wtorek, 29 maja 2018

Rozdział IX


Witam was po przerwie :D Jak widzicie przeżyłam matury, odpoczęłam i wracam do was z nowym rozdziałem ;) Pisanie przedłużyło się przez problemy rodzinne, podczas których nie miałam zupełnie ochoty tworzyć nic nowego. Na szczęście wszystko się unormowało i rozdział został skończony.
Podczas moich nadłuższych wakacji będę starała się skończyć tą historię ;)

Bylibyście chętni, aby następny rozdział zacząć od Dicka i Ami? :D

Zapraszam na czytanie ;)

Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.





Z trudem udało mi się uspokoić napad śmiechu i z szerokim uśmiechem na twarzy otarłam łzy, które spłynęły po moich policzkach.
- Wielbię cię Kim. Tak po prostu – wykrztusiłam cicho.
- Wiesz co Jen? Ja ciebie też.
Uśmiechnęła się przyjaźnie i uniosła swój kieliszek z winem. Razem z Iris oraz Rozalią powtórzyłyśmy jej ruch upijając swoje napoje. Spod półprzymkniętych powiek obserwowałam zmieszaną Violettę, która zamyślona patrzyła w swoją herbatę. Bez słowa przeniosłam się koło niej, obdarzając ją ciepłym uśmiechem.
- Coś nie tak Violu?
- Nie – wyszeptała nieśmiało, rumieniąc się.
- Przeszkadza ci, że pijemy alkohol? Wiesz, że nie musisz się wstydzić swojej opinii w moim towarzystwie. Ja naprawdę nie gryzę.
- Tylko połykasz w całości – zaśmiała się Iris.
Przewróciłam oczami i sprzedałam jej kuksańca w ramię, gdy opadła koło mnie. Na całe szczęście Violettę także to rozbawiło i posłała mi niepewny uśmiech. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał jej trzask zamykanych drzwi i ciężkie kroki, na które poderwałam się gwałtownie kierując w stronę korytarza. Dziewczyny podążyły za mną wzrokiem. Dick wspierając się o ścianę, kierował się na górę, jednak zatrzymał się gdy usłyszał zamieszanie jakie spowodowałyśmy w salonie.
- Dick, co się stało? – zapytałam niepewnie.
Odwrócił odrobinę głowę, co wystarczyło abym mogła zobaczyć jego otartą szczękę oraz rozciętą wargę. Pierwszy raz nie wiedziałam co zrobić, czując za sobą obecność dziewczyn. Chciałam biec do niego, jednak musiałam się powstrzymać. Nie chciałam robić sceny, szczególnie gdy Dick posłał dziewczynom krótkie spojrzenie i bez słowa kontynuował swoją drogę. Z trudem przełknęłam ślinę, aby z bladym uśmiechem odwrócić się do dziewczyn czekających w pokoju. Kim jako jedyna w ślad za mną podniosła się z miejsca, ale reszta dziewczyn patrzyła po sobie zdezorientowana. Opadłam koło nich na kanapie i dolałam wina zanim odpowiedziałam na pytające spojrzenia.
- Jednak nic takiego. Mój brat w końcu wrócił – powiedziałam siląc się na spokojny ton.
Za jednym razem opróżniłam sporą część swojego kieliszka, czym jeszcze bardziej zdziwiłam dziewczyny. Wzruszyłam tylko ramionami i chciałam ponowić swoją czynność, jednak jedna z nich zabrała mi kieliszek. Moje zaskoczone spojrzenie od razu padło na Kim, która trzymała go w ręce.
- Dziękujemy za gościnę Jenny, ale najwyższy czas, żebyśmy już poszły – powiedziała spokojnie.
Rzuciła znaczące spojrzenie reszcie, które bez zbędnych komentarzy udała się na korytarz. Iris jako jedyna zatrzymała się jeszcze na chwilę patrząc na mnie zmartwiona, ale odwróciłam wzrok zaciskając paznokcie na swoim ramieniu. Uniosłam go gdy poczułam dłoń Kim, próbującą dodać mi otuchy.
- Idź, zajmij się nim.
- Przepraszam was, to nie miało tak wyjść – wyszeptałam cicho.
- Daj spokój mała. Nie twoja wina. Poza tym i tak musiałybyśmy się niedługo zbierać.
Puściła mi oczko, zanim skierowałyśmy się na korytarz, gdzie pozostała trójka była już gotowa. Wszystkie uśmiechały się przyjaźnie jakby próbując mnie zapewnić, że nic się nie stało, za co byłam im bardzo wdzięczna.
- Dziękuję za świetny dzień dziewczyny. I za pokazanie miasta.
- Przyjemność po naszej stronie – odparła Iris uśmiechając się szeroko.
- Tak. Szkoda tylko, że Alexy nie mógł tutaj przyjść. Był zachwycony mogąc cię poznać. Pewnie miał nadzieję, że przedstawisz mu brata – zaśmiała się Rozalia.
Prychnęłam tylko rozbawiona i odprowadziłam je na zewnątrz. Kim wyszła ostatnia życząc mi powodzenia. Skinęłam głową w podziękowaniu i gdy tylko straciłam je z oczu, zamknęłam drzwi zanim pobiegłam na piętro. Usłyszałam ciche przekleństwo, gdy ostrożnie uchyliłam drzwi pokoju Dicka, aby mnie nie usłyszał. Stał bokiem do mnie z rozpiętą koszulą przez co mogłam zobaczyć jego posiniaczone ciało. Ostrożnie weszłam do środka.
- Pomogę ci – powiedziałam cicho i ostrożnie ściągnęłam z niego materiał.
- Dzięki – mruknął cicho odwracając się do mnie plecami, unikając mojego spojrzenia.
- Co się stało? – zapytałam siadając na łóżku.
- Christian i jego banda się stali – warknął cicho w końcu odwracając się w moją stronę.
- A kim jest Christian? Bo Wally powiedział mi, że będziesz z Ami.
- Jej chłopak – warknął zaciskając dłonie na brzegu biurka.
Mimowolnie zmrużyłam oczy, czując jak w moich żyłach zaczyna płynąć adrenalina, którą chętnie rozładowałabym na tej zdzirze. A ja głupia myślałam, że może udałoby nam się dogadać.
- Nie wiedziała nic o tym – westchnął tylko ciężko widząc moją minę. – Od początku wiedzieli co mają robić, a on zagrał miłosiernego.
- Ilu ich było? – zapytałam cicho, ponownie spoglądając na siniaki.
- Sześciu. Dwóch trzymało, reszta mnie sponiewierała – mruknął kryjąc złość na swoją bezsilność pod maską spokoju.
Usiadłam koło niego opierając ostrożnie głowę o jego ramię. Od razu przysunął mnie do siebie i zamknął w swoim uścisku. Zamknęłam oczy opierając głowę o jego tors, zanim wyszeptałam:
- Mieli cię jak na widelcu. Nie powinieneś być w stanie nic zrobić, a znając ciebie i tak kilku z nich straciło parę zębów.
- Za dobrze mnie znasz – zaśmiał się cicho i potarł swoje otarte kłykcie.
Uśmiechnęłam się lekko i popchnęłam go w stronę łóżka. Uniósł pytająco brew, ale w końcu wzruszył tylko ramionami z uśmiechem, który od razu ustąpił miejsca grymasowi bólu.
- Poczekaj tu. Przyniosę maść i nowy opatrunek.
- Dobrze mamo – zadrwił.
Pokazałam mu tylko środkowy palec zanim zniknęłam za drzwiami. Przebrałam się w koszulę nocną i przygotowałam potrzebne rzeczy zanim wróciłam do pokoju Dicka. Leżał już na łóżku przebrany w luźne dresy, z wilgotnymi włosami i niezdarnie założonym opatrunkiem. Nie mogłam powstrzymać rozbawionego prychnięcia, na co spojrzał na mnie spod wpół przymkniętych powiek znudzonym wzrokiem. Z szerokim uśmiechem na twarzy usiadłam koło niego i zmieniłam bandaże. Rana wyglądała w porządku, więc chociaż o jedną rzecz nie będę musiała się już martwić. W czasie nakładania maści na siniaki Dick zdążył zasnąć co skwitowałam rozczulonym uśmiechem. Ostrożnie ułożyłam się koło niego, aby nie uszkodzić go bardziej i zasnęłam wsłuchując się w jego spokojny oddech.

***

Rano prawie zaspałam do szkoły i musiałam się bardzo śpieszyć, aby nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Na miejscu znalazłam się zaledwie pięć minut przed czasem. Miałam szczęście, że wpadłam na Nataniela, który wychodził z pokoju gospodarzy. Zaprowadził mnie do sali chemicznej, zanim udał się na swoje zajęcia. Okazało się, że chemiczka jest niezwykle wymagającą nauczycielką i zanim zdążyłam chociaż rozejrzeć się za wolnym miejscem kazała mi odpowiedzieć. Po wykonaniu wszystkich zadań i odpowiedzeniu na pytania zadowolona sama przydzieliła mi miejsce, koło dziewczyny z burzą złotych loków, a jej wcześniejszą sąsiadkę dołączyła do kogoś innego. Pozostała część lekcji minęła niezwykle szybko przez wymagającą nauczycielkę.
Kolejną lekcją była matematyka, na której wylądowałam w jednej ławce z Ami. Musiałam się bardzo powstrzymywać, aby ignorować ją. Nie chciałam robić niepotrzebnych scen, bo jeśli Dick mówił prawdę, nie wiedziała o jego obecnym stanie. Na dokładkę miałam jeszcze Kastiela, który odkąd tylko wszedł do klasy wypalał mi dziurę w plecach swoim wzrokiem. Skomplikowane zadania pomogły mi przetrwać tę lekcję. Gdy tylko dzwonek oznajmił koniec tych zajęć wymknęłam się z sali razem z tłumem uczniów. Czułam, że jeśli bym się ociągała Kastiel lub Ami z przyjemnością porwaliby mnie na rozmowę w cztery oczy. Tak jak podczas poprzedniej przerwy udało mi się znaleźć Kim oraz Iris. Odprowadziły mnie pod salę biologiczną, gdzie spędziłyśmy resztę czasu na luźnej rozmowie. Żadna z nich nie wspomniała o wczorajszym incydencie i byłam im za to wdzięczna.
Na biologii miałam powtórkę z chemii, jako że uczyła nas jedna nauczycielka. Tym razem miałam szczęście i mogłam usiąść sama. Tutaj także nie miałam za dużo czasu na myślenie o niebieskich migdałach, co było miłą odmianą. Nawet pomimo wysokiego poziomu w mojej poprzedniej szkole zbyt często nudziłam się na tych przedmiotach. Tutaj byłam skupiona do tego stopnia, że lekcja skończyła się zaskakująco szybko. Jednak zanim zdążyłam skierować się w stronę stołówki, ktoś pociągnął mnie za nadgarstek zmuszając do pójścia za sobą. Kiedy tłum uczniów pozostał w tyle chłodnym wzrokiem zmierzyłam drobną sylwetkę Ami.
- Czego chcesz? – zapytałam obcesowo.
- Chcę wiedzieć gdzie znajdę Richa. Muszę z nim porozmawiać.
- Z przykrością muszę ci oznajmić, że musiał zostać dzisiaj w domu.
- Coś nie tak z jego raną? – zapytała zaniepokojona.
- Jest po prostu trochę obolały, po waszym wczorajszym wyjściu. Nic specjalnego – mój głos ociekał ironią.
Otworzyła szeroko oczy, nerwowo bawiąc się pierścionkiem. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę i zauważyłam, że znajduje się na serdecznym palcu. Widząc moje spojrzenie założyła ręce na piersi, aby ukryć go przed moim spojrzeniem.
- Co mu się stało? – zapytała cicho.
- Myślę, że powinnaś zapytać swojego narzeczonego. Christiana, jeśli się nie mylę. Ah no i oczywiście gratulację – powiedziałam z kpiącym uśmiechem.
Odwróciłam się na pięcie i zanim zdążyła mnie ponownie zatrzymać, udałam się na stołówkę. Kolejka po lunch przesuwała się niezwykle szybko i już po chwili stałam rozglądając się za wolnym stolikiem. Zobaczyłam machającą w moją stronę Rozalię dlatego lawirując między stolikami ruszyłam w jej kierunku. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i usiadłam na miejscu koło niej zwracając uwagę na towarzyszącego jej chłopaka. Przyznaję, że jego wygląd mnie oszołomił i przez zbyt długą chwilę nie mogłam oderwać spojrzenia. Już same ubrania przyciągały uwagę, ponieważ nieczęsto spotyka się osoby ubrane w wiktoriańskie stroje, z bujnymi srebrnymi włosami i zielonkawymi końcówkami. Jednak jego dwukolorowe oczy były dużo bardziej fascynujące. Prawa tęczówka była malachitowa, a druga w kolorze płynnego złota.
- Mam coś na twarzy? – zapytał skonsternowany unosząc jedną brew.
- Nie, skąd – powiedziałam gwałtownie, czując jak zaczynają mnie piec policzki. – Po prostu nie spotkałam dotąd osoby z heterochromią i tak jakoś wyszło. Przepraszam – wymamrotałam.
Zażenowana spuściłam swój wzrok na talerz, przeklinając swoją głupotę i brak wyczucia. Powinnam napisać poradnik, jak zepsuć pierwsze wrażenie samym spojrzeniem. Jestem pewna, że ta książka stałaby się bestsellerem. Mimo to nie mogłam powstrzymać się od zerknięcia na niego spod rzęs, aby sprawdzić jego reakcję. Jego rysy złagodniały. Wydawał się lekko rozbawiony moją reakcją.
- Za to ty jesteś pierwszą osobą, która wie jak nazywa się ta choroba. Jestem Lysander – powiedział wyciągając dłoń w moją stronę.
- Jenny.
Podałam mu dłoń i zaskoczona patrzyłam jak składa na jej wierzchu delikatny pocałunek. Poczułam jeszcze większe wypieki na twarzy i szybko zabrałam dłoń, gdy tylko ją wypuścił. Odwróciłam spojrzenie, które padło na Kastiela stojącego niedaleko nas ze swoją tacą i obserwującego całą sytuację z kpiącym uśmiechem. Zagryzłam wargę i ponownie spuściłam wzrok na swój talerz. No to wpadłam jak śliwka w kompot.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko Lysandrze jeśli dosiądę się do was – powiedział, jednocześnie siadając koło kolorowookiego.
- Wiesz, że mi to nie przeszkadza. A tobie Rozalio? Jenny?
- To twój przyjaciel Lysandrze. Nie musisz się mnie pytać o takie rzeczy. – Przewróciła oczami i porwała frytkę z jego talerza.
- Ja muszę już iść – wymamrotałam cicho.
Podniosłam się z miejsca, sięgając po tacę, ale zatrzymał mnie Kastiel, kładąc swoją dłoń na mojej. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Zostań. Byłaś tu pierwsza, więc jeśli przeszkadza ci moje towarzystwo po prostu powiedz i sobie stąd pójdę.
- Nigdzie nie idziecie. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi i potrafimy porozmawiać ze sobą bez skakania sobie do gardeł, prawda? – westchnęła ciężko Rozalia posyłając nam znaczące spojrzenie.
Bez słowa ponownie opadłam koło niej omijając wzrokiem twarz Kastiela i szybko wysunęłam swoją dłoń spod jego. W miejscu gdzie się stykały czułam delikatne mrowienie. W milczeniu zaczęłam grzebać w swoim jedzeniu. Starałam się ignorować spojrzenie Kastiela, które ciągle mi rzucał pomimo rozmowy z Lysandrem. Skupiłam się zamiast tego na trajkotaniu Rozalii i udawaniu zainteresowania, gdy słuchałam narzekania na kolejne sklepy oraz wychwalania zdolności krawieckich jej chłopaka.
Po skończeniu jedzenia z delikatnym uśmiechem stwierdziłam, że muszę jeszcze zabrać rzeczy z szafki zanim zacznie się hiszpański. Tym razem nie wywołało to takiego poruszenia i lawirując między stolikami mogłam się oddalić, po krótkim wyściskaniu przez Rozalię. Uśmiechnęłam się szerzej, pomimo obolałych żeber i zniknęłam im z oczu. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu wydostałam się z zatłoczonej stołówki i udałam się na korytarz koło biblioteki, gdzie znajdowała się moja szafka. Na szczęście o tej porze było to mało uczęszczane miejsce.
Z ciężkim westchnięciem wyjęłam zeszyty przeglądając pobieżnie podstawowe zwroty. Pomimo kilku lat nauki hiszpański nadal sprawiał mi nie mały problem. Zrezygnowana zamknęłam go po kilku minutach i zatrzasnęłam szafkę. Podskoczyłam przestraszona, gdy zobaczyłam za drzwiczkami Kastiela, który opierał się o nią niechlujnie. Docisnęłam dłoń do piersi próbując uspokoić rozszalałe serce. Uśmiechnął się do mnie kpiąco.
- Jesteś strasznie wrażliwa wiesz? Musisz się czasem wyluzować.
- I powiedział to facet śledzący mnie po całej szkole. Naprawdę nie masz lepszych rozrywek? – mruknęłam unosząc brew i zakładając dłonie na piersi.
- Nie śledzę cię. Potrzebuję czegoś z biblioteki. – Wzruszył ramionami, jednak widząc, że to nie działa westchnął ciężko zaczesując włosy do tyłu. – Dobra, kłamałem. Tak naprawdę chcę cię zaprosić na kawę, jako zapłatę za opatrzenie mnie. Pasuje?
- Nie zrobiłam tego, żebyś był moim dłużnikiem wiesz? – mruknęłam.
- Po prostu się zgódź. Co tracisz?
- Nie dzięki. Obędę się bez tej wątpliwej przyjemności. Zresztą to Ami powinieneś dziękować. Założyła ci szwy prawda?
- Ma przyjść dziś wieczorem. Wczoraj była trochę zajęta – mruknął pod nosem.
Ugryzłam się w język, powstrzymując się od zgryźliwego komentarza. Zamiast tego odwróciłam się na pięcie i ruszyłam na piętro. Kastiel szedł za mną przez chwilę, zanim zrównał swój krok z moim i w ułamku sekundy uwięził mnie między swoimi ramionami, a ścianą. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, czując jak jego oddech owiewa moją skórę. Uśmiechnął się złośliwie, widząc mój szok.
- Daj spokój Jenny. To tylko kawa.
- Dlaczego ci tak zależy? Jestem pewna, że znajdziesz inną bardziej chętną.
- Inna nie zajęła się mną gdy byłem bliski wykrwawienia. Poza tym one nie znają się na motorach, tak jak ty. Moglibyśmy się wymienić doświadczeniami, przejechać się w blasku zachodzącego słońca…
Nie byłam w stanie powstrzymać rozbawionego parsknięcia, które szybko zmieniło się w niekontrolowany chichot. Kastiel uśmiechnął się szerzej widząc moją reakcję i nieznacznie zmniejszył odległość między nami. Pchnęłam go w klatkę piersiową, nadal nie mogąc przestać chichotać. Odsunął się od mnie opuszczając ręce.
- Czy ty wiesz co to przestrzeń osobista stalkerze? – uniosłam brew zagryzając wargę, aby powstrzymać uśmiech.
- Nie jestem stalkerem – przewrócił oczami.
- Owszem jesteś. Łazisz za mną wszędzie. Stołówka, szafka, sala od hiszpańskiego. Może jeszcze mnie w toalecie podglądasz co?
- Podglądanie to strata czasu, która tylko rozpala wyobraźnię. Ja jestem człowiekiem czynu – uśmiechnął się znacząco.
 - Zbok – mruknęłam, przewracając oczami.
- Kastiel? – usłyszałam koło nas wysoki, zdziwiony głos.
Zerknęłam na jego źródło, które okazało się być blondynką z którą zostałam posadzona na chemii. Na wytapetowanej twarzy dziewczyny zdziwienie szybko zmieniło się we wściekłość, której rumieńce było widać nawet przez grubą warstwę podkładu.
- No już panie casanovo, koniec teatrzyku – westchnęłam.
Kastiel rzucił tylko dziewczynie przelotne spojrzenie, które wykorzystałam aby wydostać się. Nie miałam ochoty na niepotrzebne potyczki z jakąś zakochaną wariatką. Ruszyłam w stronę drzwi do sali, gdy na wysokości moich oczu pojawiła się przeszkoda w kształcie ramienia mojego poprzedniego rozmówcy. Warknęłam zirytowana przenosząc takie samo spojrzenie na stalowe oczy.
- Nie powiedziałaś mi jak będzie z tą kawą.
- Zastanowię się dobrze? – jęknęłam zrezygnowana widząc, że nie odpuści.
- Masz czas do jutrzejszego treningu klubu. I nie licz na to, że się wykręcisz albo uciekniesz – uśmiechnął się zadowolony.
Zabrał rękę jednocześnie mierzwiąc moje włosy, za co odruchowo dostał z pięści w ramię. Zniknęłam w sali zanim zdążył mnie zatrzymać, ponieważ widziałam nadciągającą w naszą stronę Ami. Nie miałam ochoty na kolejną konfrontację.
W sali zajęłam miejsce koło Nataniela, który przeglądał jakieś notatki. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się delikatnie i wskazał na miejsce koło siebie. Po krótkiej rozmowie wrócił do czytania, a ja zaciekawiona przyglądałam się jego zapiskom przez ramię. Na całe szczęście nie wydawał się tym przejmować, a jego notatki okazały się znacznie lepsze od moich. Będę musiała poprosić go, aby pożyczył mi je. Być może udzieli mi nawet korepetycji.
Reszta lekcji minęła w spokoju. Na hiszpańskim z chęcią korzystałam z pomocy Nataniela i ignorowałam dwa spojrzenia wypalające mi dziurę w plecach. Naprawdę nie wiem czym sobie zasłużyłam na taką uwagę w dzisiejszym dniu. Na szczęście Nataniel odprowadził mnie aż pod damską szatnię, dzięki czemu nikt mnie niepotrzebnie nie zaczepiał. Przerwę spędziłam na rozmowie z Kim. Zauważyłam jak blondynka z poprzedniej przerwy spoglądała na mnie ukradkiem morderczym wzrokiem, ale tylko odpowiedziałam na to przyjaznym uśmiechem. Prychnęła się cicho i odwróciła w stronę swoich dwóch przyjaciółek. Wzruszyłam tylko ramionami i razem z Kim udałam się na salę.
Miałam szczęście, że Rozalia nie wykazywała zbyt dużej chęci do ćwiczeń i towarzyszyła mi całą lekcję. Oczywiście Kastiel nie był w stanie uczestniczyć w lekcji i jak na złość zajął miejsce niedaleko nas na trybunach. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały posłał mi szelmowski uśmiech. Rozalia nie przeoczyła tego i nie zapomniała wypomnieć mi tego za każdym razem, rzucając różne sprośne aluzje. Starałam się je puszczać mimo uszu jej uwagi, aby nie dać jej powodu do dalszego nakręcania się, jednak Kastiel wydawał się słuchać tego uważnie. Jestem pewna, że słuchawki w uszach były tylko dla iluzji, że nic go nie obchodzi nasza rozmowa.
Z ulgą doczekałam się końca lekcji i razem z Violettą oraz Iris udałam się do sali historii. Całą lekcję musiałam pomagać Iris, ponieważ okazało się, że nawet jeśli dla mnie ten przedmiot nie był szczególnie ciężki, jej zdecydowanie przydałoby się małe wsparcie. Pokazałam jej różne sposoby rozpisywania poszczególnych wydarzeń historycznych, aby jak najprościej mogła je zapamiętać i zrozumieć zależności i związki pomiędzy różnymi zdarzeniami. Była mi niezwykle wdzięczna za pomoc, a także obiecała się odwdzięczyć przy najbliższej okazji. Odpowiedziałam jej tylko cichym śmiechem mówiąc, że nie ma takiej potrzeby.
Angielski okazał się najspokojniejszą lekcją, ponieważ byliśmy zmuszeni do pilnego słuchania nauczycielki i notowania. Pierwszy raz w dzisiejszym dniu nie musiałam się przejmować spojrzeniami rzucanymi mi przez Ami lub Kastiela. Przez ciągłe zajęcie lekcja minęła też niezwykle szybko. Z nieskrywaną ulgą opuściłam czym prędzej mury szkoły, chcąc zakończyć ten dziwny dzień. Niestety niedane mi było tego zrobić, jako że już z daleka zauważyłam Ami opierającą się o mój samochód i czekającą na mnie z niecierpliwością. Z ciężkim westchnięciem podeszłam do niej zakładając ręce na piersi.
- Musimy porozmawiać.
Przewróciłam oczami, aby wiedziała, że ma przejść do sedna i powstrzymałam się od niepotrzebnych komentarzy. Chcę mieć to jak najszybciej z głowy i wrócić do domu.
- Nie wiedziałam, że Christian kazał pobić Richa. Obiecał mi, że da mu spokój. Możesz być pewna, że w innym wypadku nigdy nie zostawiłabym go tam samego – mruknęła cicho, nie patrząc mi w oczy.
- Wiem. Dick powiedział mi to samo. Powinnaś się jednak zastanowić czy na pewno chcesz wyjść za osobę, która łamie twoje obietnice – powiedziałam, nie kryjąc złośliwego uśmiechu.
Zacisnęła szczękę i w końcu wbiła we mnie wściekłe spojrzenie. Po chwili zrezygnowała jednak z ciężkim westchnięciem i rozluźniła napięte mięśnie. Spojrzała na mnie zrezygnowanym wzrokiem, bez sił.
- Zabierzesz mnie do niego? Muszę z nim porozmawiać. Proszę.
Zaskoczona zamrugałam kilka razy, zanim zreflektowała się i skinęłam powoli głową otwierając samochód. Całą drogę przebyłyśmy w ciszy. Ja skupiłam się na drodze powrotnej, a Ami pogrążyła się we własnych myślach spoglądając nieobecnym wzrokiem za okno.
Kiedy wysiadłyśmy zauważyłam, że w garażu brakuje dwóch motorów, które stały tu gdy rano wyjeżdżałam. Westchnęłam cicho i skierowałam się w stronę domu. Ami niepewnie podążyła za mną dlatego poinformowałam ją zrezygnowana:
- Dick pojechał gdzieś, prawdopodobnie zabrałam ze sobą Wally’ego. Jeśli chcesz możesz poczekać albo wrócić do domu.
Bez słowa udałam się do kuchni, aby przygotować obiad. Słyszałam za sobą kroki, dlatego zaglądając do lodówki zapytałam zdawkowo:
- Napijesz się czegoś?
- Kawy. Mocnej, parzonej – mruknęła usadawiając się przy wyspie.
W ciszy przygotowałam jej kawę i podałam jej zanim wróciłam do obiadu. W ciszy wstawiłam makaron na spaghetti i zrobiłam sos, kątem oka zerkając na siedzącą przy wyspie dziewczynę. Wydawała się zrezygnowana i ze smutkiem spoglądała raz po raz na pierścionek na palcu. Westchnęłam cicho odwracając się w jej stronę.
- O czym myślisz?
- Mówisz tak jakby cię to interesowało.
- Nie interesuje, ale widzę, że coś zżera cię od środka i przydałoby się, żebyś z kimś o tym porozmawiała. Jestem jedną osobą w twoim zasięgu, a poza tym obie jesteśmy kobietami. Nie ma sensu się spierać przez jakieś uprzedzenia. Solidarność jajników?
Wyciągnęłam w jej stronę dłoń, na co zaśmiała się cicho, ale złapała ją. Ponownie zamilkła upijając łyk kawy i próbując zebrać myśli. Nie naciskałam i dałam jej czas. Wróciłam do przygotowania sosu, do momentu aż zaczęła mówić:
- Nie wiem co zrobić. Mam mętlik w głowie przez te zaręczyny. Zgodziłam się na nie, ponieważ go kocham, ale nie wiem czy jestem gotowa, aby już teraz wiązać się na stałe. Dopiero od kilku lat jestem wolna, a ślub przez długi czas kojarzył mi się z zamknięciem pod kloszem, gdzie zostanę kurą domową, której głównym zadaniem będzie rodzenie dzieci.
- Wiesz, że to tak wygląda? Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Nikt nie każe ci się związać, jeśli naprawdę tego nie chcesz. Nawet jeśli go kochasz, to nie powinnaś się do niczego zmuszać. Cała idea ślubu traci wtedy sens.
- Wiem. Dlatego kilkukrotnie odrzuciłam jego prośbę mówiąc, że potrzebuje więcej czasu.
- Więc dlaczego się w końcu zgodziłaś?
Wzruszyła ramionami wbijając wzrok w swój kubek. Minęła dłuższa chwila zanim znowu kontynuowała:
- Chyba boję się, że go stracę. Nie jestem pewna, czy po prostu mnie nie zostawi, a ślub jest szansą na stabilizację. Szczególnie jeśli teraz nie jestem pewna czy mu zaufać.
- Więc zerwij zaręczyny. Żaden związek nie powinien być budowany na niepewności. Podstawą jest zaufanie w wierność tej drugiej osoby. Jeśli tego u was brakuje, nie ma sensu tego ciągnąć.
- Nawet jeśli go kocham?
- Nie wyobrażam sobie, aby miłość mogła istnieć bez zaufania. Zwykły pociąg seksualny – wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Jestem pewna, że to nie to. Kiedyś już pomyliłam pożądanie z miłością, więc potrafię zauważyć różnicę.
- Skoro tak uważasz – westchnęłam cicho, nieprzekonana. – Jeśli jesteś niepewna, a nie chcesz zrywać zaręczyn, to po prostu zostawi rzeczy tak jak są. W teorii nikt nie zmusi was do planowania ślubu, dopóki sami tego nie będziecie chcieli. Chyba, że to jemu się śpieszy?
- Nie mieliśmy czasu porozmawiać – mruknęłam pod nosem.
Zauważyłam na jej policzkach delikatny rumieniec, a rysy jej twarzy znacząco się rozluźniły na wspomnienia w których się pogrążyła. Mój zgryźliwy komentarz powstrzymał cichy trzask drzwi, a sekundy później do kuchni wpadł Wally. Uderzyłam go po dłoniach, gdy tylko wyciągnął je w stronę garnków, za co obdarzył mnie zbolałym spojrzeniem zbitego psa. Po rudzielcu pojawił się Dick, który zatrzymał się gwałtownie na widok Ami. Dziewczyna podniosła się powoli zagryzając nerwowo policzek. Tylko ja zauważyła jak Dick spogląda na pierścionek na jej palcu. W kącikach jego ust zatańczył lekki uśmiech zanim przeniósł wzrok na jej twarz.
- Gratuluję Mio. Mam nadzieję, że będzie cię dobrze traktować – powiedział spokojnie zanim odwrócił się na pięcie i udał się na piętro.
Ami patrzyła za nim w szoku, który ustąpił miejsca rozczarowaniu. Zrezygnowana opadła na stołek wlepiając wzrok w blat. Wally popatrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem, na który tylko przewróciłam oczami i wróciłam do gotowania.
- Chyba chciałaś z nim porozmawiać, prawda?
- Nie mamy już o czym. Jego reakcja jest wystarczającym dowodem. Mógł sobie odpuścić ten komentarz – mruknęła cicho.
- Problem w tym, że jego reakcja była szczera. Cieszy się twoim szczęściem. Jeśli mi nie wierzysz idź do niego i przekonaj się – powiedziałam zadziornie obserwując ją kątem oka.
Przyglądała mi się dłuższą chwilę niepewnie, zanim zsunęła się z krzesła i szybkim krokiem udała się na piętro. Wally jeszcze długo skołowany wodził wzrokiem między mną, a łukiem za którym zniknęła. Zaśmiałam się tylko cicho z jego reakcji, ignorując pytające spojrzenie i nałożyłam dla niego porcję spaghetti. Wally usiadł przy wyspie z głośnym westchnięciem:
- Kobiety. Spróbuj je zrozumieć.

6 komentarzy:

  1. Osobiście wolę gdy piszesz z perspektywy Jenny. Naprawdę cieszy To, że zagłębiłaś charaktery bohaterów, teraz każdy jest inny i nie ma tzw. papki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak duży to dla mnie komplement :D Bardzo staram się aby bohaterowie nie byli robienii od kalki, ale nadal nie jestem zbyt pewna czy mi się to udaje. Dlatego jeszcze raz naprawdę ci dziękuję :D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Dobry wieczór!
    W końcu, zgodnie z obietnicą zabrałam się za komentowanie rozdziału. Uch... Powiem Ci, że dzisiaj jakoś kompletnie do niczego nie mam głowy. Myśli ulatują mi szybciej niż się pojawią.
    Tak jak już Ci wcześniej mówiłam - rozdział naprawdę świetny, nie przypominam sobie, żebym znalazła jakieś błędy, ale mogę się mylić, bo czytałam go bardzo dawno, a teraz tylko "przeleciałam" tekst (jakkolwiek to brzmi xD), żeby sobie przypomnieć co w nim było.
    Staram się przekonać cały czas do Ami, ale mam z tym ogromny problem. Nie mam kompletnie pojęcia co myśleć o tej dziewczynie. MAm tak sprzeczne opinie na jej temat, że to aż boli. Z jednej strony podoba mi się jej zadziorny charakter, lubię kiedy się przekomarza z Dickiem czy Jenny, ale z drugiej strony, jak czytam jej rozterki miłosne, to niedobrze mi się robi. Co za niezdecydowana laska! Uch... chyba za dużo nasłuchuję się u swoich znajomych i teraz mnie nosi. No ale, kurcze! Ten cały Chris to już w ogóle mi nie pasuje. Ni cholery. Dziwny typ. Poza tym jak on się obnosi do Ami! Traktuje ją jak swoją zabawkę i własność. Grr...
    Aż boję się pomyśleć, co wyniknie z rozmowy naszej "parki". Przyznam szczerze, że mam dość nieprzyzwoite myśli, które i tak na bank się nie pojawią, ale zawsze pomarzyć można...
    Co ja bym tu mogła jeszcze napisać...? Chyba wyczerpałam swój limit weny na ten komentarz i nie będę go gmatwać jeszcze bardziej.
    Z niecierpliwością na kolejny rozdział i trochę akcji :D :D Mam nadzieję, że nie każesz nam dłużej czekać ;3
    Pozdrawiam gorąco i do zobaczenia w następnym <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę cieszę się, że podobał Ci się rozdział ^^
      Szczerze mówiąc cieszę się, że Ami nie jest postacią którą każdy lubi :D Co do jej rozetek miłosnych... Ma tylko 17 lat i nic dziwnego, że sama nie wie czego chce ;)
      Nieprzyzwoite myśli mówisz? Pomyślimy co z tym zrobić ;>
      Rozdział powoli piszę i powinnam niedługo się nim z wami podzielić ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Świetny rozdział! Uwielbiam język jakim piszesz. Mimo wszystko bardziej mi zależy na Jenny i Kastielu oraz ich historii, więc bardziej na to czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement ^^ Przecież było ich tak dużo przez ostatnie rozdziały ;P Dosłownie na każdym kroku na siebie wpadali xD
      Pozdrawiam ;*

      Usuń