środa, 14 lutego 2018

Rozdział VII


W końcu jest! 7 rozdział na zakończenie walentynek :D Ktoś się stęsknił? Wiem, że nie. Zamiast tego proszę pochować wszelkie przedmioty, którymi zamierzaliście mnie ukarać ;P  Miłego czytania  i proszę o komentarze, ponieważ jestem ciekawa jak wam się podoba ;)



Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.


Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.





Wszystko stało się w ciągu kilku sekund.
Najpierw usłyszałem głośny krzyk, a po chwili wycie kogutów i migające czerwono-niebieskie światła radiowozów. Odruchowo wepchnąłem Wally’ego przez otworzone tylnie drzwi, w momencie, gdy rozległ się głośny huk, jednak zignorowałem go. Błyskawicznie znalazłem się za kierownicą i z głośnym warczeniem silnika wjechałem w jakąś wąską uliczkę modląc się, aby nie okazała się ślepym zaułkiem.
- Jakim cudem nas znaleźli? – zapytał zduszonym głosem.
- Nie wiem – warknąłem cicho.
Wykonałem ostry zakręt wyjeżdżając z uliczki na jedną z głównych dróg. Zerknąłem w lusterko i stwierdziłem, że gonią mnie dwa radiowozy co było całkiem niezłym wynikiem. Z tyłu głowy zapaliło mi się czerwone światełko z imieniem Jenny, ale nie mogłem się dłużej nad nim zastanowić przez barykadę.
- Zawracaj! – wrzasnął Wally.
Od razu wykonałem jego polecenie zakręcając ostro i wjeżdżając częściowo na pusty chodnik. Jeden z radiowozów próbował powtórzyć mój manewr, jednak nie udało mu się i uderzył bokiem w słup sygnalizacji. Drugi cudem wyhamował zanim staranował zaporę. Zyskaliśmy kilka cennych sekund, które od razu wykorzystałem.
- Kieruj się w stronę autostrady. Jest tam zjazd dzięki którym łatwo ich zgubimy  - mruknął.
Poczułem jak łapie za zagłówek mojego fotela i jego nogi wylądowały w szparze pomiędzy fotelami, gdy przenosił się na przednie siedzenie.
- Mogę wiedzieć co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? – zapytałem zirytowany przyśpieszając i rzucając mu krótkie spojrzenie.
- Przesiadam się tępaku – powiedział przewracając oczami.
- Domyśliłem się. Mogę wiedzieć tylko dlaczego?
Zignorował mnie wbijając spojrzenie w moje ramię i odchylając kołnierz mojej koszulki.
- Ty krwawisz – powiedział, gdy tylko otworzyłem usta.
Zerknąłem na niego zaskoczony i przyłożyłem jedną dłoń do swojego ramienia. Pod palcami wyczułem ciepłą, kleistą ciecz i dość głęboką dziurę. Dopiero wtedy zacząłem łączyć fakty i odczuwać coraz wyraźniej pulsujący ból.
- Jedź do mnie. Moja ciotka cię opatrzy.
- Tak? I co jej powiesz? Ciociu Kate jest taka sprawa: byliśmy na nielegalnych wyścigach ulicznych, bo wiesz to z nich mam kasę na te kursy. No i wszystko było świetnie, dopóki nie przyjechała policja, aby nas wszystkich zapuszkować, więc zaczęliśmy uciekać, niestety Dick został postrzelony w ramię i teraz musisz mu wyjąć kulę, żeby nie wdała się infekcja – zacząłem ironizować.
- Pierdol się. Niepotrzebna ironia – warknął.
- To ty przestań pieprzyć głupoty! Dobrze wiesz w jakim stanie jest twoja ciotka i że za żadne skarby nie może się dowiedzieć o naszych nocnych eskapadach. Zresztą tak samo jak Bruce – z trudem opanowałem drżący z emocji głos.
Nie byłem w stanie zatrzymać napływających do mojej głowy wspomnień. Pamiętałem każdy szczegół z dnia w którym nam się nie udało i zostaliśmy zatrzymani przez policję. Bruce nawet nie był wściekły i chyba to było w tym wszystkim najgorsze. Wydawał się zawiedziony tym jak bardzo nieodpowiedzialny byłem, gdy okazało się, że wciągnąłem w to Jenny. Miała tylko czternaście lat, a ja sam niewiele wcześniej dostałem prawo jazdy. Przez trzy lata udało mi się powstrzymać, ale te trzy miesiące… Musiałem oderwać myśli od wszystkiego co się wtedy wydarzyło.
- Skręć tutaj -  westchnął ciężko poddając się.
Wjechałem we wskazaną uliczkę gasząc światła, dzięki czemu policja całkowicie straciła nasz trop i pomknęła dalej w kierunku autostrady. Westchnąłem cicho z ulgą i oparłem się o zagłówek zamykając oczy. Ból w ramieniu był coraz silniejszy i przestał być już tylko tępym pulsowaniem. Wally wychylił się do tyłu zapewne sprawdzając czy wszystkie radiowozy nas minęły.
- Ej stary, ocknij się.
Skrzywiłem się, gdy szturchnął mnie w ramię. Powoli otworzyłem oczy z niemym pytaniem.
- Wyjeżdżając z tej uliczki będziemy dwie przecznice od mojego domu. Jesteś pewny, że nie chcesz przenocować?
- Odpuść – mruknąłem odpalając samochód.
Udało mi się zignorować ból i w krótkim czasie dotrzeć pod mały parterowy dom jednorodzinny, wtulony w ścianę lasu na obrzeżach miasta. Oprócz niego w sąsiedztwie znajdowały się jeszcze dwa inne. Na szczęście ich właściciele byli zbyt zajęci swoimi sprawami, aby zwrócić uwagę na Wally’ego. W innej sytuacji mogliby zacząć snuć niepotrzebne domysły, które z pewnością zaciekawiłyby ciocię Kate. Wally rzucił krzywe spojrzenie na zarysowany bok, które przeniósł na mnie mówiąc:
- Za kilka dni wpadnę do garażu zająć się naprawą. I żeby to był ostatni raz.
- Przestań już psioczyć. Do usłyszenia. – Przewróciłem oczami i odjechałem.
Z trudem mogłem skupić wzrok na jezdni, przez co cudem nie potrąciłem kobiety, która nagle wbiegła na jezdnie. Zahamowałem gwałtownie i spojrzałem na jej twarz zamglonym wzrokiem, ale rysy miała rozmazane. Zamknąłem oczy i starałem się skupić myśli, aby wrócić do domu. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że dziewczyna wsiadła na miejsce pasażera i coś do mnie mówi. Spojrzałem na nią niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Richard. – Poklepała mnie delikatnie po policzku.
Znałem ten głos.
- Ami.
- Tak, to ja. Co ci się stało?
- Rana postrzałowa. Dam sobie radę, muszę tylko trochę odpocząć. A ty co tutaj robisz? Mieszkasz w centrum miasta.
- Chciałam się przekonać czy Kastielowi udało się już wrócić do domu, ale wszystkie światła są pogaszone. Gdzie dostałeś? – zapytała zdenerwowana.
- To nic poważnego. Lepiej mi powiedz gdzie się podziałaś swój samochód.
- W bezpiecznym miejscu. I pozwól, że ja ocenię czy to nic poważnego, dlatego pokaż gdzie jest ta rana.
Zignorowałem ją, a zamiast tego ruszyłem do centrum miasta. Całą swoją uwagę skupiłem na drodze wyłączając się od zrzędzenia zirytowanej Ami, aby nie spowodować wypadku. Jeszcze tylko tego by mi dzisiaj brakowało, jednak na moje szczęście bez większych przeszkód dotarłem do jednego z większych skrzyżowań w centrum miasta. Chciałem jechać prosto, ale Ami gwałtownie skręciła moją kierownicę i zaciągnęła hamulec ręczny zmuszając samochód do driftu.
- Co ty do kurwy nędzy robisz?!
- Jedziemy do mojego mieszkania.
- Popierdoliło cię?! Wystarczyło mi powiedzieć, żebym tu skręcił zamiast łapać od razu za kierownicę. A poza tym doskonale pamiętam drogę do twojego mieszkania.
- Nie Rich. To nie było moje mieszkanie, a mieszkanie mojego chłopaka z którym pomieszkuję. Odpowiadając na twoje pytanie, czuję się świetnie, sprawdzam tylko twoje reakcje. No i może chciałam się trochę odegrać za ignorowanie mnie. Skręć w lewo.
Zacisnąłem zęby i wykonałem jej polecenie wjeżdżając w uliczkę prowadzącą do małego zaniedbanego osiedla. Ami krótko poinstruowała mnie jak dostać się do jej garażu. W środku zobaczyłem tylko czarną Hondę, która z tego co wiem należała do Kastiela. Ami zaklęła cicho pod nosem i kazała mi zaczekać. Przeprowadziła motor robiąc mi miejsce i gestem każąc wjechać do środka. Bez słowa sprzeciwu zrobiłem to. Gasząc silnik oparłem czoło o kierownice, ponieważ ból wrócił do mnie z podwójną siłą wywołując czarne mroczki.
- Wstawaj – rozkazała cicho, ale stanowczo.
Spojrzałem na nią krótko i pozwoliłem wyprowadzić się z garażu. Oparłem się o ścianę pochylając się do przodu i oddychając ciężko, gdy czekałem, aż Ami zajmie się garażem. Po moim ciele przeszedł dreszcz, gdy dotknęła swoimi chłodnymi placami mojego obojczyka. W ciszy przyjrzała się ranie i mojej twarzy zanim bez słowa pociągnęła mnie do jednego z bloków.
Nie zarejestrowałem gdy znaleźliśmy się w jej mieszkaniu, aż do momentu, gdy posadziła mnie na małej kanapie i podała mi tabletkę oraz szklankę wody. Spojrzałem na nią krótko i kiwnąłem z wdzięcznością połykając środek przeciw bólowy. Dopiero wtedy rozejrzałem się po mieszkaniu. Zauważyłem, że znajdujemy się w małej, zaniedbanej kawalerce, a dokładniej w jej salonie łączonego z aneksem kuchennym.
- Zdejmij kurtkę i koszulę. Muszę przemyć i odkazić ranę, a następnie zobaczyć jak głęboko utkwiła kula.
- Znasz się na medycynie?
Spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem, więc bez dalszych komentarzy wykonałem jej polecenie. Lek zaczynał działać dzięki czemu odzyskałem jasność umysłu. W ciszy obserwowałem jak Ami ostrożnie przemywa moją ranę wodą. Mimowolnie uśmiechnąłem się widząc jak w skupieniu marszczy brwi. Gdy odkażała ranę zakląłem cicho przez zaciśnięte żeby, ale nie poruszyłem się. Dziewczyna tylko rzuciła mi kpiące spojrzenie, ale nie odezwała się i skończyła oczyszczać ranę.
- Kula nadal tkwi w środku. Muszę ją wyjąć, żeby nie wdała się infekcja. Przyciśnij to do rany i chodź ze mną.
Uniosłem brew w niemym pytaniu i posłusznie podążyłem za nią do jednego z pokoi, który okazał się być sypialnią. Zbity z tropu patrzyłem ja rozkłada na łóżku jakiś stary, zabrudzony koc. W ciszy ustawiła przy nim lampę i gestem kazała mi usiąść. Patrzyłem na nią wyczekująco, ale ona w milczeniu zmusiła mnie, abym oparł się o ścianę. Włączyła lampkę, której światło oślepiało dopóki nie ustawiła jej tak, że skupiało się na mojej ranie.
- Niestety nie mam morfiny ani niczego mocniejszego, więc będziesz musiał jakoś wytrzymać. Zaciskaj dłoń na wezgłowiu, jeśli będziesz czuć taką potrzebę, ale nie ruszaj się. Nie chcę ci czegoś przez przypadek uszkodzić.
Mówiąc to podała mi jeszcze jedną tabletkę, którą wypiłem obserwując ją uważnie gdy przygotowywała się. Gdy była gotowa spojrzała na mnie przelotnie i przystąpiła do operacji. Zakląłem głośno ponieważ ból ponownie zaczął rozrywać moje ramię, jednak tak jak mi kazała nie poruszyłem się nawet o milimetr. Odchyliłem głowę i zamknąłem oczy starając się odbiec myślami, aby choć trochę odciąć się od bólu. Udało mi się to całkiem nieźle, ponieważ nie zdążyłem zauważyć gdy Ami skończyła opatrywanie rany. Spojrzałem na nią zamglonym wzrokiem.
- Zdejmę ten koc i będziesz mógł się położyć.
- Nie mogę. Muszę wracać do domu. Jen będzie się martwić. – mruknąłem wstając.
- Zapomnij. Zostajesz tutaj. Nie pozwolę ci teraz prowadzić samochodu. Powiadomię niedługo twoją siostrę. Odłóż telefon na szafkę i spróbuj zasnąć. Jak uprzątnę ten bałagan zajmę się tym. To nie podlega dyskusji.
Zerwała stary koc i popchnęła mnie z powrotem na łóżko zmuszając do położenia się. Jęknąłem cicho z bólu, ale nie miałem już siły się podnieść, dlatego nieporadnie odszukałem swój telefon i położyłem go na szafce nocnej tuż obok zakrwawionych narzędzi. W ciszy obserwowałem krzątającą się Ami, dopóki moje powieki opadły mimo woli i pogrążyłem się w niespokojnym śnie.

***

Skręciłam gwałtownie wjeżdżając do uliczki, gdy tylko na swojej drodze zobaczyłam blokadę, a jeden z radiowozów zaczął mnie doganiać. Zerknęłam we wsteczne lusterko i zaklęłam szpetnie zdając sobie sprawę, że nadal podąża za mną większość radiowozów. Jakby nie mogli sobie odpuścić i pojechać za kimś innym! Jestem ciekawa ile osób udało im się jednak złapać. Z drugiej strony niepokoiłam się o Dicka i Wally’ego. Nie zauważyłam czy zdążyli wsiąść do samochodu zanim gliny otoczyły tłum.
Wybijałam nerwowy rytm na kierownicy jednocześnie zastanawiając się nad miejscem w którym mogłabym się ukryć. Szkoda tylko, że nie znam miasta! Praktycznie wyskoczyłam z uliczki powodując głośne trąbienie nadjeżdżającej ciężarówki, którą minęłam o kilka sekund. Niestety jadący za mną radiowóz nie miał tyle szczęścia. Nie miałam jednak czasu napawać się zwycięstwem i zniknęłam na zakręcie najbliższej przecznicy. Nerwowo rozglądałam się za jakąś uliczką w której mogłabym przeczekać pogoń.
W końcu zauważyłam słabo oznakowany zjazd na parking podziemny. Szybko upewniłam się, że na ogonie nie siedzi mi żaden z radiowozów zanim zdecydowałam się z niego skorzystać. Zjechałam na najniższy poziom i wyłączyłam silnik. Chwilę później usłyszałam nad sobą syreny, które szybko oddaliły się od mojej kryjówki. Mimo to nie pozwoliłam sobie odetchnąć. W napięciu nasłuchiwałam wszelkich odgłosów z zewnątrz, a moje serce tłukło się boleśnie od nadmiaru adrenaliny. Dopiero po kilku dłużących się minutach zdecydowałam się odetchnąć głęboko i wyjechać z mojej kryjówki.
Wyjeżdżając ze swojej kryjówki zahamowałam gwałtownie cudem nie wjeżdżając w czerwonowłosego chłopaka. Dopiero kiedy spojrzał na mnie zirytowany rozpoznałam w nim Kastiela. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę zaskoczeni. To on pierwszy zareagował i bez zaproszenia wpakował mi się do środka. Spojrzałam na niego oburzona, ale zanim zdążyłam się odezwać gestem kazał mi jechać. Zacisnęłam wargi tłumiąc przekleństwo i wydostałam się na główną ulicę, która była zaskakująco spokojna, pomimo wcześniejszego pościgu. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie mojemu pasażerowi i zauważyłam na jego twarzy lekki grymas, a także zakrwawione palce, które zaciskał na swoim udzie.
- Co ci się stało?
- Znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiedniej chwili – mruknął zdawkowo.
- Jak my wszyscy. Masz u siebie w domu bandaże i wodę utlenioną, żebym mogła to opatrzeć?
- Nie jadę do domu.
- To gdzie?
- Pokieruję cię.
- A skąd pewność, że cię posłucham?
- Bo jeszcze nie zatrzymałaś się na poboczu każąc mi spierdalać – uśmiechnął się krzywo.
- Punkt dla ciebie – westchnęłam ciężko.
Skręciłam w uliczkę, którą mi wskazał. Kątem oka zauważyłam jak w kącikach jego ust błąka się zadziorny uśmiech. Nie mogłam powstrzymać wypływającego na moją twarz rozbawienia. Zerknęłam na niego jeszcze raz i aż podskoczyłam, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Wróciłam do uważnego obserwowania drogi jednocześnie starając się ze wszystkich sił powstrzymać wypływające na moją twarz rumieńce wstydu. Kastiel tylko parsknął cicho śmiechem i ponownie poinstruował mnie jak mam dalej jechać.
- Więc? Jak to jest ponownie stracić tytuł? – zapytałam próbując odwrócić jego uwagę.
- Stracić? Nie nazwałbym tego tak. To tylko przejściowy stan, który bardzo szybko ulegnie zmianie. Nie chciałem po prostu, abyś przeżyła zbyt duży szok widząc jak twój ukochany braciszek przegrywa.
- Serio? Popełniłeś błąd, który wybija się z głową nowicjuszom już na pierwszej jeździe. Naprawdę jesteś aż tak dumny? – zakpiłam.
Zauważyłam jak wściekły zaciska pięści co spowodowało, że na mój uśmiech wypłynął szeroki, pełen samozadowolenia uśmiech. Nie przeszkadzało mi milczenie, przerywane tylko krótkimi informacjami ze strony Kastiela gdzie mam skręcić. Nie mogłam się jednak powstrzymać, aby ponownie na niego nie spojrzeć. Miał zamknięte oczy i wydawało mi się, że jest odrobinę bledszy. Przygryzłam wargę zastanawiając się jak bardzo poważne mogą być jego rany.
- Nie rób tak.
Podskoczyłam przez jego cichy głos. Spiorunowałam go spojrzeniem, na co tylko zaśmiał się cicho.
- Niby dlaczego mam cię słuchać?
- Ponieważ wyglądasz wtedy bardzo seksownie.
Uśmiechnął się do mnie szelmowsko, a ja nie mogłam się powstrzymać, aby przewrócić oczami. Czy on naprawdę myśli, że to na mnie zadziała?
- Nie rób już takiej miny. Musisz się nauczyć wyczuwać sarkazm.
- Uwierz mi rozpoznaję go bez trudu. Po prostu zastanawiam się jak beznadziejny musisz być w podrywaniu, aby ubiegać się do tak tanich sztuczek. Jestem ciekawa czy chociaż raz zaliczyłeś czy tylko zgrywasz takiego macho.
Zaśmiał się cicho i kazał zatrzymać się na poboczu. Bez słowa wysiadł i kulejąc ruszył w stronę klatki schodowej. Szybko otrząsnęłam się ze zdziwienia i wyskoczyłam z samochodu. Nie dał się sprowokować czy tylko mam omamy? Nie wyglądał na takiego, który zostawiłby taki komentarz bez odpowiedzi.
- Nie możesz się beze mnie obejść co? – zapytał, gdy tylko zrównałam z nim krok.
- Chcę mieć tylko pewność, że się nie wykrwawisz. Poza tym w razie potrzeby będę mogła cię zawieźć do szpitala.
- Żadnego szpitala – warknął ostro.
Posłałam mu tylko przelotne spojrzenie i weszliśmy do środka. Kastiel wcisnął w windzie numer najwyższego piętra. Stanęłam w rogu koło niego kątem oka przypatrując się jak zaciska palce na nadal obficie krwawiącym udzie. Nerwowo stukałam palcami o poręcz obserwując jak powoli zmieniają się kolejne numery pięter.
- Przestań – westchnął zirytowany.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Złapałam go za koszulkę i odzyskałam równowagę. Zła zadarłam głowę, aby rzucić mu piorunujące spojrzenie, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że teraz dzieli nas już tylko kilka centymetrów. Moje serce zaczęło się tłuc jak oszalałe, gdy patrzyłam w jego spragnione oczy.
Z odrętwienia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi windy, która zatrzymała się na naszym piętrze. Bez słowa odwróciłam się do niego plecami i uciekłam z ciasnego pomieszczenia. Przeklinałam w myślach moje oszalałe serce, gdy obserwowałam zadowolony uśmieszek błąkający się w kącikach jego ust. Kurwa! Co się ze mną do cholery dzieje? Dopiero jego głos wyrwał mnie ze swoich rozmyślań:
- Zapraszam do mojego królestwa. – Skłonił się w błazeński sposób.
Przewróciłam oczami i weszłam do małego korytarzyka otwartego na salon. Mieszkanie było małą kawalerką. Największe pomieszczenie w nim, które miało imitować pokój dzienny było połączone z aneksem kuchennym, przyległym do ściany małego korytarza, który zapewne prowadził do łazienki i sypialni.
Kastiel rozsiadł się na kanapie nawet nie zdejmując butów. Wzruszając ramionami poszłam za jego przykładem. Zaczęłam przeszukiwać szafki w kuchni, gdzie bez większych problemów znalazłam potrzebne mi przedmioty i to w znaczących ilościach. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi i spojrzałam na leżącego na kanapie Kastiela, który nie zwracał na mnie żadnej uwagi. Miał zamknięte oczy i starał się wyglądać na zrelaksowanego, ale widziałam, że nadal zaciska dłoń na ranie.
Bez słowa odłożyłam potrzebne mi rzeczy na stoliku koło kanapy i dwoma sprawnymi oczami rozpięłam guzik oraz zamek w jego spodniach. Zaskoczony w ułamku sekundy zmienił pozycję na pionową i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęłam się tylko niewinnie i odparłam słodkim głosem:
- Muszę się dostać do rany. Zdejmuj spodnie.
- Już sam nie wiem czy to bezpieczne w twoim towarzystwie.
- Zapewniam cię, że tak. Rozbieraj się.
Patrzył na mnie jeszcze dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się leniwie i ponownie opadł na kanapę. Rzucił mi tylko wyzywające spojrzenie i odparł z leniwym uśmiechem:
- Sama to zrób. Ja chcę odpocząć.
Uniosłam tylko pytająco brew, ale nie zareagował, więc obojętnie wzruszyłam ramionami. Bez słowa w ciągu kilku sekund pozbyłam się spodni. Nie odpowiedziałam na jego zszokowane spojrzenie i w ciszy zaczęłam oczyszczać ranę wodą utlenioną.
- Kurwa! – syknął, gdy pierwszy raz dotknęłam jego rany.
- Leż spokojnie – mruknęłam niewzruszona.
Wróciłam do przerwanej czynności, ignorując jego mordercze spojrzenie. Na szczęście rana nie okazała się tak poważna jak przypuszczałam na początku. Stwierdziłam tez, że rana została zrobiona ząbkowanym nożem, co rozpoznałam po poszarpanych krawędziach. Tym bardziej niezwykłe, że tętnica nie została uszkodzona. Postanowiłam jednak tego nie komentować i w ciszy zabandażowałam ranę. Przez cały ten czas czułam na sobie palący wzrok Kastiela.
Kiedy skończyłam wyrzuciłam zbędne przedmioty i osunęłam się po oparciu kanapy podciągając kolana pod brodę. Oczy same mi się zamykały. Gdy adrenalina w końcu spadła, zrozumiałam jak bardzo jestem zmęczona tą ucieczką. Muszę tu odpocząć chwilę zanim wrócę do domu. Mam tylko nadzieję, że Dick nie będzie się za bardzo martwił.

***

Z ciężkim westchnięciem podniosłem się z kanapy i ubrałem zniszczone spodnie. Nie potrzebuję nieuzasadnionych wyrzutów ze strony Ami przez które musiałbym się tłumaczyć. Jenny musiała wyjść, gdy nie uważałem, bo już od dłuższego czasu nie słyszę jej kroków. Dziwne tylko, że przegapiłem trzask drzwi.
W milczeniu nalałem sobie szklankę wody i obojętnym wzrokiem rozejrzałem się po salonie. Mój wzrok od razu przykuły czerwone włosy rozsypane po skulonej sylwetce dziewczyny, schowanej za oparciem kanapy. Oparła głowę o swoje kolana i wyglądało na to, że spała. Wzniosłem oczy ku niebu i najciszej jak się tylko dało przykuśtykałem do niej. Z trudem udało mi się ją wziąć w ramiona i razem z nią opadłem na kanapę. Skulona była dość mała, abym ułożył ją na swoim torsie. W tym samym momencie usłyszałem jak ktoś wychodzi z mojej sypialni.
Odchyliłem głowę przez podłokietnik, żeby ujrzeć Ami trzymającą w rękach zużyte bandaże. Zaskoczona zatrzymała się kilka kroków od nas. Uniosłem pytająco brew, na co prychnęła pogardliwie i pozbyła się niepotrzebnego balastu.
- Co ona tu robi? – zapytała chłodnym głosem.
- Opatrywała moją nogę. Wygląda na to, że zasnęła zmęczona gdy odpoczywałem – westchnąłem obojętnie. – A ty co robiłaś z tymi bandażami? W sypialni?
- Zajęłam się raną postrzałową Dicka. Także śpi.
- Podobno go nie znosisz.
- Działa mi na nerwy tak samo jak ty. Odpowiedz sobie sam.
Parsknąłem cicho śmiechem, na co Jenny poruszyła się niespokojnie. Obserwowałem przez chwilę czy się nie obudzi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Kiedy oderwałem od niej wzroku natrafiłem na chłodne spojrzenie Ami.
- W co ty pogrywasz?
- Nic – mruknąłem przewracając oczami.
Ami zmrużyła oczy, a ja poczułem dziwny niepokoju patrząc na nią. Nie dałem jednak nic po sobie poznać i uniosłem tylko brew, każącą jej mówić albo spadać.
- Mam nadzieję Kas. I obyś pamiętał o obietnicy, ponieważ następnym razem naprawdę zostaniesz z tym gównem sam. Powinieneś już wiedzieć, że ja nie rzucam słów na wiatr.
- Wiem to. Odpuść trochę – warknąłem zirytowany.
Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na śpiącą Jenny i bez słowa pożegnania wróciła do sypialni. Z ciężkim westchnięciem odrzuciłem głowę do tyłu. Czasem naprawdę mam jej dość.
Zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć. Miałem wrażenie, że cichy oddech Jenny śpiącej na mojej klatce piersiowej skutecznie odciąga moje myśli od pulsującego bólu w udzie.
Potrząsnąłem głową, odpędzając nieproszone myśli i pozwoliłem sobie opaść w czarną nicość snu.


8 komentarzy:

  1. TAAAAK! W KOŃCU! DOCZEKAŁAM SIĘ!
    Uch.. dobra. Asia zachowuj się. To tylko nowy rozdział...
    Dla mnie chyba AŻ nowy rozdział, bo nawet nie wiesz jak bardzo się stęskniłam, a jaka była moja radość, kiedy dzisiaj rano, szykując się do pracy, zaglądnęłam na bloggera, patrze, a tam co? Jest!
    Mam nadzieję, że wszystko już u Ciebie w porządku i nie będziesz zmuszana do opuszczania nas na tak długo.
    Rozdział naprawdę cudowny i ekscytujący. Tyle sie działo! Mam nadzieję (znowu się powtarzam ._.), że z resztą tego całego tałatajstwa jest wszystko okej i nikt nie wkopał się w jakieś poważniejsze problemy. Szczęście, że nasi główni bohaterowie, co prawda nie wszyscy są cali i nie całkiem zdrowi, ale są bezpieczni. Oby tylko później nic się nie stało.
    Tak piszę komentarz i gdzieś tam z tyłu głowy krąży mi pytanie, dlaczego Ami i Kastiel mieszkają razem? To było wcześniej wspomniane i ja zapomniałam, czy to jest nowa informacja. Hmm.. będę musiała się cofnąć, ale wydaje mi się, że to jest nowy fakt. I ciekawe do kogo nawiązywała Ami wspominając, że nie pomoże mu z tym gównem. Czyżby Debra? O.o
    Zauważyłam kilka literówek, ale gdzieś mi się pogubiły i nie mogę ich teraz na nowo znaleźć. Echh... A chciałam Ci ułatwić sprawę... no nic. Musisz mi wybaczyć, ale nie pomogę. Mogę jedynie poradzić, żebyś przeczytała jeszcze raz rozdział na spokojnie, a na pewno wyłapiesz, gdzie co jest nie tak :3
    Niemniej jednak cieszę się ogromnie na nowy rozdział, wyszedł Ci on genialnie, mimo tych kilku potknięć. Czekam niecierpliwie na następną część, a teraz gorąco Cię pozdrawiam i ślę mnóstwo weny i ciepłego kakałyczka <3
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz się powstrzymać :D Taki entuzjazm daje mi prawdziwego kopa energii do dalszego pisania :D
      Dziękuję za wytknięcie błędów na pewno przejrzę rozdział jeszcze raz i postaram się wyszukać błędy ;)
      Co do Ami i Kastiela... To skomplikowane xD Wszystkiego będziecie dowiadywać w miarę rozwoju historii (mieszkanie, ostrzeżenie Ami i jeszcze kilka innych rzeczy) ;P
      Na razie nie będę nic zdradzać i pozwolę wam na własne teorie >:D

      A no i oczywiście ogromnie się cieszę, że rozdział podobał się :D

      Usuń
  2. Tęskniłam, ale nie planowałam atakować twojej osoby. Nie ostrzyłam noży od jakiegoś czasu...
    Kaaaastiel nie zgwałć Jenny, Dick śpi obok.
    Co do rozdziału, mignęły mi jakieś powtórzenia i chyba brak jednego przecinka. Ale część i tak świetna. ^^
    Wczoraj nie zdążyłam, ale dzisiaj jest kolejne święto (jeśli je obchodzisz). Szczęśliwego Dnia Singla~ :D

    Pozdrawiam
    Życzę weny
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, tak to zdecydowanie moje święto, jednak rozdział nie bardzo na niego pasował ( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Cale szczęście, że już niż nie ostrzysz noży mi :D
      Co do Kastiela, z nim nigdy nic nie wiadomo >:D
      Oczywiście przejrzę jeszcze raz rozdział ;) Dziękuję za informację :D

      Usuń
  3. Kocham, kocham, kocham.
    Tyle mogę powiedzieć.
    Super poruszasz się w języku i pisaniu, nic nie jest przypadkowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Bardzo się cieszę, że sie podobało :D

      Usuń
  4. Przeczytałam w dosłownie w chwilę...... i wiem jaka jest diagnoza. Uzależnionie od opowiadania. Ehhh... błagam tylko nie serwuj nam odwyku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy możemy się spodziewać kolejnej części? :)

    OdpowiedzUsuń