wtorek, 3 października 2017

Rozdział V cz.1

Jednak nie udało mi się skończyć rozdziału, ale ponieważ obiecałam, że pojawi się na początku tego tygodnia, jest jego pierwsza, zdecydowanie mniej interesująca część. Być może następna pojawi się w niedzielę. Zobaczymy ;)

Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.

Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.

Niechętnie uniosłam powieki, słysząc kroki na korytarzu. Zerwałam się z łóżka, gdy tylko przypomniałam sobie wydarzenia z zeszłego wieczoru oraz wypadłam na korytarz, gdzie wleciałam na zaskoczonego Kastiela. Wylądowałabym twardo na podłodze, gdyby nie miał tak dobrego refleksu i nie pociągnął w swoją stronę. Odsunęłam się od niego, gdy tylko pierwsze skołowanie minęło i założyłam ręce na piersi.
- Chciałeś się wymknąć?
- Chciałem. Niestety nie wyszło. – Skrzywił się niezadowolony.
- Obiecałam, że cię odwiozę tak? Wystarczyło przyjść mnie obudzić, jeśli ci się śpieszy.
- Nie śpieszy mi się. Po prostu nienawidzę być zależny od innych. Sam doskonale sobie radzę.
- W to nie wątpię, jednak pozwól mi się chociaż tak odwdzięczyć za pomoc z Dickiem. Zrobię śniadanie zanim cię odwiozę.
- Nie jadam śniadań. – Znudzony wzniósł oczy ku niebu.
- Więc zrobię ci kawę – westchnęłam lekko zirytowana. – Może być?
- Uważaj, bo pomyślę, że nie możesz się beze mnie obyć. – Uśmiechnął się kpiąco.
- Nie zabronię ci marzyć – prychnęłam tylko jeszcze bardziej zirytowana.
Zaprowadziłam nas do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę dla siebie oraz włączyłam ekspres. Posłałam mu pytające spojrzenie w międzyczasie wstawiając tosty.
- Czarna, dwie łyżeczki cukru. – Rozsiadł się na jednym ze stołków barowych i obserwował mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy.
W ciszy krzątałam się po kuchni cały czas czując na sobie jego uważny wzrok, który udało mi się ignorować. Chwilę później postawiłam przed nim kubek z czarną cieczą, a sama oparłam się o blat upijając łyk zielonej herbaty i pochłaniając pierwszego tosta, przez co zostałam obdarzona rozbawionym spojrzeniem.
- To wygląda tak, jakbyś nie była karmiona od miesiąca.
- Jestem głodna, a wyglądasz na osobę, która wie, że głodnej kobiecie jedzenia się nie odmawia. No chyba że ci życie niemiłe.
Wybuchnął głośnym śmiechem łapiąc się przy okazji za brzuch. Zamrugałam kilka razy skołowana, a kiedy nie przestawał się śmiać popatrzyłam na niego jak na wariata. Uspokoił się dopiero po kilku naprawdę długich minutach, nadal lekko się trzęsąc i spojrzał na mnie. Zaskoczona nie mogłam oderwać oczu od jego rozbawionego spojrzenia i podziwiałam jego tęczówki, które w tym momencie przypominały płynne srebro. To chyba pierwszy raz, gdy pomyślałam, że szarość może być kojarzona z ciepłem.
- Muszę ci to przyznać Jenny. Jesteś najdziwniejszą dziewczyną jaką udało mi się spotkać. Jednocześnie muszę ci pogratulować, że udało ci się mnie rozbawić aż do takiego stopnia. Osoby, które to potrafią mogę zliczyć na palcach jednej ręki.
- Ponieważ zazwyczaj przypominasz Grumpy Cata? – zapytałam niepewnie, nadal nie wiedząc co o tym myśleć.
Posłał mi szeroki uśmiech, który niepewnie odwzajemniłam i szybko dokończyłam swoje śniadanie. Kastiel zdążył w tym czasie dopić kawę i zaoferował, że pozmywa te kilka naczyń, abym mogła się przebrać i chociaż odrobinę odświeżyć, co zrobiłam w naprawdę ekspresowym tempie. Chwilę później wyprowadziłam ciemne, matowo-szare Lamborghini Aventador.
- Bogactwo zobowiązuje, co? A niektóre dzieci nie mają pieniędzy na leki – mruknął pod nosem. Po jego wcześniejszym rozbawieniu nie było nawet śladu.
- Odezwał się pan biedny. Naprawdę uważasz mnie za tak głupią i sądzisz, że nie wiem, ile kosztuje twój motor? – Posłałam mu wściekłe spojrzenie. – Ten samochód jest jedyną rzeczą, na którą sobie pozwoliłam w ciągu tych lat, odkąd zostałam adoptowana. I skoro jesteś tak świetnie poinformowany o moim życiu to powinieneś wiedzieć, że mój ojczym wspomaga wiele organizacji charytatywnych, a ja sama założyłam jedną, która pomaga dzieciom chorym na serce. – Ostatnie słowa prawie wycedziłam. Jeszcze nigdy żadna uwaga mnie tak nie wkurzyła.
Z piskiem opon wyjechałam na ulicę, ale nadal drżałam z wściekłości i zaciskałam dłonie na kierownicy starając się opanować emocje. Milczał zastanawiając się nad moimi słowami i dopiero po dłuższej chwili zabrał głos.
- Przepraszam. Nie powinienem był was oceniać. Ostatnio po prostu jestem dość drażliwy na temat bogactwa, szczególnie gdy patrzę na taką Amber albo Nataniela.
Milczałam, próbując wykrzesać z siebie chociaż odrobinę gniewu, ale w tym momencie te emocje gdzieś uleciały. Spojrzałam na niego kątem oka. Nadal patrzył w okno i już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest osobą, która często przeprasza. Wzięłam głęboki oddech zanim znowu się odezwałam.
- Nie mam pojęcia kim jest Amber i jeśli mam być szczera, nie za bardzo mnie to w tym momencie interesuje. Wątpię, abyś nie znał Bruce’a Wayne’a, więc tym samym powinieneś wiedzieć jak wiele robi dla innych. Ja i Dick jesteśmy tego idealnym przykładem. Zapamiętaj to sobie po prostu – mruknęłam polubownie.
- Obiecuję. – Uśmiechnął się nieznacznie unosząc dwa palce do góry i udając, że jest harcerzem.
Przewróciłam tylko oczami, ale nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu, który wypłynął na moją twarz, dzięki czemu Kastiel zrozumiał, że konflikt został zażegnany. Jako cel podczas dalszej podróży postawił sobie chyba sprawdzenie granicy mojej wytrzymałości, ponieważ zaczął się ze mną drażnić swoimi głupimi tekstami. Muszę jednak przyznać, że niezbyt się tym przejmowałam i jego uwagi bardziej mnie bawiły niż irytowały. Przynajmniej dzięki temu droga minęła nam dużo szybciej, a Kastiel nie omieszkał rzucić kilku sugestii na temat mojego dość ostrego stylu jazdy, dopóki nie stanęliśmy przed jego domem.
- Wiesz, jeśli kręci cię szybkość to wpadnij dzisiaj na Rodeo Drive. – Uśmiechnął się do mnie szeroko opierając ramiona o drzwi i wsuwając do środka głowę przez otwartą szybę.
- Niby dlaczego miałabym tam iść? Nie jestem zainteresowana kolejną imprezą.
- To nie jest impreza.
- Więc co takiego?
- Przyjedź, a się przekonasz. Sądzę, że może cię to zainteresować. – Uśmiechnął się tajemniczo i odsunął się, pozwalając mi w końcu odjechać.
Pokręciłam tylko głową uśmiechając się szeroko i aby się popisać, z piskiem opon ruszyłam z powrotem do domu. Ledwie udało mi się wejść do domu, a przez łuk w kuchni zauważyłam Dicka, który siedział przy stole w samych spodniach. Zanim zastanowiłam się co tak do końca robię, rzuciłam się mu na szyję. Zaskoczony nie mógł się uwolnić z mojego miażdżącego uścisku, a chwilę później zaczął klepać po ręce, abym go nie dusiła.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Posłał mi słaby uśmiech, gdy usiadłam koło niego.
Wyglądał naprawdę okropnie, miał skórę białą jak papier i pomimo tak długiego snu, miał sińce pod oczami. Trzymał się za głowę, a jego oczy straciły swój zwykły blask. Zacisnęłam dłonie na stole, czując, że najchętniej rozszarpałabym tę wywłokę na strzępy.
- Wiesz, jak się nazywa? – zapytałam cichym głosem, aby nie dać nic po sobie poznać.
- Miała na imię Anabell z tego co kojarzę, chodziła przez jakiś czas z Andy’m – mruknął cicho i przyjrzał mi się uważnie. – Chodź tu. – Poklepał swoje kolano.
Bez wahania podeszłam do niego i mocno go przytuliłam, a on otoczył mnie swoimi ramionami głaszcząc delikatnie po plecach. Próbował mnie uspokoić.
- Dziękuję Jenny. To dla mnie wiele znaczy.
- Wiem, Dick – wyszeptałam cicho i odsunęłam się delikatnie od niego.
Znowu posłał mi blady uśmiech zanim musnął mnie w czoło i przybrał znaczący wyraz twarzy.
- Ledwo się wprowadziłaś, a już przyprowadzasz sobie gachów, co? – Dźgnął mnie lekko między żebra, ale i tak podskoczyłam.
- Nie mam bladego pojęcia o co ci chodzi. Kastiel pomógł mi cię tu zaciągnąć, słoniu. – Zeskoczyłam z jego kolan i jak małe dziecko pokazałam mu język.
- Oczywiście. Tłumacz się – prychnął rozbawiony.
- Mnie przynajmniej nie atakują napalone wywłoki.
- Och, tylko sobie nie żartuj. Połowa klubu koszykówki, oczywiście z Kastielem na czele, pożerała cię przez cały wieczór wzrokiem. Szczególnie gdy schylałaś się po coś, byli bardziej uważni niż podczas jakiegokolwiek treningu.
- Musieli być zawiedzeni, że nic nie zobaczyli. – Uśmiechnęłam się niewinnie, nie wspominając o sytuacji z poprzedniej nocy.

Korekta: Ihmeelinen
            

2 komentarze:

  1. Wyobraziłam sobie Kastiela jako harcerza. Świat się wali, ludzie. 😂
    Kastielek pija kawę czarną jak odbyt szatana, nieprawdaż?
    Ale bym się kawy napiła...

    Pozdrawiam
    Życzę weny
    Czekam na następny rozdział! ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... Nie wiem co powiedzieć. Może tak: rozdział miał pojawić się dwa tygodnie temu :p
    Czekam na kolejną część, bo prawdę mówiąc akcji tu szalonej nie było, dlatego jedynie pobudzasz apetyt na więcej xD
    Jenny jakaś bardziej władcza się zaczyna robić, a Kas uległy. Ciekawie, ciekawie ;p
    Duuuuużo weny życzę i czasu w końcu. Next w przeciągu tygodnia, mam nadzieję :*

    OdpowiedzUsuń