Zapraszam na pierwszy rozdział, który będzie posiłkował się historią mojego starego bloga "Słodka Historia Brązowookiej". Wiele scen zostanie zmienionych, więc nawet jeśli czytałeś wcześniejszą historię przeczytaj od nowa wstawione rozdziały, ponieważ możesz nie wiedzieć o co chodzi w dalszej historii. Proszę także do zapoznania się z poniższym ostrzeżeniem.
Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.
- Dalej! Mów
gdzie to jest! – krzyczał nienawistny głos.
Nagle moja głowa
znowu znalazła się pod wody, a siła z jaką wpychano mi ją tam wyciskała mi
cenne powietrze z płuc. Za wszelką cenę starałam się utrzymać przytomność, ale
nie szarpałam się. Wiedziałam, że to nie ma sensu. Prawdopodobnie zginę tu i
nikt nie odnajdzie moich zwłok. A to wszystko przez jeden głupi błąd.
Nagle znowu mogłam
oddychać. Chciwie łapałam cenne powietrze, jednak nie miałam czasu aby cieszyć
się, że jednak się nie utopiłam. Mój oprawca jeszcze mi nie odpuścił i za włosy
rzucił mną z całej siły o ziemię. Moje ciało nie reagowało na moje rozkazy, a
oczy nie chciały wyostrzyć widoku. Osoba stojąca nade mną była tylko czarnym
cieniem.
Jęknęłam tylko cicho
gdy spoliczkował mnie i znowu zaczął krzyczeć:
- Mów dziwko!
Gdzie to jest?!
Usiadł na moich
biodrach i wyciągnął nóż, ale coś podpowiadało mi, że nie ma zamiaru tego
skończyć.
Nagle do mrocznego
pomieszczenia wpadł snop światła. Słyszałam wrzaski umierających ludzi. Mój kat krzyknął coś, ale nie byłam już
dłużej w stanie rozróżnić poszczególnych słów od siebie. Zostałam pociągnięta
do góry z ostrzem przyciśniętym do naciągniętej skóry na szyi. Mrużyłam oczy
przez blask w którego stronę zostałam teraz skierowana. Słyszałam kroki i
drżący głos mojego dręczyciela. Nie było nic więcej.
Huk.
Jednak nie umarłam.
Osunęłam się
bezwładnie na ziemię, ale nie uderzyłam o beton na podłodze. Pochwyciły mnie
silne ręce i przycisnęły do swojego szerokiego torsu, mimo że byłam cała
pokryta gorącą, lepiącą się cieczą, która śmierdziała rdzą.
Ale było tam coś
jeszcze.
Morska bryza.
Z trudem uniosłam
wzrok, żeby ujrzeć mojego wybawiciela, ale nie mogłam wyostrzyć obrazu.
Widziałam tylko ciemne kontury.
Mój anioł śmierci.
- Jenny!
***
Z trudem uniosłam
ciężkie powieki. W głowie wciąż dźwięczał przerażony głos wołający moje imię.
Ostatnie echo mojego koszmaru.
Nieprzytomnym
wzrokiem spojrzałam w bok. Ładna wysoka blondynka delikatnie dotykała mojego
ramienia. Z trudem wyprostowałam się i spojrzałam na nią. Nadal byłam na skraju
koszmaru i jawy.
- Proszę zapiąć
pasy. Zaraz będziemy lądować w Mistganie pani Wayne.
- Dobrze –
westchnęłam cicho i zrobiłam to o co poprosiła.
Mistgan.
Westchnęłam ciężko.
To tu mój przyrodni
brat rozpoczął kilka tygodni temu naukę w ostatniej klasie liceum. Tutaj miałam
zacząć swój drugi rok nauki. Skrzywiłam się na samą myśl. To dla mnie zgodził
się przepisać, pomimo że został mu tylko jeden rok. Nie spotkałam drugiej tak
troskliwej osoby jak on.
Z ciężkim
westchnięciem spojrzałam przez okno. Byliśmy już poniżej chmur dzięki czemu
mogłam oglądać z lotu ptaka moje nowe miasto. Znajdowało się niedaleko brzegu
morza w większej części odgrodzone klifami. Tylko niewielka jego część miała
dostęp do plaży. Centrum miasta składało się głównie z bloków, ale na jego
obrzeżach zauważyłam domki. Odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że przedmieścia
nie są stworzone tak jak przy większych miastach w Ameryce. Oznaczało to, że
domy nie były zbudowane w idealnych rzędach i nie wyglądało na to aby dbano, by
na zewnątrz wyglądały tak samo, co było zupełnym przeciwieństwem do metropolii
takich jak Los Angeles.
Kiedy wróciłam do
oglądania, zobaczyłam, że z drugiej strony miasta rozciągał się średniej
wielkości las przecięty w połowie drogą stanową. Po bokach były łąki wśród
których wychwyciłam parę domków. Uśmiechnęłam się do siebie. Całość
prezentowała się tak bardzo odmiennie od metropolii w której do tej pory żyłam.
No i nie widziałam żadnej willi co było kolejnym plusem, ponieważ to znaczyło,
że zamieszkamy w domu. Nasz ojczym nigdy nie pozwoliłby na mieszkanie w
blokach.
Zadowolona
odwróciłam się w stronę dziobu samolotu i wygodnie ułożyłam się w fotelu, aby
jakoś spędzić ostatnie chwile mojego lotu, gdy samolot zaczął kołować,
przygotowując się do lądowania.
W końcu po długim
oczekiwaniu udało mi się odebrać moją walizkę dzięki czemu mogłam skierować się
do wyjścia. Z daleka udało mi się zobaczyć wysokiego bruneta, o niezwykle
błękitnych oczach, które zawsze przypominały mi bezchmurne niebo. Uśmiechnął
się, gdy jego oczy w końcu spoczęły na mnie, przez co poczułam bolesny uścisk w
sercu. Tak dawno go nie widziałam, a teraz nie mogłam pozbyć się poczucia winy
gdy patrzył na mnie z taką ulgą. Wpadłam mu w ramiona, a on od razu objął mnie
mocno.
- Jenny…
Martwiłem się – wyszeptał w moje włosy.
- Przepraszam,
Dick – mruknęłam cicho i mocniej się wtuliłam.
- Spóźniłaś
się. Minął już miesiąc od rozpoczęcia szkoły. Co się stało?
Odsunął mnie na
długość ramion, aby przyjrzeć mi się uważnie. Zawsze bardzo troszczył się o
mnie, mimo że nie byliśmy spokrewnieni. To nam nie przeszkadzało. Byliśmy jak
rodzeństwo.
- Miałam
wypadek, a w szpitalu nie chcieli mnie wypuścić dopóki nie upewnili się, że
jestem cała. Są strasznie nudni i nie, nie martw się. Przesadzali – westchnęłam
ciężko i odsunęłam się od niego – To gdzie teraz?
Uśmiechnął się i
zabrał moją walizkę. Przed lotniskiem stało jego srebrne Lamborghini Huracan.
Uśmiechnęłam się szeroko. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
- Widzę,
Richardzie, że kupiłeś sobie nowy samochód – powiedziałam rozbawiona.
Pokazałam mu język,
gdy spiorunował mnie wzrokiem. Nienawidził swojego pełnego imienia.
- Naprawdę nie
wiem za czym ja tak tęskniłem – wymruczał niezadowolony pod nosem.
- Jesteś zbyt
nerwowy Richardzie. Przecież to tak wspaniałe imię. Powinieneś je szanować. Twój
dziadek nie byłby zadowolony
Wyszczerzyłam się, a
on za karę dźgnął mnie między żebra. Podskoczyłam i skrzywiłam się z bólu,
szybko odwracając wzrok. Masowałam delikatnie obolałe miejsce.
- No już się
tak nie obrażaj. Było trzeba nie zaczynać.
- Wiem - prychnęłam
cicho.
Pomogłam zapakować
mu moje dwie walizki, zanim sama wskoczyłam na siedzenie pasażera. Dick
dołączył do mnie chwilę później. Ruszyliśmy powoli przez mało ruchliwe ulice
miasta, któremu przyglądałam się z lekkim zainteresowaniem.
- Jak tu jest?
– zapytałam cicho.
- Spokojnie. Na
początku może się to wydawać dziwne, skoro przeniosłaś się z dużego, ruchliwego
miasta, ale po niecałym miesiącu zaczynasz doceniać tę ciszę. Nasz dom jest
umiejscowiony blisko lasu, który mogłaś zauważyć podczas lądowania. Musisz
pamiętać, że nie jest to metropolia jak Los Angeles, ale wbrew pozorom to duże
miasto.
- Nie jestem
jeszcze ślepa. Dobrze widzę jak bardzo się różni.
- Tego nigdy
nie powiedziałem. Mieszkamy bardzo blisko centrum, więc praktycznie od
wszystkiego dzieli nas niewielka odległość. Najdalej mamy do morza, ale to
tylko przez dziwny kształt miasta. Zupełnie jakby było klepsydrą.
Zaskoczona uniosłam
wysoko brew. Pierwszy raz słyszałam o takim sposobie budowy, ale z drugiej
strony odrobinę się ucieszyłam. Brakowało mi spokoju i ucieczki od tej ciągłej
gonitwy. Jestem ciekawa czy uda mi się to tutaj. Nawet nie zauważyłam kiedy
usnęłam, nadal zmęczona po długiej podróży.
***
Usłyszałam cichy
głos Dicka i poczułam delikatne potrząsanie za ramię.
- Wstawaj
śpiąca królewno. Zostałaś już tylko ty.
Spojrzałam na niego
zaspana.
- Chodź. Zobacz
swój nowy dom – uśmiechnął się delikatnie i zrobił mi miejsce, żebym wysiadła.
Lekko zamroczona,
ostrożnie wysiadłam z samochodu i przeciągnęłam się długo. Dopiero po dłuższej
chwili zwróciłam uwagę na dom.
Duży, biały,
dwupiętrowy budynek wyłożony w niektórych miejscach ozdobnym szarym kamieniem z
czarnym dachem. Do domu przyklejony był duży garaż. Spokojnie mógł pomieścić
dwa samochody. Myślę, że motor też by się zmieścił. Na tle lasu prezentował się
naprawdę wspaniale.
- Dlaczego nie
wjechałeś do garażu?
- Ponieważ nie
chcę zaczynać zwiedzania od tyłu i niezbyt interesującego garażu.
Zaśmiałam się cicho
i złapałam klucze, które mi rzucił. W ciągu kilku sekund znalazłam się w małym
holu skąd dwa duże łuki prowadziły do salonu i kuchni, która była połączona z
jadalnią. Był wyłożony piaskowymi panelami, a ściany zdobiły kamienie w kolorze
jasnego kremu, które przerzedzały się w stronę sufitu. Na wysokości jednej
trzeciej ściany nie było już żadnych kamieni i mogłam zobaczyć białą farbę,
którą była pomalowana, tak samo jak sufit.
Po lewej stronie
zauważyłam piaskowe schody prowadzące na piętro, osłonięte szklaną szybą
zdobioną w białe pędy bambusa. Do szklanej ściany została przymocowana prosta
balustrada. Pod spodem były zamurowane, aby zasłonić dziurę od schodów prowadzących
do piwnicy. Byłam ciekawa co się w niej znajduje, jednak w pierwszej kolejności
swoje kroki skierowałam do salonu, którego mały fragment mogłam zauważyć przez
łuk koło schodów.
Zostawiłam walizki
na progu i zaciekawiona zajrzałam do środka.
Salon był znacznie
większy niż wydawał się na pierwszy rzut oka. Był duży i jasny dzięki
kontrastowi pomiędzy ciemnymi panelami i sufitem, skonstruowanym z belek, a
jasno szarymi i kremowymi ścianami. Do tego dochodziły jasne skórzane meble,
jak biała kanapa w kształcie litery L, stolik kawowy z jasnego drewna albo
kominek wyłożony piaskowcem. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy tylko zobaczyłam, że
mamy kino domowe.
- Tak moja
maniaczko. Jest i telewizor oraz wszystkie twoje ukochane płyty – zaśmiał się
cicho wchodząc do pokoju i widząc moją reakcję.
- Dziękuję.
Wskoczyłam na niego
i dałam soczystego buziaka w policzek.
- Nie masz za
co. Po prostu w pierwszej kolejności udostępnisz je mi – uśmiechnął się jeszcze
szerzej przerzucając mnie przez ramię.
- Ej! Umiem
chodzić!
- Ja nie byłbym
tego tak do końca pewny – zaśmiał się i zabrał mnie do mojego pokoju.
Postawił mnie
dopiero przed drzwiami do mojego pokoju. Niepewnie zajrzałam do środka i
zamarłam zachwycona.
Pokój był średniej
wielkości ze ścianami w kawowym kolorze z białymi kropkami i jasnobrązowymi
panelami. Łóżko było duże, dwuosobowe z ciemną, drewnianą ramą. Po obu stronach
łóżka stały szafki nocne w tym samym kolorze, zresztą tak jak cała reszta
mebli. Zauważyłam dwie pary drzwi, z których jedna musiała prowadzić do
łazienki, a druga do garderoby. Jedna ze ścian była w połowie zajęta przez
ogromny regał w kształcie drzewa, który uginał się od ciężaru książek, a wokół
niego w czerwonych ramkach rozwieszone były zdjęcia moje, Dicka, naszego
opiekuna Bruce’a i Alberta, przyjaciela rodziny Wayne, której nazwisko nosiłam.
Zamknęłam oczy, aby
powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Nie spodziewałam się, że tak bardzo
zatęsknię za moją rodziną przez te kilka miesięcy, a teraz jeszcze ta
przeprowadzka.
- Nie wiem czy
mam to odebrać jako komplement czy zacząć się martwić – powiedział cicho Dick
odwracając mnie w swoją stronę. – No już. Nie płacz – delikatnie otarł łzę,
która spłynęła po moim policzku.
- Dziękuję – wyszeptałam
cicho.
Schowałam twarz w
jego szerokim torsie. Zaprowadził mnie w ciszy na łóżko, cały czas głaskając po
głowie, aby pomóc mi się trochę uspokoić. Dopiero po kilku minutach spojrzałam
na niego, a on uśmiechnął się delikatnie.
- Bruce wie o
twoim powrocie, ale sądzę, że i tak powinnaś do niego zadzwonić. Rozpakuj się,
a ja przygotuję coś do jedzenia. Jutro musisz dokończyć formalności w szkole.
Jeśli będziesz chciała pokażę ci jeszcze siłownię, pokój muzyczny, studio…
- Dick! – Patrzyłam
na niego szeroko otwartymi oczami.
Nie sądziłam, że ten
dom jest aż tak duży.
Zaśmiał się tylko z
mojej miny i musnął mnie w czoło zanim wyszedł z pokoju, abym mogła się
rozpakować. Od razu wygrzebałam swój telefon i wykręciłam numer do ojczyma, tak
jak mi to poradził. Nie odebrał, więc spróbowałam dodzwonić się do biura. Po
kilku sygnałach odebrała jego sekretarka.
- Proszę połączyć
mnie z Bruce’m Wayne. Dzwoni Jenny Wayne – powiedziałam cichym głosem.
Musiałam odczekać
kilka minut zanim mnie przełączono.
- Jenny? Nawet
nie wiesz jak się cieszę, że w końcu dzwonisz – słyszałam jak jego głos
wypełnia prawdziwa ulga.
- Tak to ja.
Kilka godzin temu wylądowałam w Mistganie. Dick odebrał mnie z lotniska i
zabrał do domu. Nawet nie wiem jak ci dziękować.
- Nie masz za
co. Zrobię wszystko, abyś mogła znowu czuć się bezpiecznie. Mam jednak
nadzieję, że odwiedzisz nas niedługo. Alfred będzie szczęśliwy mogąc was znowu
zobaczyć.
- Wiem.
Postaramy się niedługo przyjechać.
- Na bal?
- Być może… – urwałam
słysząc jakieś zamieszanie u niego. – Czy znowu wyszedłeś ze spotkania, aby ze
mną porozmawiać?
- Cóż, można
tak powiedzieć.
- Jesteś niemożliwy.
Przynajmniej już wiem od kogo Dick nauczył się tej nadopiekuńczości.
- W życiu są
rzeczy ważniejsze niż praca Jenny. Wiesz o tym.
- Tak… Po
prostu nie zostawaj tam znowu na noc. Firma da sobie radę bez ciebie przez
kilka godzin, gdy ty będziesz zażywać odrobiny snu.
- Czasem
zaczynam w to wątpić – zaśmiał się cicho. – Zadzwoń jeszcze.
- Obiecuję.
Jeszcze raz dziękuję Bruce – wyszeptałam i rozłączyłam się.
Uśmiechnęłam się do
siebie i niechętnie zaczęłam rozpakowywać swoje walizki przy okazji odkrywając
garderobę i łazienkę. Wszystkie moje rzeczy były już rozłożone przez Dicka
podczas przeprowadzki, więc chociaż o to nie musiałam się martwić.
Kiedy skończyłam, a
obie walizki zostały opróżnione zmęczona położyłam się na łóżku i nawet nie
wiem kiedy twardo zasnęłam, nadal zmęczona podróżą.
Korekta: Ihmeelinen
____________
I tym sposobem powracam znowu do pisania. Zdaję sobie sprawę, że pierwszy rozdział jest niezwykle nudny, jednak musicie pozwolić mi się od nowa rozkręcić, ponieważ nienawidzę zaczynać historii. Jeśli macie jakieś pytania, możecie śmiało zadawać je w komentarzach. Postaram się na nie odpowiedzieć.
Niewiele pamiętam z początku pierwszej wersji, ale to już na samym początku wydaje się lepsze. Przyjemnie się czytało i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. ^^
OdpowiedzUsuńCóż, jeśli mam być szczera to cieszę się, że zaczynam tak jakby z nową kartą, bo moja pierwsza historia była... No po prostu straszna. Jednak cały czas mam z tyłu głowy, że gdybym nie napisała tych pierwszych rozdziałów, to nie byłoby teraz tego pomysłu itp itd
UsuńCo do następnego rozdziału, to przyznaję, że pojawi się prawdopodobnie na początku sierpnia, ale na pewno nie przed 22.07, gdyż nawet jeśli znajdę możliwość napisania czegoś, nie będę miała jak wysłać korektorce. Musicie się uzbroić w cierpliwość ;)
Świetnie się zaczyna. Mam nadzieję, że szybko się nie skończy. Podoba mi się opisywanie każdego miejsca. Super klimat - już go czuję. Czekam z niecierpliwością na kolejną część, która, mam nadzieję, pojawi się jak naszybciej. <3
OdpowiedzUsuńNo cóż, dostałam opinie, że takie opisy nie mają sensu, ale te kilka będzie miało znaczenie dalej (taki spoiler ;) ).
UsuńSpokojnie. Dopiero zaczynam. W planach jest minimum 30 rozdziałów XD
Nienawidzę pisać komentarzy do pierwszego rozdziału, bo jeszcze nic nie wiadomo. Jednak mam nadzieje, że w sierpniu zobaczę już następny rozdział aby móc cokolwiek napisać.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością Cię informuję, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)
Ogólnie to, nie wiem skąd Ci się wzięło stawianie kropki przed myślnikiem i zaczynanie zdania po nim z dużej, kiedy nie postawiłaś wcześniej kropki, ale proszę, nie rób tego. To powinno być karalne. Może niech Twoja korektorka się tym zajmie? ;)
OdpowiedzUsuńMusiała najwidoczniej przeoczyć. Dziękuję za wytknięcie tego błędu. Poprawię to ;)
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńJestem na prawdę szczęśliwa, że znowu zaczęłaś pisać. Wpadałam na starego bloga, który szczerze, był jednym z moich ulubionych, i już traciłam nadzieję, a tu taka niespodzianka. Cieszę się i znów zacznę Cię odwiedzać :)
Co do rozdziału wyłapałam kilka drobnych błędów-powtórzeń. Po za tym nie będę tu zrzędzić o błędach w pierwszej części. Jak zwykle nie masz problemu z dialogiem.
Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, przesyłam tir weny i pozderki :B!
Pierwsze co chcę powiedzieć to, że bardzo podobają mi się Twoje opisy. Nadają opowiadaniu jakiegoś takiego charakteru. Generalnie masz przyjemny styl pisania.
OdpowiedzUsuńJuż zapomniałam,jak to jest czytać bloga. Pierwszy raz od około roku chyba ;)
Czekam na kolejny post, chcę akcji, chcę Kastiela. Oby jeszcze dzisiaj :D
Jeśli chodzi o niedociągnięcia, to na początku jest fragment z powtórzeniami. "Mój oprawca", "moje ciało", "moje rozkazy" - za dużo tego "moje". I rzeczywiście przecinki w dialogach niepotrzebne. Choć myślę, że będzie coraz lepiej. Jeśli chodzi o sam styl i język, to bardzo mi przypadł do gustu :D
Dużo weny życzę, pomysłów, czasu i chęci, żeby na rozdziały nie trzeba było długo czekać :3
Zacznę od najważniejszego czyli opisy. Są po prostu piękne. Są tak dopracowane, tak szczegółowe,że z przyjemnoscią w mojej głowie powstawały obrazy miasta czy domu. Z ogromnym bananem na ustach czytałam każdy najmniejszy opis, a serce radowało się jego urokiem. Gdyby każdy pisał przynajmniej tak uroczo jak ty to ja byłabym w raju xD Jednym słowem RE-WE-LA-CJA!!! Moja droga, po prostu rewelacja :D Dawno nie czytałam tak dobrego opisu ^^ Bije Ci pokłony o moja pani, będę Ci wiernie pisać komentarze, bo taki talent noe może się zmarnować. Serce mi pęknie jak nie będę mogła czytać takich cudów :3 U mnie masz za opisy piękną, nieskazitelną czwórkę ;)
OdpowiedzUsuńNagadałam się to lece nadrabiać zaległości **składam ostatni pokłon i zmykam**
Mam nadzieję, że lubisz mieć nowych czytelników, bo ja właśnie planuje się tu zasiedzieć ;) Ze względu na godzinę, raczej nie dam rady czytać dzisiaj więcej, ale zapewne wrócę tu jutro ;)
OdpowiedzUsuńWiem jak ciężkie są początki i też nienawidzę ich pisać ;p
Dodam Cię do czytanych u siebie, żeby było mi łatwiej ;)
Jeśli chcesz, to zajrzyj ;)
https://a-tale-which-is-sweet.blogspot.co.uk/
Pozdrawiam,
~Riley
Cieszę się niezmiernie, że dołączasz do skromnego grona moich czytelników :D Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej, pomimo mojego dość kapryśnego pisania ;)
UsuńByć może po maturach uda mi sie zajrzeć, jednak nic nie obiecuję.
Pozdrawiam :)