zarzucić mu ramiona na szyję i mocno przytulić do siebie. Poczułam jak niepewnie obejmuje mnie ramionami i opiera swoje czoło o moje ramię.
- Wróci. Byłaby idiotką zostawiając takiego faceta – wyszeptałam cicho, starając się go jakoś pocieszyć.
- Mam taką nadzieję – odpowiedział tylko.

***

W ciszy obserwowałam Wally’ego, który pałaszował talerz spaghetti. Uśmiechnęłam się nieznacznie widząc z jak wielkim apetytem to robi. W ekspresowym tempie opróżnił całą miskę, a na pytanie o dokładkę pokręcił głową i z cichym jękiem poklepał się po brzuchu. Odchylił się wygodnie na krześle i uśmiechnął się szeroko, widząc moje rozbawione spojrzenie.
- Kocham twoje jedzenie Jen. Dick może mówić co chce, ale nie ma z tobą szans.
- Miło mi to słyszeć. Zaczynałam już tracić pewność siebie.
Uśmiechnęłam się szerzej, przewracając jednocześnie oczami. Straciłam jednak humor, widząc jak zamilkł i zaczął się wpatrywać w okno. Sięgnęłam po jego dłonie i ostrożnie oplotłam je swoimi palcami. Zwrócił na mnie swoją uwagę, a na jego ustach ponownie pojawił się mały, blady uśmiech. To tylko jeszcze bardziej wzbudziło moją czujność.
- Jak się czuje? – zapytałam, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.
- Jest w porządku. Lekarze mówią, że mam się nie przejmować na zapas. Muszę tylko pilnować, żeby się nie przemęczała, co jest czasami niezwykle ciężkie. Szczególnie, gdy jej ukochany ogród jest tak blisko – westchnął ciężko, jednak nie mógł powstrzymać ciepłego uśmiechu.
- To dobrze wróży. Być może najcięższe już za wami. Nie możesz tracić nadziei – próbowałam dodać mu otuchy.
- Zawsze mi to powtarzasz – zaśmiał się pod nosem. – I staram się tego trzymać, jednak nie wiem co by się stało, gdyby odeszła. W końcu zajęła się mną po tym wypadku i nawet jeśli przez to musiałem was zostawić, żeby wyjechać razem z nią do Francji, jestem jej wdzięczny.
- Kate jest silna i będzie walczyć. Nie zapominaj o tym – powiedziałam twardo, zacieśniając jeszcze bardziej uścisk.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę w ciszy, zanim skinął głową. Uniósł nasze splecione dłonie i złożył na moich palcach delikatny pocałunek. To było jego ciche podziękowanie. Tym samym próbował mnie zapewnić, że z nim także jest wszystko w porządku i nie muszę się o niego martwić. Tak bardzo chciałam w to wierzyć, jednak po tym wszystkim co się wydarzyło, już chyba nigdy do końca mu nie zaufam w tej sprawie.
- Już zawsze będę się niepokoić – wyszeptałam do siebie.
- Przepraszam cię Jenny. Gdybym wiedział do czego to doprowadzi…
- Nie kończ – powiedziałam kręcąc gwałtownie głową. – Nie wolno ci nawet tak myśleć, a co dopiero mówić o tym rozumiesz? Jesteś dla mnie jak brat i chcę, żebyś mówił mi o wszystkim, ale to… Nie chcę poruszać tego tematu, dopóki naprawdę nie będziesz potrzebować z nim pomocy, dobrze? – spojrzałam na niego z nadzieją.
- Dobrze – westchnął cicho i złączył nasze spojrzenia. – Obiecuję Jenny.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a on odwdzięczył mi się tym samym. Trafiliśmy przez chwilę w tej pozycji. Dopiero kiedy Wally usłyszał kroki na korytarzu zabrał ręce i oboje przenieśliśmy spojrzenia na Ami, która zatrzymała się w progu widząc nas. Tuż za nią zatrzymał się Dick i spoglądał na nas z niepokojem, ale posłałam mu delikatny uśmiech, żeby go uspokoić. Wstałam, aby umyć naczynia po Wally’m, który wstał z krzesła i poczochrał mnie po włosach, wychodząc, na co zaburczałam pod nosem zła i ochlapałam go pianą. Dick tylko parsknął śmiechem i zarzucając ramię na jego barki wyszedł odprowadzić go do garażu. Znowu zostałam sama z Ami.
- Zjesz coś? – zapytałam, gdy skończyłam myć ostatnie naczynie, a ona nadal nie przerwała milczenia.
- Nie. Też będę wychodzić. Chciałam tylko podziękować za rozmowę. I jeszcze raz za zajęcie się Kastielem.
- Nie wiem dlaczego mi za to dziękujesz. Powiedziałam tylko co sądzę o twojej sytuacji – wzruszyłam obojętnie ramionami, jednak mimo to uśmiechnęłam się do niej lekko. – Za Kastiela nie dziękuj. Nie mogłabym zostawić tego podrywacza samego, żeby się wykrwawił. Mam tylko nadzieję, że zajmiesz się nim dzisiaj albo wszystko pójdzie na marne.
- Nie martw się. Pójdę do niego od razu. Do zobaczenia na chemii.
Pomachała mi od niechcenia i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Tak. Mam się z czego cieszyć – westchnęłam ciężko.
Zaśmiała się cicho, zanim klepnęła się w czoło odwracając z powrotem w moją stronę.
- Prawie zapomniałam. Uważaj jutro na Amber. To ta dziewczyna z turkusowymi oczami i burzą złotych loków. Wydaje mi się, że siedzicie razem właśnie na chemii.
- Dlaczego miałabym na nią uważać? Nie wydaje się niebezpieczna – zapytałam podejrzliwie.
- Jest zabujana w Kastielu od dzieciństwa, z tego co słyszałam, a przez to jest chorobliwie zazdrosna. Może się przyczepić do ciebie po tej akcji na korytarzu.
- Mogłam się tego spodziewać – westchnęłam ciężko zakrywając sobie twarz dłońmi, zanim zrezygnowana znowu na nią spojrzałam. – Dzięki za ostrzeżenie. Będę uważać.
Skinęła głową i tym razem rzeczywiście udała się na zewnątrz. Niechętnie spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze kilka godzin zanim będę się musiała położyć, żeby tym razem uniknąć spóźnienia. Mogę spróbować wykonać parę ćwiczeń i poczytać książkę. Dick i tak spędzi pewnie następne godziny na rozmowie z Wally’m. Tak jakby nie mieli na to czasu przez cały dzień. Z politowaniem uniosłam wzrok w sufit i udałam się na salę treningową.
Przez godzinę wykonywałam proste ćwiczenia z rozciągania, aby moje mięśnie całkiem nie zastały, ponieważ już teraz były bardzo zesztywniałe. Gdy skończyłam w pomieszczeniu pojawił się Dick. Od razu postanowiłam go wykorzystać do pomocy przy lekkim sparingu. Na początku nie wydawał się do tego zbyt przekonany, ale nie pozostawiłam mu zbyt dużego wyboru. Był zmuszony do ćwiczeń ze mną przez następną godzinę. Gdy skończyliśmy chciałam jeszcze iść na bieżnię, ale Dick siłą wyprowadził mnie z sali. Poddałam się z ciężkim westchnięciem. I tak udało mi się dużo zrobić jak na pierwszy raz po miesięcznej przerwie. Być może nawet będę miała zakwasy, po raz pierwszy od kilku lat.
Dick zdeklarował się przygotować kolację, dlatego mogłam zrelaksować się pod zimnym prysznicem. Przyjemnie łagodził ból w moich mięśniach i pozwalał mi zebrać roztargnione myśli. Niestety dzięki temu dotarło do mnie, że nadal nie wymyśliłam wymówki dla Kastiela. Szlag. Jest za bardzo uparty, aby odpuścić gdy tak po prostu odmówię. W pewien sposób imponował mi swoją stanowczością, nawet jeśli było to bezsensowne dążenie po trupach do celu. Zagryzłam wargę, analizując wszystko co wydarzyło się w naszej dziwnej, kilkudniowej relacji.
Z pewnością nie mogłam nazwać jej normalną. Samo jego zachowanie sprawiało, że miałam wrażenie rozmowy z kilkoma różnymi osobami. Zupełnie jakby miał rozdwojenie jaźni. Raz złośliwy i kpiący, tylko po to, aby przy następnym spotkaniu być delikatnym i zabawnym. Nie chciałam wiedzieć w co pogrywa, ale czułam, że powoli przegrywam. Miałam dziwną potrzebę być blisko niego, nawet jeśli czasem denerwowało mnie jego zachowanie. Może nadal nie mogłam się do końca pogodzić z byciem singielką? Tak, to pewnie przez potrzebę bliskości, jakiej nie mogę otrzymać od Dicka albo Wally’ego. W końcu musiałam przyznać, że jest całkiem pociągający.
Zagryzłam wargę, na nagłe gorąco rozpływające się po moim ciele. Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić go z głowy. Zmieniłam strumień wody na lodowaty, dzięki czemu jeszcze szybciej skupiłam się na innych sprawach. Na przykład co takiego zaplanowała dla mnie Amber, o której wspominała Ami. Mam nadzieję, że uda mi się w jakiś sposób załagodzić sytuację, ponieważ naprawdę nie potrzebuję problemów w pierwszych dniach nauki. Nie jesteśmy już w podstawówce, aby robić awantury o takie głupoty, prawda? Przynajmniej mam taką nadzieję.
Przebrałam się w koszulę nocną i zbiegłam do kuchni, ponieważ mój brzuch coraz głośniej domagał się jedzenia. Dick wrócił już do swojego pokoju, zostawiając moją porcję i zmywanie. Westchnęłam ciężko i zaspokoiłam swój głód w ekspresowym tempie. Włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki, zanim wróciłam do siebie i rzuciłam na łóżko. Zdążyłam przeczytać kilka rozdziałów zanim oczy zaczęły mi się zamykać, dlatego niechętnie poddałam się i zapadłam w płytki sen.

***

Poranek upłynął mi w spokojnej atmosferze, ponieważ Dick zatroszczył się, o to abym nie zaspała, pomimo moich oporów i obietnic bolesnej śmierci. Niechętnie pozwoliłam mu dzisiaj prowadzić, z żalem spoglądając na moje szare lamborghini, które zostawiałam kolejny raz. Dick chyba to zauważył, bo obiecał, że jutro to ja będę prowadzić. To chociaż odrobinę poprawiło mi humor z samego rana. Niestety nie trwało to długo, ponieważ przed wejściem do klasy stała tylko Amber z dwójką jakiś innych dziewczyn, a gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła mi wściekłe spojrzenie. Na moją uniesioną brew odwróciła się z pogardliwym prychnięciem i zaczęła szeptać konspiracyjnie z przyjaciółkami. Przewróciłam oczami wzdychając ciężko, jednocześnie rozglądając się za Ami. Nigdzie jej nie było, a niestety była jedyną osobą, którą znałam z całej grupy. Nie miałam w tym momencie ochoty poznawać się bliżej, jeśli nie było takiej konieczności. Wzruszając ramionami, wyciągnęłam z torby książkę, dzięki której czas do rozpoczęcia lekcji upłynął mi szybciej.
Większość dnia w szkole upłynęła dość spokojnie, jeśli nie liczyłam natarczywych spojrzeń Amber. Była tak skupiona na swoich myślach i zawistnych spojrzeniach, że na chemii o mało nie wysadziła sali podczas eksperymentu. Na całe szczęście udało mi się w porę zareagować, jednak zamiast podziękowania usłyszałam tylko ciche syknięcie, abym się nie wymądrzała. Po tej sytuacji odpuściłam chęć zażegnania tej całej nonsensownej sytuacji. Skoro dziewczyna coś sobie ubzdurała, nie rozmawiając ze mną ani raz, to już nie był mój problem. Nie każdy musi mnie lubić, taka jest kolej rzeczy. Ja sama nie przepadałam za wszystkimi osobami, więc tym bardziej nie obchodziło mnie jej podejście. Przynajmniej dopóki nie stwarzała zagrożenia dla mojego życia przez swoje nieprzemyślane decyzje.
Podczas przerw udało mi się uniknąć niechcianego spotkania z Kastielem, który widząc jak w desperacki sposób próbuję się wymknąć po matematyce, uśmiechnął się do mnie z politowaniem. Mogłam zachowywać się niepoważnie albo nawet wyjść na idiotkę, ale póki co wolałam uniknąć bliskiej konfrontacji z nim. Szczególnie jeśli nie byłam pewna co myśleć o nim lub o jego stosunku do mnie. Dlatego też, aby zwiększyć swoje szanse, jeszcze przed wejściem na stołówkę odnalazłam Kim, Iris i Violettę, które zdecydowały udać się do pobliskiej kawiarenki. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten pomysł i nie protestowałam, gdy zaprosiły mnie abym dołączyła do nich. Czas podczas lunchu upłynął nam zdecydowanie zbyt szybko, przez co spóźniłam się na hiszpański. Miałam szczęście, że na korytarzu wpadłam na Nataniela, który także spędził zbyt dużo czasu przy różnych formalnościach w pokoju gospodarzy. Powiedział nauczycielce, że razem zasiedzieliśmy się przy porządkowaniu papierów, dzięki czemu nauczycielka nie wyciągnęła konsekwencji. Gdy tylko usiedliśmy do ławki zaproponowałam mu wyjście na kawę w ramach podziękowania i ewentualnej pomocy z hiszpańskiego, co przyjął z nie małym entuzjazmem. Po zakończonej lekcji przez całą przerwę omawialiśmy czas i miejsce spotkania, co było sporym utrudnieniem przez jego rodziców. W końcu stanęło na tym, że przyjdzie do mnie, gdy ustali odpowiadający mu termin, a ja po prostu się dostosuję, jako że miałam dużo bardziej elastyczny grafik.
Z ciężkim westchnięciem odłożyłam torbę w ostatniej wolnej szafce, ponieważ przez dyskusję z Natanielem przyszłam do szatni równo z dzwonkiem, a wszystkie dziewczyny zdążyły już udać się na salę. Dlatego gdy wyjęłam z niej książkę, ze zdziwieniem spojrzałam na stojącą w drzwiach Amber. Uniosłam wysoko brew przyglądając jej się z mieszaniną konsternacji i zaskoczenia na twarzy. W końcu tylko uniosłam ręce, spoglądając na nią z rezygnacją.
- Dobrze, skończmy to wreszcie. Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? – westchnęłam ciężko.
- O co mi chodzi? Przystawiasz się do Kastiela. Do mojego chłopaka – syknęła cicho, mrużąc oczy.
- Daj spokój dziewczyno. Nic nie zrobiłam. Jeśli już to on się do mnie kleił. Poza tym z tego co wiem nie jest twoim chłopakiem Amber. Ponieważ masz na imię Amber prawda?
- Ostrzegam cię suko. Spróbuj jeszcze raz na niego spojrzeć to nie ręczę za siebie – powiedziała wściekła, zbliżając się do mnie i ignorując moje pytanie.
- Z tego co wiem to oczy mam właśnie po to, żeby patrzeć. Nie żeby było na co, jeśli mówimy o Kastielu, ale wiesz. To zawsze coś – mruknęłam z ironicznym uśmiechem.
- Dziwka! – krzyknęła i rzuciła się na mnie.
Byłam tak zaskoczona jej gwałtowną reakcją, że nie zdążyłam dość szybko odsunąć się poza zasięg jej rąk. Poczułam piekący ból na policzku, po którym przeciągnęła swoimi długimi tipsami. Zszokowana wpadłam na szafki za mną i mimowolnie dotknęłam swojego policzka. Pod palcami wyczułam lepką ciecz.
 - Jesteś wariatką! – krzyknęłam, gdy ponownie się na mnie rzuciła.
Tym razem byłam lepiej przygotowana, aby zablokować jej dłoń zmierzającą w moją stronę. Złapałam ją za nadgarstki i odruchowo przyciągnęłam do siebie, aby kopnąć kolanem w brzuch. Dziewczyna jęknęła głośno z bólu i zatoczyła się do tyłu. Teraz to ona wpadła na szafki po przeciwnej stronie pomieszczenia. Osunęła się powoli po nich na ziemię z oczami pełnymi łez. Pomimo szoku, szybko znalazłam się koło niej, aby wybadać sytuację. W myślach błagałam tylko, aby okazało się, że dziewczyna symuluje i nie użyłam tyle siły ile mi się wydaje. Wrzasnęła cierpiętniczo widząc mnie nad sobą i z trudem próbowała się odczołgać od mnie w dalszy kąt pomieszczenia.
- Nie dotykaj mnie! – wydarła się, gdy znowu próbowałam do niej podejść.
- Amber, proszę cię. Chcę ci pomóc – powiedziałam spokojnie.
Ponownie zaczęłam się do niej zbliżać, jednak silny uścisk na nadgarstku powstrzymał mnie i zmusił do pójścia za sobą. Zaskoczona potknęłam się i prawie wpadłam na osobę, która wyprowadziła mnie z szatni. Kastiel!
- Puść mnie. Muszę jej pomóc – powiedziałam rozgorączkowana.
Próbowałam rozluźnić jego uścisk, jednak on tylko mocniej zacisnął palce i zmusił mnie do jeszcze szybszego pójścia za sobą w stronę męskiej szatni.
- Myślę, że już dość zrobiłaś. Teraz musisz się stąd jak najszybciej ewakuować, jeśli chcesz uniknąć poważniejszych problemów – warknął cicho.
Oboje wpadliśmy do pomieszczenia z prysznicami, gdzie Kastiel zatrzymał się na chwilę i pozwolił choć trochę odetchnąć i zorientować się w sytuacji. W ciszy przyglądałam się jak wspina się na parapet okna, który był umiejscowiony sześć i pół stopy nad ziemią, aby otworzyć okno. Gdy mu się to udało zgrabnie zeskoczył na ziemię i przyciągnął mnie bliżej. Ułożył koszyczek z rąk, dając mi znak, że mnie podsadzi.
- Pośpiesz się do kurwy nędzy! Jak nas teraz znajdą oboje będziemy udupieni do końca semestru! – warknął cicho, widząc moje zawahanie.
Warknęłam tylko zirytowana i pozwoliłam, aby mnie podsadził. Zgrabnie wspięłam się na parapet i przeszłam przez okno, z którego wykonałam zwis, aby łagodnie wylądować na ziemi. Nie musiałam długo czekać, aż Kastiel znalazł się obok mnie. Bez słowa zmusił mnie do biegu na parking. W pośpiechu założyłam kask, który mi podał i usiadłam za nim obejmując go kurczowo w pasie, gdy tylko odpalił motor i szybko wyjechał poza teren szkoły. Zatrzymał się dopiero po drugiej stronie centrum miasta. Jak poparzona zsiadłam z motoru, ponieważ przez szybkość z jaką jechał byłam zmuszona cały czas trzymać się go kurczowo. Ściągnęłam kask i rzuciłam wściekła w jego stronę. Zaskoczony z trudem go złapał.
- Nie wierzę, że przez ciebie uciekłam ze szkoły i to już po kilku dniach od zapisania się w niej! – wykrzyczałam, próbując pozbyć się adrenaliny buzującej w moim ciele.
- Przestań wrzeszczeć i zwracać na nas uwagę – warknął chłodno i zbliżył się do mnie. – Powinnaś się cieszyć, że jako pierwszy usłyszałem raban jaki narobiłyście, a nie był to twój ukochany Pan Idealny! – syknął wściekły.
Jego oczy ciskały gromy, a pociemniałe tęczówki, teraz w kolorze burzowego nieba, tylko wzmacniały efekt. Krzyknęłam wściekła unosząc ręce w geście poddania i odwróciłam się na pięcie, oddalając się od niego szybkim krokiem.
- Hej! Gdzie się niby teraz wybierasz co?! – krzyknął i usłyszałam jego ciężkie kroki, gdy ruszył za mną.
- Jak najdalej od ciebie dupku! – wykrzyczałam i pobiegłam w stronę wejścia do parku.
Najszybciej jak się tylko dało, przebiegłam przez ulicę, jednak tuż przed samym wejściem poczułam silny uścisk na nadgarstku. Gwałtownie pociągnął mnie w swoją stronę przez co zmusił mnie do odwrócenia twarzą do siebie. Kiedy uniosłam dłoń, aby go spoliczkować, złapał za mój drugi nadgarstek. Warknęłam na niego głucho i zaczęłam się szarpać, ale nie zrobiło to wrażenia na Kastielu, który tylko zacieśnił uścisk.
- Puszczaj mnie!
- Przestań się szarpać! Nadstawiałem głowę, aby pomóc ci wydostać się z tego bagna, więc skończ ze swoimi humorkami! – wykrzyczał potrząsając mną lekko.
- Puść mnie do cholery! To boli! – krzyknęłam jeszcze bardziej wściekła.
Szarpnęłam gwałtownie swoje ręce, gdy tylko wyczułam jak odrobinę rozluźnił uścisk. Dzięki temu nie był przygotowany i wypuścił moje nadgarstki, jednak przez siłę z jaką to zrobiłam nie udało mi się utrzymać równowagi. Z cichym jęknięciem wylądowałam na ziemi, czując piekący ból uda i łokcia. Ostrożnie przeniosłam swój ciężar na dłoń sprawdzając, czy nie złamałam sobie kości. Po krótkich oględzinach stwierdziłam, że łokieć mam cały, jeśli nie liczyć głęboko zdartej skóry. Udo także nie wyglądało lepiej, gdy przyjrzałam się ranie spod rozerwanych spodni. Od razu poczułam delikatny dotyk na moim ramieniu, jednak odtrąciłam go z wściekłym warknięciem.
- Nie dotykaj mnie! Już dość zrobiłeś – syknęłam.
Podniosłam się powoli i lekko kulejąc skierowałam się w stronę parku. Nie obchodziło mnie, czy idzie za mną. Skupiłam się po prostu na znalezieniu miejsca w mało odwiedzanej części parku. Na szczęście o tej porze nie było tu zbyt wiele ludzi i udało mi się to dość szybko. Z ulgą opadłam na ławkę, znajdującą się w cieniu wierzby, niedaleko stawu na uboczu parku. Zamknęłam oczy, próbując ochłonąć i zignorować pulsujący ból, jednak chwilę później wyczułam przed sobą obecność. Otworzyłam gwałtownie oczy i syknęłam z bólu, gdy poczułam jak przeciera moje udo wilgotną chusteczką.
- Miałeś mnie nie dotykać – warknęłam, jednak pomimo swoich słów nie poruszyłam się.
- Odpuść – mruknął tylko, skupiając się na przemywaniu rany.
W ciszy przyglądałam się jak ze zmarszczonymi brwiami kończy czyścić moje udo, a następnie bez słowa ujął moją dłoń i powtórzył tę czynność na łokciu, przy akompaniamencie moich cichych syknięć. Kiedy skończył jego wzrok przeniósł się na mój policzek. Przewróciłam tylko oczami i wyciągnęłam dłoń po chusteczkę, jednak on zamiast tego usiadł po prostu koło mnie i w ciszy pozbył się krwi z mojego policzka.
- Będziesz miała blizny.
- Wątpię – powiedziałam obojętnie, ignorując jego uniesioną brew.
- Powiesz mi o co poszło? A raczej czego chciała Amber, że tak ją urządziłaś?
- Broniłam się tylko. – Wzruszyłam ramionami.
- Domyślam się. Problem w tym, że to nie ma znaczenia. Pan Idealny uwierzy w każde jej słowo. Na szczęście ma do ciebie słabość, więc nie powinni cię wyrzucić – prychnął pogardliwie.
Wyciągnął z kieszeni paczkę z papierosami i włożył jednego do ust, jednocześnie przeszukując kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki. Bez słowa wyjęłam mu go z ust i złamałam w pół, wrzucając do kosza stojącego niedaleko nas. Popatrzył na mnie zmrużonymi oczami, a ja tylko założyłam ręce na piersi rzucając mu wyzywające spojrzenie. Kastiel w końcu podał się z cichym burczeniem, chowając paczkę z powrotem do kieszeni i wznosząc oczy ku niebu. Uśmiechnęłam się zwycięsko i ostrożnie rozplotłam ręce, starając się nie wywoływać niepotrzebnego bólu w potłuczonym ramieniu.
- Nie wiem o co chodzi ci z Natanielem, ale dobrze ci radzę przestać snuć głupie domysły – mruknęłam, rozcierając czerwone ślady na nadgarstkach.
- Tylko mi nie mów, że nie zauważyłaś jego maślanych spojrzeń. Zresztą ty też lecisz na niego – mruknął z przekąsem.
Jedno jego spojrzenie na moje nadgarstki sprawiło, że wyraźnie spochmurniał, dlatego przestałam je masować. Obydwoje daliśmy się ponieść nerwom i takie są tego konsekwencje. Zresztą to ja zaczęłam się zachowywać jak obrażone dziecko. Nie ma powodów, aby dręczyły go niepotrzebne wyrzuty sumienia. Szczególnie, że zrobił wszystko w dobrej wierze, aby mi pomóc.
- Mówisz tak jakbyś był zazdrosny – stwierdziłam z zadziornym uśmiechem.
- Że niby o takie dziecko jak ty? – zaśmiał się kpiąco.
- Przestań udawać, że cię nie interesuję. Wczoraj przyczepiłeś się do mnie jak rzep, tylko po to, żebym zgodziła się z tobą wyjść na kawę. Jesteś zazdrosny, że nie uległam ci od razu i nie dostałeś jednoznacznego potwierdzenia, a za to Nataniel dostał zaproszenie w ogóle się nie starając.
- Dziewczynko skończ marzyć – prychnął pogardliwie. – Zaprosiłem cię na kawę, ponieważ jestem ci winny chociaż tyle za zajęcie się mną. Już ci to mówiłem – westchnął, opierając się wygodnie i zamykając oczy.
Przez chwilę przyglądałam mu się w milczeniu i bezwiednie zadałam na głos krążące po moich myślach pytanie:
- Masz brata bliźniaka?
- Co? – zapytał zaskoczony, marszcząc brwi.
- Pytałam, czy masz brata bliźniaka? Albo rozdwojenie jaźni, czy inną psychozę?
- Dobrze się czujesz?
- To ja powinnam się ciebie o to zapytać. Raz jesteś do bólu miły i uprzejmy, a innym razem zachowujesz się jak zwykły dupek. Jeśli więc ktoś z naszej dwójki jest nienormalny, to jesteś to właśnie ty.
- Prowadzę eksperyment społeczny, który ma na celu dowiedzenie się, który typ mężczyzny jest bardziej pociągający dla młodej miliarderki. – Uśmiechnął się ironicznie. – I jak? Który cię bardziej przekonuje?
- Idiota – westchnęłam ciężko, przewracając oczami.
Zaśmiał się tylko wstając z ławki i podając mi rękę. Uniosłam brew w niemym pytaniu, ale przyjęłam pomoc. Przyglądałam się z lekkim zaciekawieniem do czego zmierza, ale on tylko pociągnął mnie do jednego z wyjść parku, nie zamierzając nic mówić. Zrezygnowałam z dalszych pytań i po prostu pozwoliłam mu dalej prowadzić. Ignorowałam ciekawskie spojrzenia osób, które zdarzało nam się mijać, aż dotarliśmy do małej kafejki, która wyglądała jakby została zatrzymana w latach osiemdziesiątych. Jednocześnie była pełna typowych akcesoriów rockowych z tamtych lat. Na ścianach zauważyłam nawet zdjęcia kolejno wschodzących zespołów: Metallici, Guns N’ Roses oraz Nirvany. Na wszystko patrzyłam zafascynowana, nawet nie starając się tego ukryć. Widać było, że ktoś włożył mnóstwo pracy, aby stworzyć tak klimatyczne miejsce. Kastiel zaprowadził mnie do stolika na uboczu, ponieważ, nawet pomimo tak wczesnej pory, lokal był w dużej części zapełniony.
- Na co masz ochotę? – zapytał, podając mi małe menu.
- Wezmę latte i ciasto czekoladowe – powiedziałam, uśmiechając się do niego niewinnie i oddając mu kartę.
- Ciasto? Przecież pójdzie ci w dupę – zaśmiał się złośliwie.
- Powinieneś się cieszyć. W końcu lubisz się na nią patrzeć – odgryzłam się niewzruszona.
- Punkt dla ciebie – zaśmiał się.
Wzruszyłam ramionami z szerokim uśmiechem i w ciszy przyglądałam się wnętrzu podczas, gdy Kastiel składał dla nas zamówienie. Przez cały pobyt w niej dogryzaliśmy sobie, ale każda kolejna uwaga traciła na złośliwości, a stawała się bardziej koleżeńską zaczepką. Dowiedziałam się także, że jakiś czas temu Kastiel grywał tutaj wieczorami razem z Lysandrem i resztą ich byłego zespołu niedługo po powstaniu tego lokalu. Poza tym powiedział mi tylko, że obecnie ich duet nadal ma próby w szkolnej piwnicy kilka razy w tygodniu. Nie udało mi się niestety dowiedzieć, co stało się z resztą członków zespołu, ponieważ Kastiel bardziej szczegółowe pytania zbywał dość szorstkim tonem. Z tego powodu postanowiłam odpuścić dalsze próby drążenia tematu i pobieżnie odpowiadałam na jego pytania o moją osobę.
- Twoje koszmary w nocy mają związek z próbą gwałtu? – zapytał ostrożnie, a mnie zmroziło.
- W pewnym sensie – mruknęłam tylko, wbijając wzrok w mój pusty talerz.
- Jak do tego doszło? Poza tym, nie zachowujesz się jak typowa ofiara napastowania seksualnego.
- A jak twoim zdaniem zachowuje się taka osoba? – zapytałam zdenerwowana, ignorując jego pytanie.
- Cóż – zmieszał się odrobinę moim atakiem – sądziłem, że raczej nie mówi ona o takim zdarzeniu ledwo co poznanemu facetowi.
- Chciałeś poznać odpowiedź na nurtujące cię pytanie, więc ją dostałeś. A teraz wybacz mi, ale jest już dość późno i będę wracać do domu – powiedziałam chłodno.
Zostawiłam na blacie pieniądze za zamówienie razem z dużym napiwkiem i wyprowadzona z równowagi wstałam gwałtownie. Najszybciej jak to było tylko możliwe w takim ścisku, opuściłam kawiarnię. Podświadomie czułam, że Kastiel podąża za mną i stara się mnie dogonić, dlatego przyśpieszyłam kroku. Park był dziwnie opustoszały, jednak nie przejęłam się tym, przemierzając kolejne alejki, aż poczułam jak Kastiel złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Przepraszam Jenny – powiedział, zanim zdążyłam otworzyć usta. – To nie miało tak zabrzmieć. Jestem dupkiem, to prawda, ale daleko mi do nieczułego skurwiela. Dlatego przepraszam.
Patrzyłam na niego długą chwilę, ignorując coraz cięższe krople deszczu. W końcu tylko zagryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Skinęłam głową na znak, że przyjmuję przeprosiny. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się gałęziom drzew uginających się pod naporem wiatru, aż w końcu zebrałam się w sobie, aby  spojrzeć mu w oczy. Z trudem udało mi się wydobyć z siebie zachrypnięty szept:
- Wiem, że nie zachowuję się jak normalna dziewczyna, która o mało nie została zgwałcona. Ponieważ każda inna kobieta czułaby obrzydzenie do swojego ciała, że jakiś mężczyzna dotykał je bez pozwolenia. Ja nie mam z tym problemu, ponieważ to nie próba wykorzystania boli mnie najbardziej. On był… - zrobiłam przerwę z trudem przełykając ślinę. – Zaufałam mu. Przestałam być czujna i pozwoliłam, aby to wykorzystał – dokończyłam.
Nie byłam pewna czy Kastiel usłyszał mnie przez wyjący wiatr, dlatego znowu spojrzałam na niego niepewnie. Jego spojrzenie było łagodne, gdy pokiwał ze zrozumieniem głową i z wahaniem dotknął mojego ramienia. Ja za to nie byłam w stanie dłużej wytrzymać i niewiele myśląc, wtuliłam się w jego tors. Zapach jego wody kolońskiej działał kojąco na moje nerwy, a niepewnie obejmujące mnie ręce dawały złudne wrażenie utraconego bezpieczeństwa i zaufania.
Odsunęłam się od niego w momencie, gdy deszcz stał się na tyle silny, że nie mogliśmy go już dłużej ignorować. Kastiel bez słowa splótł ze mną palce i pociągnął mnie w stronę swojego motoru. W pewnym momencie musieliśmy biec, ponieważ deszcz stał się ulewą, a w oddali można było słyszeć zbliżające się grzmoty. Bez słowa sprzeciwu wtuliłam się w jego przemoczoną koszulkę, gdy ponownie ruszył z cichym piskiem opon. Pomimo że nie jechał tak szybko jak podczas naszej ucieczki ze szkoły, padający deszcze był jak igły uderzające o moje ciało i próbujące się przebić moją skórę.
Kiedy w końcu zatrzymaliśmy się w jego garażu, oboje byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Trzęsącą się z zimna patrzyłam jak Kastiel z trudem zamyka jego drzwi przez silny wiatr. Zdążyliśmy w ostatnim momencie, ponieważ teraz na zewnątrz zaczynało się prawdziwe piekło.
- Nie zapowiada się na szybkie rozpogodzenie, więc będziesz musiała póki co zostać u mnie – westchnął cicho.
Odwrócił się do mnie i widząc jak dygoczę, nie starał się nawet powstrzymać ironicznego uśmiechu. Złapał mnie delikatnie za nadgarstek i poprowadził w stronę drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Zatrzymał się przed nimi kłaniając się nisko, z jedną ręką na klamce.
- Witam w moim królestwie, księżniczko – zaśmiał się cicho i otworzył na oścież drzwi.


8 komentarzy:

  1. Ty cholerny Polsacie!
    Wiesz co? Naprawdę nie masz serca przerywać w takim momencie! Chociaż w sumie lepszy taki moment, niż gdy miałoby dość do czegoś między nimi. W sensie do czegoś więcej. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Z resztą po co ja się pytam xd i tak wiesz.
    Tak, warto było czekać xd Mówiłam, że mam rację?
    Rozdział świetny, a mi morda się tak cieszyła, że nawet mój chłopak się zainteresował co czytam, że tak się cieszę. Świetnie wykorzystałaś motyw z Amber i sprytnie dałaś możliwość bohaterom czmychniecia że szkoły. Pan Idealny? Kastiel naprawdę jesteś zazdrosny o niego?
    Nie wiem czemu, ale jakoś postać Nataniela nigdy do mnie nie przemawiała. Zrobili z niego takiego ciumcioka, a ja zawsze miałam słabość do konkretnych facetów.
    Wyczaiłam próbę nawiązania do tematu z pierwszego rozdziału. Czyżby to zapowiadało coś więcej? Chociaż nie. Pewnie będziesz nas trzymać cały czas w niepewności i walnie tematem w najmniej oczekiwanym momencie. Z resztą, z Tobą to nigdy nic nie wiadomo xd
    Dlaczego mam wrażenie, że Kastiel będzie próbował się jakoś bardziej zbliżyć do Jenny? Albo to moja niewyżyta wyobraźnia podsuwa mi sprośne myśli. Pewnie tak, ale dowiem się dopiero za jakiś czas jak dodasz kolejną część.
    Mam nadzieję, żenię każe nam czekać zbyt długo, bo nie wyślę Ci nic. Nie będzie dodatkowych rozdziałów poza opowiadaniem xd
    Nawiązując jeszcze do twojego dylematu z początku posta, mi nie przeszkadza, że nie oznaczasz kto w danym fragmencie mówi. Z kontekstu rozmowy bohaterów, albo myśli idzie się domyśleć z perspektywy jakiej osoby mamy doczynienia, a moim zdaniem lepiej to wygląda, jak nie jest oznaczone. Pisz tak, jak jest Ci wygodnie, a jak komuś się nie podoba, to może nie czytać. Pff... Się przejmujesz. Masz już jedną dożywotniąfanke. Co ci więcej do życia potrzeba?
    Czekam niecierpliwie na kolejną część i kolejne spojlery :D
    Niech wena będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem Polsatem xD Ja dopiero mogę nim być xD
      Skoro mówisz, że miałaś rację to bardzo się cieszę xD
      A co do twojej wyobraźni, to może uda mi się coś zadziałać, zobaczymy ;)
      I mam nadzieję, że cię nie zawiodę moja fanko xD
      Dziękuję i pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Super! Mam ogromną potrzebę Jenny i Kastiela razem, soł....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet lepiej kiedy nie ma napisanego z czyjej jest to perspektywy. Mam nadzieję, że nie każesz nam tak długo czekać na następny rozdział, bo poważnie czuje się jak na odwyku.
    I niech wena zawsze Ci sprzyja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział już się pisze, więc może nie będziesz skazana na odwyk ;)
      Dziękuję i pozdrawiam :D

      Usuń
  4. Kiedy kolejna część? Juz nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest już napisany w jakiś 70% ;) Powinien się pojawić w przeciągu kilku dni ;)

      Usuń