W końcu jest! 7 rozdział na zakończenie walentynek :D Ktoś się stęsknił? Wiem, że nie. Zamiast tego proszę pochować wszelkie przedmioty, którymi zamierzaliście mnie ukarać ;P Miłego czytania i proszę o komentarze, ponieważ jestem ciekawa jak wam się podoba ;)
Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.
Wszystko stało się w ciągu kilku sekund.
Najpierw usłyszałem głośny krzyk, a po
chwili wycie kogutów i migające czerwono-niebieskie światła radiowozów.
Odruchowo wepchnąłem Wally’ego przez otworzone tylnie drzwi, w momencie, gdy
rozległ się głośny huk, jednak zignorowałem go. Błyskawicznie znalazłem się za
kierownicą i z głośnym warczeniem silnika wjechałem w jakąś wąską uliczkę
modląc się, aby nie okazała się ślepym zaułkiem.
- Jakim cudem nas znaleźli? –
zapytał zduszonym głosem.
- Nie wiem – warknąłem cicho.
Wykonałem ostry zakręt wyjeżdżając z
uliczki na jedną z głównych dróg. Zerknąłem w lusterko i stwierdziłem, że gonią
mnie dwa radiowozy co było całkiem niezłym wynikiem. Z tyłu głowy zapaliło mi
się czerwone światełko z imieniem Jenny, ale nie mogłem się dłużej nad nim
zastanowić przez barykadę.
- Zawracaj! – wrzasnął Wally.
Od razu wykonałem jego polecenie zakręcając
ostro i wjeżdżając częściowo na pusty chodnik. Jeden z radiowozów próbował
powtórzyć mój manewr, jednak nie udało mu się i uderzył bokiem w słup
sygnalizacji. Drugi cudem wyhamował zanim staranował zaporę. Zyskaliśmy kilka
cennych sekund, które od razu wykorzystałem.
- Kieruj się w stronę autostrady.
Jest tam zjazd dzięki którym łatwo ich zgubimy - mruknął.
Poczułem jak łapie za zagłówek mojego
fotela i jego nogi wylądowały w szparze pomiędzy fotelami, gdy przenosił się na
przednie siedzenie.
- Mogę wiedzieć co ty do kurwy nędzy
wyprawiasz? – zapytałem zirytowany przyśpieszając i rzucając mu krótkie
spojrzenie.
- Przesiadam się tępaku – powiedział
przewracając oczami.
- Domyśliłem się. Mogę wiedzieć
tylko dlaczego?
Zignorował mnie wbijając spojrzenie w
moje ramię i odchylając kołnierz mojej koszulki.
- Ty krwawisz – powiedział, gdy
tylko otworzyłem usta.
Zerknąłem na niego zaskoczony i
przyłożyłem jedną dłoń do swojego ramienia. Pod palcami wyczułem ciepłą,
kleistą ciecz i dość głęboką dziurę. Dopiero wtedy zacząłem łączyć fakty i
odczuwać coraz wyraźniej pulsujący ból.
- Jedź do mnie. Moja ciotka cię
opatrzy.
- Tak? I co jej powiesz? Ciociu Kate
jest taka sprawa: byliśmy na nielegalnych wyścigach ulicznych, bo wiesz to z
nich mam kasę na te kursy. No i wszystko było świetnie, dopóki nie przyjechała
policja, aby nas wszystkich zapuszkować, więc zaczęliśmy uciekać, niestety Dick
został postrzelony w ramię i teraz musisz mu wyjąć kulę, żeby nie wdała się
infekcja – zacząłem ironizować.
- Pierdol się. Niepotrzebna ironia –
warknął.
- To ty przestań pieprzyć głupoty!
Dobrze wiesz w jakim stanie jest twoja ciotka i że za żadne skarby nie może się
dowiedzieć o naszych nocnych eskapadach. Zresztą tak samo jak Bruce – z trudem
opanowałem drżący z emocji głos.
Nie byłem w stanie zatrzymać
napływających do mojej głowy wspomnień. Pamiętałem każdy szczegół z dnia w
którym nam się nie udało i zostaliśmy zatrzymani przez policję. Bruce nawet nie
był wściekły i chyba to było w tym wszystkim najgorsze. Wydawał się zawiedziony
tym jak bardzo nieodpowiedzialny byłem, gdy okazało się, że wciągnąłem w to
Jenny. Miała tylko czternaście lat, a ja sam niewiele wcześniej dostałem prawo
jazdy. Przez trzy lata udało mi się powstrzymać, ale te trzy miesiące… Musiałem
oderwać myśli od wszystkiego co się wtedy wydarzyło.
- Skręć tutaj - westchnął ciężko poddając się.
Wjechałem we wskazaną uliczkę gasząc
światła, dzięki czemu policja całkowicie straciła nasz trop i pomknęła dalej w
kierunku autostrady. Westchnąłem cicho z ulgą i oparłem się o zagłówek
zamykając oczy. Ból w ramieniu był coraz silniejszy i przestał być już tylko
tępym pulsowaniem. Wally wychylił się do tyłu zapewne sprawdzając czy wszystkie
radiowozy nas minęły.
- Ej stary, ocknij się.
Skrzywiłem się, gdy szturchnął mnie w
ramię. Powoli otworzyłem oczy z niemym pytaniem.
- Wyjeżdżając z tej uliczki będziemy
dwie przecznice od mojego domu. Jesteś pewny, że nie chcesz przenocować?
- Odpuść – mruknąłem odpalając
samochód.
Udało mi się zignorować ból i w krótkim
czasie dotrzeć pod mały parterowy dom jednorodzinny, wtulony w ścianę lasu na
obrzeżach miasta. Oprócz niego w sąsiedztwie znajdowały się jeszcze dwa inne.
Na szczęście ich właściciele byli zbyt zajęci swoimi sprawami, aby zwrócić
uwagę na Wally’ego. W innej sytuacji mogliby zacząć snuć niepotrzebne domysły,
które z pewnością zaciekawiłyby ciocię Kate. Wally rzucił krzywe spojrzenie na
zarysowany bok, które przeniósł na mnie mówiąc:
- Za kilka dni wpadnę do garażu
zająć się naprawą. I żeby to był ostatni raz.
- Przestań już psioczyć. Do
usłyszenia. – Przewróciłem oczami i odjechałem.
Z trudem mogłem skupić wzrok na jezdni,
przez co cudem nie potrąciłem kobiety, która nagle wbiegła na jezdnie.
Zahamowałem gwałtownie i spojrzałem na jej twarz zamglonym wzrokiem, ale rysy
miała rozmazane. Zamknąłem oczy i starałem się skupić myśli, aby wrócić do
domu. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że dziewczyna wsiadła na miejsce
pasażera i coś do mnie mówi. Spojrzałem na nią niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Richard. – Poklepała mnie
delikatnie po policzku.
Znałem ten głos.
- Ami.
- Tak, to ja. Co ci się stało?
- Rana postrzałowa. Dam sobie radę,
muszę tylko trochę odpocząć. A ty co tutaj robisz? Mieszkasz w centrum miasta.
- Chciałam się przekonać czy
Kastielowi udało się już wrócić do domu, ale wszystkie światła są pogaszone.
Gdzie dostałeś? – zapytała zdenerwowana.
- To nic poważnego. Lepiej mi
powiedz gdzie się podziałaś swój samochód.
- W bezpiecznym miejscu. I pozwól,
że ja ocenię czy to nic poważnego, dlatego pokaż gdzie jest ta rana.
Zignorowałem ją, a zamiast tego ruszyłem
do centrum miasta. Całą swoją uwagę skupiłem na drodze wyłączając się od
zrzędzenia zirytowanej Ami, aby nie spowodować wypadku. Jeszcze tylko tego by
mi dzisiaj brakowało, jednak na moje szczęście bez większych przeszkód dotarłem
do jednego z większych skrzyżowań w centrum miasta. Chciałem jechać prosto, ale
Ami gwałtownie skręciła moją kierownicę i zaciągnęła hamulec ręczny zmuszając
samochód do driftu.
- Co ty do kurwy nędzy robisz?!
- Jedziemy do mojego mieszkania.
- Popierdoliło cię?! Wystarczyło mi
powiedzieć, żebym tu skręcił zamiast łapać od razu za kierownicę. A poza tym
doskonale pamiętam drogę do twojego mieszkania.
- Nie Rich. To nie było moje
mieszkanie, a mieszkanie mojego chłopaka z którym pomieszkuję. Odpowiadając na
twoje pytanie, czuję się świetnie, sprawdzam tylko twoje reakcje. No i może
chciałam się trochę odegrać za ignorowanie mnie. Skręć w lewo.
Zacisnąłem zęby i wykonałem jej polecenie
wjeżdżając w uliczkę prowadzącą do małego zaniedbanego osiedla. Ami krótko
poinstruowała mnie jak dostać się do jej garażu. W środku zobaczyłem tylko
czarną Hondę, która z tego co wiem należała do Kastiela. Ami zaklęła cicho pod
nosem i kazała mi zaczekać. Przeprowadziła motor robiąc mi miejsce i gestem
każąc wjechać do środka. Bez słowa sprzeciwu zrobiłem to. Gasząc silnik oparłem
czoło o kierownice, ponieważ ból wrócił do mnie z podwójną siłą wywołując
czarne mroczki.
- Wstawaj – rozkazała cicho, ale stanowczo.
Spojrzałem na nią krótko i pozwoliłem
wyprowadzić się z garażu. Oparłem się o ścianę pochylając się do przodu i
oddychając ciężko, gdy czekałem, aż Ami zajmie się garażem. Po moim ciele
przeszedł dreszcz, gdy dotknęła swoimi chłodnymi placami mojego obojczyka. W
ciszy przyjrzała się ranie i mojej twarzy zanim bez słowa pociągnęła mnie do
jednego z bloków.
Nie zarejestrowałem gdy znaleźliśmy się w
jej mieszkaniu, aż do momentu, gdy posadziła mnie na małej kanapie i podała mi
tabletkę oraz szklankę wody. Spojrzałem na nią krótko i kiwnąłem z wdzięcznością
połykając środek przeciw bólowy. Dopiero wtedy rozejrzałem się po mieszkaniu. Zauważyłem,
że znajdujemy się w małej, zaniedbanej kawalerce, a dokładniej w jej salonie
łączonego z aneksem kuchennym.
- Zdejmij kurtkę i koszulę. Muszę
przemyć i odkazić ranę, a następnie zobaczyć jak głęboko utkwiła kula.
- Znasz się na medycynie?
Spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem,
więc bez dalszych komentarzy wykonałem jej polecenie. Lek zaczynał działać
dzięki czemu odzyskałem jasność umysłu. W ciszy obserwowałem jak Ami ostrożnie
przemywa moją ranę wodą. Mimowolnie uśmiechnąłem się widząc jak w skupieniu
marszczy brwi. Gdy odkażała ranę zakląłem cicho przez zaciśnięte żeby, ale nie
poruszyłem się. Dziewczyna tylko rzuciła mi kpiące spojrzenie, ale nie odezwała
się i skończyła oczyszczać ranę.
- Kula nadal tkwi w środku. Muszę ją
wyjąć, żeby nie wdała się infekcja. Przyciśnij to do rany i chodź ze mną.
Uniosłem brew w niemym pytaniu i
posłusznie podążyłem za nią do jednego z pokoi, który okazał się być sypialnią.
Zbity z tropu patrzyłem ja rozkłada na łóżku jakiś stary, zabrudzony koc. W
ciszy ustawiła przy nim lampę i gestem kazała mi usiąść. Patrzyłem na nią
wyczekująco, ale ona w milczeniu zmusiła mnie, abym oparł się o ścianę.
Włączyła lampkę, której światło oślepiało dopóki nie ustawiła jej tak, że
skupiało się na mojej ranie.
- Niestety nie mam morfiny ani
niczego mocniejszego, więc będziesz musiał jakoś wytrzymać. Zaciskaj dłoń na
wezgłowiu, jeśli będziesz czuć taką potrzebę, ale nie ruszaj się. Nie chcę ci
czegoś przez przypadek uszkodzić.
Mówiąc to podała mi jeszcze jedną
tabletkę, którą wypiłem obserwując ją uważnie gdy przygotowywała się. Gdy była
gotowa spojrzała na mnie przelotnie i przystąpiła do operacji. Zakląłem głośno
ponieważ ból ponownie zaczął rozrywać moje ramię, jednak tak jak mi kazała nie
poruszyłem się nawet o milimetr. Odchyliłem głowę i zamknąłem oczy starając się
odbiec myślami, aby choć trochę odciąć się od bólu. Udało mi się to całkiem
nieźle, ponieważ nie zdążyłem zauważyć gdy Ami skończyła opatrywanie rany.
Spojrzałem na nią zamglonym wzrokiem.
- Zdejmę ten koc i będziesz mógł się
położyć.
- Nie mogę. Muszę wracać do domu.
Jen będzie się martwić. – mruknąłem wstając.
- Zapomnij. Zostajesz tutaj. Nie
pozwolę ci teraz prowadzić samochodu. Powiadomię niedługo twoją siostrę. Odłóż
telefon na szafkę i spróbuj zasnąć. Jak uprzątnę ten bałagan zajmę się tym. To
nie podlega dyskusji.
Zerwała stary koc i popchnęła mnie z
powrotem na łóżko zmuszając do położenia się. Jęknąłem cicho z bólu, ale nie
miałem już siły się podnieść, dlatego nieporadnie odszukałem swój telefon i
położyłem go na szafce nocnej tuż obok zakrwawionych narzędzi. W ciszy
obserwowałem krzątającą się Ami, dopóki moje powieki opadły mimo woli i pogrążyłem
się w niespokojnym śnie.
***
Skręciłam gwałtownie wjeżdżając do
uliczki, gdy tylko na swojej drodze zobaczyłam blokadę, a jeden z radiowozów
zaczął mnie doganiać. Zerknęłam we wsteczne lusterko i zaklęłam szpetnie zdając
sobie sprawę, że nadal podąża za mną większość radiowozów. Jakby nie mogli
sobie odpuścić i pojechać za kimś innym! Jestem ciekawa ile osób udało im się
jednak złapać. Z drugiej strony niepokoiłam się o Dicka i Wally’ego. Nie
zauważyłam czy zdążyli wsiąść do samochodu zanim gliny otoczyły tłum.
Wybijałam nerwowy rytm na kierownicy
jednocześnie zastanawiając się nad miejscem w którym mogłabym się ukryć. Szkoda
tylko, że nie znam miasta! Praktycznie wyskoczyłam z uliczki powodując głośne
trąbienie nadjeżdżającej ciężarówki, którą minęłam o kilka sekund. Niestety
jadący za mną radiowóz nie miał tyle szczęścia. Nie miałam jednak czasu napawać
się zwycięstwem i zniknęłam na zakręcie najbliższej przecznicy. Nerwowo
rozglądałam się za jakąś uliczką w której mogłabym przeczekać pogoń.
W końcu zauważyłam słabo oznakowany zjazd
na parking podziemny. Szybko upewniłam się, że na ogonie nie siedzi mi żaden z
radiowozów zanim zdecydowałam się z niego skorzystać. Zjechałam na najniższy
poziom i wyłączyłam silnik. Chwilę później usłyszałam nad sobą syreny, które
szybko oddaliły się od mojej kryjówki. Mimo to nie pozwoliłam sobie odetchnąć.
W napięciu nasłuchiwałam wszelkich odgłosów z zewnątrz, a moje serce tłukło się
boleśnie od nadmiaru adrenaliny. Dopiero po kilku dłużących się minutach
zdecydowałam się odetchnąć głęboko i wyjechać z mojej kryjówki.
Wyjeżdżając ze swojej kryjówki
zahamowałam gwałtownie cudem nie wjeżdżając w czerwonowłosego chłopaka. Dopiero
kiedy spojrzał na mnie zirytowany rozpoznałam w nim Kastiela. Patrzyliśmy na
siebie przez dłuższą chwilę zaskoczeni. To on pierwszy zareagował i bez
zaproszenia wpakował mi się do środka. Spojrzałam na niego oburzona, ale zanim
zdążyłam się odezwać gestem kazał mi jechać. Zacisnęłam wargi tłumiąc
przekleństwo i wydostałam się na główną ulicę, która była zaskakująco spokojna,
pomimo wcześniejszego pościgu. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie mojemu pasażerowi
i zauważyłam na jego twarzy lekki grymas, a także zakrwawione palce, które
zaciskał na swoim udzie.
- Co ci się stało?
- Znalazłem się w nieodpowiednim
miejscu i nieodpowiedniej chwili – mruknął zdawkowo.
- Jak my wszyscy. Masz u siebie w
domu bandaże i wodę utlenioną, żebym mogła to opatrzeć?
- Nie jadę do domu.
- To gdzie?
- Pokieruję cię.
- A skąd pewność, że cię posłucham?
- Bo jeszcze nie zatrzymałaś się na
poboczu każąc mi spierdalać – uśmiechnął się krzywo.
- Punkt dla ciebie – westchnęłam ciężko.
Skręciłam w uliczkę, którą mi wskazał.
Kątem oka zauważyłam jak w kącikach jego ust błąka się zadziorny uśmiech. Nie
mogłam powstrzymać wypływającego na moją twarz rozbawienia. Zerknęłam na niego
jeszcze raz i aż podskoczyłam, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Wróciłam do
uważnego obserwowania drogi jednocześnie starając się ze wszystkich sił
powstrzymać wypływające na moją twarz rumieńce wstydu. Kastiel tylko parsknął
cicho śmiechem i ponownie poinstruował mnie jak mam dalej jechać.
- Więc? Jak to jest ponownie stracić
tytuł? – zapytałam próbując odwrócić jego uwagę.
- Stracić? Nie nazwałbym tego tak.
To tylko przejściowy stan, który bardzo szybko ulegnie zmianie. Nie chciałem po
prostu, abyś przeżyła zbyt duży szok widząc jak twój ukochany braciszek
przegrywa.
- Serio? Popełniłeś błąd, który
wybija się z głową nowicjuszom już na pierwszej jeździe. Naprawdę jesteś aż tak
dumny? – zakpiłam.
Zauważyłam jak wściekły zaciska pięści co
spowodowało, że na mój uśmiech wypłynął szeroki, pełen samozadowolenia uśmiech.
Nie przeszkadzało mi milczenie, przerywane tylko krótkimi informacjami ze
strony Kastiela gdzie mam skręcić. Nie mogłam się jednak powstrzymać, aby
ponownie na niego nie spojrzeć. Miał zamknięte oczy i wydawało mi się, że jest
odrobinę bledszy. Przygryzłam wargę zastanawiając się jak bardzo poważne mogą
być jego rany.
- Nie rób tak.
Podskoczyłam przez jego cichy głos.
Spiorunowałam go spojrzeniem, na co tylko zaśmiał się cicho.
- Niby dlaczego mam cię słuchać?
- Ponieważ wyglądasz wtedy bardzo
seksownie.
Uśmiechnął się do mnie szelmowsko, a ja
nie mogłam się powstrzymać, aby przewrócić oczami. Czy on naprawdę myśli, że to
na mnie zadziała?
- Nie rób już takiej miny. Musisz
się nauczyć wyczuwać sarkazm.
- Uwierz mi rozpoznaję go bez trudu.
Po prostu zastanawiam się jak beznadziejny musisz być w podrywaniu, aby ubiegać
się do tak tanich sztuczek. Jestem ciekawa czy chociaż raz zaliczyłeś czy tylko
zgrywasz takiego macho.
Zaśmiał się cicho i kazał zatrzymać się
na poboczu. Bez słowa wysiadł i kulejąc ruszył w stronę klatki schodowej.
Szybko otrząsnęłam się ze zdziwienia i wyskoczyłam z samochodu. Nie dał się
sprowokować czy tylko mam omamy? Nie wyglądał na takiego, który zostawiłby taki
komentarz bez odpowiedzi.
- Nie możesz się beze mnie obejść
co? – zapytał, gdy tylko zrównałam z nim krok.
- Chcę mieć tylko pewność, że się
nie wykrwawisz. Poza tym w razie potrzeby będę mogła cię zawieźć do szpitala.
- Żadnego szpitala – warknął ostro.
Posłałam mu tylko przelotne spojrzenie i
weszliśmy do środka. Kastiel wcisnął w windzie numer najwyższego piętra.
Stanęłam w rogu koło niego kątem oka przypatrując się jak zaciska palce na
nadal obficie krwawiącym udzie. Nerwowo stukałam palcami o poręcz obserwując
jak powoli zmieniają się kolejne numery pięter.
- Przestań – westchnął zirytowany.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją
stronę. Złapałam go za koszulkę i odzyskałam równowagę. Zła zadarłam głowę, aby
rzucić mu piorunujące spojrzenie, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że teraz
dzieli nas już tylko kilka centymetrów. Moje serce zaczęło się tłuc jak
oszalałe, gdy patrzyłam w jego spragnione oczy.
Z odrętwienia wyrwał mnie dźwięk
otwieranych drzwi windy, która zatrzymała się na naszym piętrze. Bez słowa
odwróciłam się do niego plecami i uciekłam z ciasnego pomieszczenia.
Przeklinałam w myślach moje oszalałe serce, gdy obserwowałam zadowolony
uśmieszek błąkający się w kącikach jego ust. Kurwa! Co się ze mną do cholery
dzieje? Dopiero jego głos wyrwał mnie ze swoich rozmyślań:
- Zapraszam do mojego królestwa. – Skłonił
się w błazeński sposób.
Przewróciłam oczami i weszłam do małego
korytarzyka otwartego na salon. Mieszkanie było małą kawalerką. Największe
pomieszczenie w nim, które miało imitować pokój dzienny było połączone z
aneksem kuchennym, przyległym do ściany małego korytarza, który zapewne
prowadził do łazienki i sypialni.
Kastiel rozsiadł się na kanapie nawet nie
zdejmując butów. Wzruszając ramionami poszłam za jego przykładem. Zaczęłam
przeszukiwać szafki w kuchni, gdzie bez większych problemów znalazłam potrzebne
mi przedmioty i to w znaczących ilościach. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi i
spojrzałam na leżącego na kanapie Kastiela, który nie zwracał na mnie żadnej
uwagi. Miał zamknięte oczy i starał się wyglądać na zrelaksowanego, ale
widziałam, że nadal zaciska dłoń na ranie.
Bez słowa odłożyłam potrzebne mi rzeczy
na stoliku koło kanapy i dwoma sprawnymi oczami rozpięłam guzik oraz zamek w
jego spodniach. Zaskoczony w ułamku sekundy zmienił pozycję na pionową i
wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęłam się tylko
niewinnie i odparłam słodkim głosem:
- Muszę się dostać do rany. Zdejmuj
spodnie.
- Już sam nie wiem czy to bezpieczne
w twoim towarzystwie.
- Zapewniam cię, że tak. Rozbieraj
się.
Patrzył na mnie jeszcze dłuższą chwilę,
po czym uśmiechnął się leniwie i ponownie opadł na kanapę. Rzucił mi tylko
wyzywające spojrzenie i odparł z leniwym uśmiechem:
- Sama to zrób. Ja chcę odpocząć.
Uniosłam tylko pytająco brew, ale nie
zareagował, więc obojętnie wzruszyłam ramionami. Bez słowa w ciągu kilku sekund
pozbyłam się spodni. Nie odpowiedziałam na jego zszokowane spojrzenie i w ciszy
zaczęłam oczyszczać ranę wodą utlenioną.
- Kurwa! – syknął, gdy pierwszy raz
dotknęłam jego rany.
- Leż spokojnie – mruknęłam niewzruszona.
Wróciłam do przerwanej czynności,
ignorując jego mordercze spojrzenie. Na szczęście rana nie okazała się tak
poważna jak przypuszczałam na początku. Stwierdziłam tez, że rana została
zrobiona ząbkowanym nożem, co rozpoznałam po poszarpanych krawędziach. Tym
bardziej niezwykłe, że tętnica nie została uszkodzona. Postanowiłam jednak tego
nie komentować i w ciszy zabandażowałam ranę. Przez cały ten czas czułam na
sobie palący wzrok Kastiela.
Kiedy skończyłam wyrzuciłam zbędne
przedmioty i osunęłam się po oparciu kanapy podciągając kolana pod brodę. Oczy
same mi się zamykały. Gdy adrenalina w końcu spadła, zrozumiałam jak bardzo
jestem zmęczona tą ucieczką. Muszę tu odpocząć chwilę zanim wrócę do domu. Mam
tylko nadzieję, że Dick nie będzie się za bardzo martwił.
***
Z ciężkim westchnięciem podniosłem się z
kanapy i ubrałem zniszczone spodnie. Nie potrzebuję nieuzasadnionych wyrzutów
ze strony Ami przez które musiałbym się tłumaczyć. Jenny musiała wyjść, gdy nie
uważałem, bo już od dłuższego czasu nie słyszę jej kroków. Dziwne tylko, że
przegapiłem trzask drzwi.
W milczeniu nalałem sobie szklankę wody i
obojętnym wzrokiem rozejrzałem się po salonie. Mój wzrok od razu przykuły
czerwone włosy rozsypane po skulonej sylwetce dziewczyny, schowanej za oparciem
kanapy. Oparła głowę o swoje kolana i wyglądało na to, że spała. Wzniosłem oczy
ku niebu i najciszej jak się tylko dało przykuśtykałem do niej. Z trudem udało
mi się ją wziąć w ramiona i razem z nią opadłem na kanapę. Skulona była dość
mała, abym ułożył ją na swoim torsie. W tym samym momencie usłyszałem jak ktoś
wychodzi z mojej sypialni.
Odchyliłem głowę przez podłokietnik, żeby
ujrzeć Ami trzymającą w rękach zużyte bandaże. Zaskoczona zatrzymała się kilka
kroków od nas. Uniosłem pytająco brew, na co prychnęła pogardliwie i pozbyła
się niepotrzebnego balastu.
- Co ona tu robi? – zapytała chłodnym
głosem.
- Opatrywała moją nogę. Wygląda na
to, że zasnęła zmęczona gdy odpoczywałem – westchnąłem obojętnie. – A ty co
robiłaś z tymi bandażami? W sypialni?
- Zajęłam się raną postrzałową
Dicka. Także śpi.
- Podobno go nie znosisz.
- Działa mi na nerwy tak samo jak
ty. Odpowiedz sobie sam.
Parsknąłem cicho śmiechem, na co Jenny
poruszyła się niespokojnie. Obserwowałem przez chwilę czy się nie obudzi, ale
nic takiego się nie wydarzyło. Kiedy oderwałem od niej wzroku natrafiłem na
chłodne spojrzenie Ami.
- W co ty pogrywasz?
- Nic – mruknąłem przewracając
oczami.
Ami zmrużyła oczy, a ja poczułem dziwny
niepokoju patrząc na nią. Nie dałem jednak nic po sobie poznać i uniosłem tylko
brew, każącą jej mówić albo spadać.
- Mam nadzieję Kas. I obyś pamiętał
o obietnicy, ponieważ następnym razem naprawdę zostaniesz z tym gównem sam.
Powinieneś już wiedzieć, że ja nie rzucam słów na wiatr.
- Wiem to. Odpuść trochę – warknąłem
zirytowany.
Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na
śpiącą Jenny i bez słowa pożegnania wróciła do sypialni. Z ciężkim
westchnięciem odrzuciłem głowę do tyłu. Czasem naprawdę mam jej dość.
Zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć.
Miałem wrażenie, że cichy oddech Jenny śpiącej na mojej klatce piersiowej
skutecznie odciąga moje myśli od pulsującego bólu w udzie.
Potrząsnąłem głową, odpędzając
nieproszone myśli i pozwoliłem sobie opaść w czarną nicość snu.
TAAAAK! W KOŃCU! DOCZEKAŁAM SIĘ!
OdpowiedzUsuńUch.. dobra. Asia zachowuj się. To tylko nowy rozdział...
Dla mnie chyba AŻ nowy rozdział, bo nawet nie wiesz jak bardzo się stęskniłam, a jaka była moja radość, kiedy dzisiaj rano, szykując się do pracy, zaglądnęłam na bloggera, patrze, a tam co? Jest!
Mam nadzieję, że wszystko już u Ciebie w porządku i nie będziesz zmuszana do opuszczania nas na tak długo.
Rozdział naprawdę cudowny i ekscytujący. Tyle sie działo! Mam nadzieję (znowu się powtarzam ._.), że z resztą tego całego tałatajstwa jest wszystko okej i nikt nie wkopał się w jakieś poważniejsze problemy. Szczęście, że nasi główni bohaterowie, co prawda nie wszyscy są cali i nie całkiem zdrowi, ale są bezpieczni. Oby tylko później nic się nie stało.
Tak piszę komentarz i gdzieś tam z tyłu głowy krąży mi pytanie, dlaczego Ami i Kastiel mieszkają razem? To było wcześniej wspomniane i ja zapomniałam, czy to jest nowa informacja. Hmm.. będę musiała się cofnąć, ale wydaje mi się, że to jest nowy fakt. I ciekawe do kogo nawiązywała Ami wspominając, że nie pomoże mu z tym gównem. Czyżby Debra? O.o
Zauważyłam kilka literówek, ale gdzieś mi się pogubiły i nie mogę ich teraz na nowo znaleźć. Echh... A chciałam Ci ułatwić sprawę... no nic. Musisz mi wybaczyć, ale nie pomogę. Mogę jedynie poradzić, żebyś przeczytała jeszcze raz rozdział na spokojnie, a na pewno wyłapiesz, gdzie co jest nie tak :3
Niemniej jednak cieszę się ogromnie na nowy rozdział, wyszedł Ci on genialnie, mimo tych kilku potknięć. Czekam niecierpliwie na następną część, a teraz gorąco Cię pozdrawiam i ślę mnóstwo weny i ciepłego kakałyczka <3
Do następnego!
Nie musisz się powstrzymać :D Taki entuzjazm daje mi prawdziwego kopa energii do dalszego pisania :D
UsuńDziękuję za wytknięcie błędów na pewno przejrzę rozdział jeszcze raz i postaram się wyszukać błędy ;)
Co do Ami i Kastiela... To skomplikowane xD Wszystkiego będziecie dowiadywać w miarę rozwoju historii (mieszkanie, ostrzeżenie Ami i jeszcze kilka innych rzeczy) ;P
Na razie nie będę nic zdradzać i pozwolę wam na własne teorie >:D
A no i oczywiście ogromnie się cieszę, że rozdział podobał się :D
Tęskniłam, ale nie planowałam atakować twojej osoby. Nie ostrzyłam noży od jakiegoś czasu...
OdpowiedzUsuńKaaaastiel nie zgwałć Jenny, Dick śpi obok.
Co do rozdziału, mignęły mi jakieś powtórzenia i chyba brak jednego przecinka. Ale część i tak świetna. ^^
Wczoraj nie zdążyłam, ale dzisiaj jest kolejne święto (jeśli je obchodzisz). Szczęśliwego Dnia Singla~ :D
Pozdrawiam
Życzę weny
Czekam na kolejny rozdział.
Haha, tak to zdecydowanie moje święto, jednak rozdział nie bardzo na niego pasował ( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńCale szczęście, że już niż nie ostrzysz noży mi :D
Co do Kastiela, z nim nigdy nic nie wiadomo >:D
Oczywiście przejrzę jeszcze raz rozdział ;) Dziękuję za informację :D
Kocham, kocham, kocham.
OdpowiedzUsuńTyle mogę powiedzieć.
Super poruszasz się w języku i pisaniu, nic nie jest przypadkowe.
Dziękuję ^^ Bardzo się cieszę, że sie podobało :D
UsuńPrzeczytałam w dosłownie w chwilę...... i wiem jaka jest diagnoza. Uzależnionie od opowiadania. Ehhh... błagam tylko nie serwuj nam odwyku.
OdpowiedzUsuńKiedy możemy się spodziewać kolejnej części? :)
OdpowiedzUsuń