One-shoot: Dick Grayson x Fem!Reader,
zgodnie z obietnicą, robocza wersja przed przetłumaczeniem.
Dlaczego robocza? Ponieważ w tekście
pojawiają się wyrażenia w języki angielskim, które brzmią zdecydowanie lepiej w
takiej formie. Nie ma ich dużo i nie są skomplikowane, więc wydaje mi się, że
każdy sobie poradzi ;)
Jako że jest to historia z czytelnikiem
podaję krótki słowniczek, na wypadek gdyby ktoś spotkał się z tą formą po raz
pierwszy:
[Y/N]
- your name - twoje imię
[Y/NN]
- your nickname - twój superbohaterski pseudonim
[Y/E/C]
- your eye colour - twój kolor oczu
Aby w pełni zrozumieć smaczki z historii
polecam po krótce zapoznać się z historią postaci z komisów DC (najistotniejsze
postacie to tytułowy Dick Grayson oraz Jason Todd, opcjonalnie Starfire/Koriand's
i Damian Wayne).
***
- Tutaj jesteś. Szukam
cię już od godziny. Chyba chcesz być koło niego gdy się obudzi?
- Jason... -
wyszeptałam cicho.
Odwróciłam się do niego
przodem, pozwalając mu zobaczyć swoją zapuchniętą od płaczu twarz. Patrzyłam
jak jego uśmiech powoli znika, gdy w końcu udało mi się wykrztusić:
- Jason...co zrobiłbyś
za możliwość zapomnienia o dniu swojej śmierci?
- Dlaczego pytasz?
- Proszę odpowiedz.
Patrzył na mnie dłuższą
chwilę. Nie wiem co przekonało go do odpowiedzi. Być może była to desperacja i
ból, które zobaczył w moich oczach.
- Kurwa. Doskonale
wiesz, że oddałbym wszystko, aby zapomnieć o tym przeklętym dniu - warknął
przeczesując dłonią swoje włosy.
Uśmiechnęłam się do siebie
delikatnie i zamknęłam go w ciasnym uścisku. Zaskoczony także mnie objął.
- Dziękuję Jay. Tak
bardzo żałuję, że nie mogę tego zrobić, ale posiadam tylko tę przeklętą
telekinezę.
- Daj spokój [Y/N].
Nie możesz obwiniać się o coś co nie było w żadnym stopniu zależne od ciebie. I
mam na myśli także to co się stało z Dickiem.
Nie odpowiedziałam
zamykając oczy. Zatrzęsłam się, gdy znowu zaczęły napływać do mnie wspomnienia
tego feralnego patrolu.
______
Leżę
na ziemi nie mogąc drgnąć. Przez moją głowę przelatuje tysiące scenariuszy i
myśli, ale nie mogę nic zrobić aby się uwolnić. Słyszę głośny śmiech Jokera, a
po chwili widzę jego trupiobladą twarz z szerokim uśmiechem na ustach. W rękach
trzyma obrożę z ładunkami wybuchowymi. Nie jestem w stanie zareagować, gdy
zapina mi ją ciasno na szyi przez co z trudem mogę oddychać.
- No
dobrze jesteś już gotowa, ale wygląda na to, że naszemu ptaszkowi, nie bardzo
się śpieszy, aby do nas dołączyć.
Mam
ochotę krzyczeć i zawalić ten budynek pod jego ciężarem. Pomimo wszelkich
starań nie jestem w stanie wykrzesać z siebie nawet odrobiny mocy, przez
świństwo, które mi podał. Moje ciało nie reaguje na rozkazy, a jednak jestem
świadoma wszystkiego co się dzieje dookoła mnie. Chwilę później przekonałam
się, że także czuję także ból sprawiany mojemu ciału.
Joker
zaczyna nacinać moje ciało z szaleńczym śmiechem. Pomimo tego, że nie mogę
krzyczeć, napawa się bólem jaki widzi w moich oczach. Tracę wtedy poczucie
czasu, skupiając się jedynie na bezsilności i torturach jakim mnie poddawał.
Ze
stanu zawieszenia wyrwa mnie dopiero głośny huk, który stworzył Joker
uderzający o ścianę. W jego miejscu stoi teraz Nightwing gotowy, aby ponownie
rzucić się na niego. Zamiast tego Joker znowu zanosi się szaleńczym śmiechem,
zanim wyciąga zza fioletowego garnituru detonator. Wystarcza jedno spojrzenie
na mnie, aby Nightwing zrozumiał sytuację i opuścił gardę.
- Grzeczny
chłopiec. – Psychopata podnosi się powoli.
Jeden
z jego pomocników powala go na kolana, gdy drugi odciąga mnie na bok zmuszając
do patrzenia. Nightwing spogląda na mnie krótko i uśmiecha się blado, próbując
dodać mi otuchy, gdy na jego szyi zaciskają gruby łańcuch i zaczynają podduszać
w akompaniamencie szaleńczego śmiechu Jokera, który bierze do ręki łom.
- Mam
nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i okażesz się twardszy niż poprzedni ptaszek.
______
W
ciszy patrzę na nieruchome, zmasakrowane ciało Nightwinga, nie mogąc
powstrzymać łez. W mojej głowie nadal dźwięczą głuche uderzenia łomu. Jestem
tak skupiona na scenie rozgrywającą się przed mną, że nie zwracam uwagi, gdy
ktoś unieszkodliwia osiłka, który mnie trzymał. Czuję jak delikatnie rozbraja
moją obrożę. Kątem oka zauważam czerwoną maskę Red Hooda, który zastygł w
szoku.
- Pomóż
mu – szeptam łamiącym się głosem, cudem pokonując krążącą w moich żyłach
substancję.
Red
Hood otrząsa się z własnych wspomnień słysząc moje błaganie. Powala klauna w
tym samym momencie, gdy moja obroża zostaje rozbrojona. Z przerażeniem patrzę
jak Damian bada puls Dicka i patrząc na osobę za mną kręci głową.
______
Nie zdawałam sobie sprawy,
że płaczę dopóki nie poczułam jak Jason delikatnie ociera łez z moich
policzków.
- On żyje [Y/N].
Lekarze chcą go wybudzić za chwilę wybudzić, a ty powinnaś być koło niego gdy
to się stanie. Szczególnie z Kori plączącą się po okolicy.
Spuściłam głowę biorąc
kilka głębokich oddechów zanim skinęłam głową i pozwoliłam się sprowadzić z
dachu. Już z oddali usłyszałam podniesiony głos Damiana, który kłócił się
zajadle z Timem o czekanie na korytarzu do mojego przybycia, o co musiał
poprosić ich Jason. Bruce zauważył nas pierwszy i ostrym tonem uciszył rozmowę
chłopców. Zlustrował uważnie moją twarz i przeniósł pytające spojrzenie na
Jasona, który pokręcił głową. Nie chciałam wiedzieć co to miało znaczyć.
- O co chodzi? –
zapytałam zachrypniętym głosem.
- Ta jędza Kori
wleciała do środka jak lekarze tylko go obudzili, a ten idiota nie pozwala mi
wejść! – wykrzyczał zdenerwowany Damian.
Czułam narastający uścisk w
żołądku, gdy zapytałam cicho:
- Już się obudził?
- Jakiś czas temu.
Wiem, że powinnyśmy zareagować, ale Jason kazał nam czekać tutaj i nie wchodzić
pod żadnym pozorem, dopóki cię nie przyprowadzi. Mam nadzieję, że nam to
wybaczysz – wytłumaczył Tim obserwując mnie uważnie.
- Nie mam czego –
uśmiechnęłam się blado – Dziękuję, że na mnie poczekaliście, ale muszę was
prosić, abyście zostali tutaj jeszcze przez krótki czas. Chciałabym z nim
porozmawiać przez parę minut.
Niepewnie spojrzałam na
Bruce’a, który skinął głową na zgodę. Powstrzymałam się od przygryzienia wargi,
gdy ruszyłam w kierunku sali. Przypomniałam sobie słowa lekarza sprzed kilku
godzin:
„Istnieje
duże prawdopodobieństwo, że po przebudzeniu nie będzie pamiętać wieczoru, który
doprowadził do jego stanu. Być może wyprze także przyczynę, która doprowadziła
do tych wydarzeń. Nawet jeśli tak się stanie, nie należy naciskać, aby sobie
przypomniał. Pamięć wrócić po krótszym lub dłuższym czasie.”
Moja ręka zadrżała nad
klamką, ale wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
Przywitał mnie perlisty
śmiech Kori, który urwał się, gdy tylko mnie rozpoznała. Widziałam jak z trudem
ukrywa swoją niechęć do mnie za nikłym uśmiechem, gdy mnie skupia na mnie
mordercze spojrzenie zielonych oczu. Nie przejęłam się tym, skupiając całą moją
uwagę na obandażowanym ciele Dicka, który teraz patrzył na mnie z wyraźnym
zainteresowaniem. Moje serce ścisnęło się boleśnie, ale zmusiłam się do
bladego, przyjaznego uśmiechu.
- Chciałabym z tobą
porozmawiać przez kilka minut w cztery oczy. Dokładniej zadam ci parę pytań
jeśli czujesz się na siłach.
Kori już otwierała usta, aby
zaprotestować, ale Dick ubiegł ją uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
- Oczywiście, że
odpowiem na wszystko co chciałabyś wiedzieć. Kotku, mogłabyś? – zapytał
przenosząc swoje spojrzenie na nią.
- Pięć minut –
powiedziała obcesowo zabijając mnie wzrokiem
Skinęłam głową. Mimowolnie
odwróciłam głowę, gdy złożyła na jego ustach namiętny pocałunek zanim wyszła
zamykając drzwi z cichym trzaskiem. Teraz cała jego uwaga była skupiona na
mnie, przez co musiałam przygryźć swój policzek, aby się nie rozkleić.
- Możesz mi powiedzieć
co pamiętasz z dnia gdy wpadłeś w zasadzkę?
- Szczerze mówiąc
niewiele – westchnął ciężko zamykając oczy. – Z rozmowy z lekarzem wiem, że
Joker znalazł mój słaby punkt i wykorzystał go przeciwko mnie, bo nie chciałem
zaczekać tak, jak kazał mi Bruce. W pamięci mam jednak wielką dziurę.
- Jak wielką? Od
kiedy? – zapytałam ostrożnie.
- Ciężko mi
powiedzieć. Niektóre wydarzenia pamiętam doskonale pomimo, że zdarzyły się
kilka dni temu. Inne wydają się niekompletne, a następne są wyrwane z
kontekstu, pomimo że zdarzyły się dużo później, nawet kilka miesięcy temu. Jakby
brakowało dużego fragmentu danych, jednak nie wiem czy jest tutaj jakaś reguła.
- Och rozumiem. Nie
powinieneś się jednak przejmować. Wspomnienia wrócą po jakimś czasie. –
Posłałam mu delikatny uśmiech. – Muszę się upewnić w jeszcze jednej sprawie, która
jest niezwykle istotna, dlatego proszę odpowiedz bez zadawania zbędnych pytań.
Kim jest dla ciebie Kori?
- Jak to kim? –
zapytał skonsternowany. – To moja dziewczyna.
- Oczywiście. –
wymamrotałam bardziej do siebie, niż do niego. - Zawołam twoją rodzinę. –
Odwróciłam się na pięcie, aby nie zobaczył moich szklących oczu.
- Hej czekaj.
Zatrzymałam się z ręką na
klamce i spojrzałam na niego niepewnie.
- Who are you? –
zapytał przyglądając mi się uważnie.
Posłałam mu tylko smutny
uśmiech.
- Nobody.
Wyszłam z sali zanim zdążył
mnie ponownie zatrzymać. Przed drzwiami czekali już na mnie wszyscy z pytaniami
i niepewnością wymalowaną na twarzy. Moja uwaga skupiła się na ognistowłosej
kosmitce, która patrzyła na mnie zaniepokojona.
- Co z nim? – zapytał
ostrożnie Bruce.
- He is yours –
odpowiedziałam cicho spoglądając prosto na Kori.
Uciekłam stamtąd zanim
którykolwiek z chłopców mógł zrozumieć o co mi chodzi. Słyszałam za sobą
jeszcze wołanie Jasona, który próbował mnie dogonić przeciskając się między
personelem, ale nie zatrzymałam się nawet na chwilę. Wypadłam na dach czując
łzy spływające po moich policzkach. Wzbiłam się w niebo, gdy tylko dobiegłam do
krawędzi oddalając się szybko od tego przeklętego miejsca. Mimo to usłyszałam
jeszcze Jasona wołającego moje imię.
______
Uśmiechnęłam się delikatnie
słysząc głuche uderzenie za sobą. Zsuwając odrobinę kaptur pozwoliłam, żeby
zobaczył moją twarz. Stał przy krawędzi dachu z założonymi rękami i pomimo
czerwonej maski byłam pewna jego szerokiego uśmiechu.
- Kopę lat [Y/N].
- Nie przesadzaj. Parę
dni odkąd ratowałam twój tyłek z opresji. Mam nadzieję, że pozbierałeś już
swoją dumę. – Nie mogłam powstrzymać złośliwego uśmiechu.
Westchnął tylko ciężko
przez co zaśmiałam się cicho i rzuciłam się mu na szyję. Tęskniłam za nim,
pomimo naszych nocnych patroli. Szczególnie po tym jak wielkie wsparcie
otrzymałam od niego, gdy opowiedziałam reszcie o wszystkim. Na co i dlaczego
zdecydowałam się w szpitalu. Jedyny nie naciskał, abym zmieniła zdanie.
Rozumiał moją decyzję, mimo że jej nie popierał.
Jason zacisnął dłoń na moim
ramieniu, aby dodać mi wsparcia, dokładnie wiedząc co zajmuje moje myśli.
- Nic mu nie jest.
Jest zły, że trzymamy go pod kloszem. Nie obchodzi go, że miesiąc temu wyszedł
ze szpitala. Najchętniej od razu rzuciłby się z powrotem w wir ratowania
świata, ale Kori i Bruce skutecznie go hamują.
Pokiwałam głową zamykając
oczy i powstrzymując nostalgię. Odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy, Dick
dobitnie uświadomił mi, że jest w stanie poświęcić samego siebie dla innych.
Zazwyczaj to ja byłam osobą, która hamowała jego autodestrukcyjne zapędy. Cieszyłam
się, że chociaż ja zrzekłam się tej roli inni dają sobie z nim radę.
- Dziękuję Jason. Za
wszystko co zrobiłeś dla niego. I dla mnie. Za twoje poparcie – odsunęłam się
od niego z bladym uśmiechem.
- On pyta [Y/N]. Minął
miesiąc, a dziury w jego pamięci nie zapełniają się. Damiana nosi, żeby o
wszystkim mu opowiedzieć, zresztą Tim nie jest lepszy. Powstrzymują się tylko
dlatego, że to ich o to poprosiłaś. Musiałem błagać Bruce’a aby się nie wtrącał
i uszanował twoją decyzję. Rozumiesz? Błagać.
Odwróciłam wzrok zagryzając
wargę aż do krwi. Wiedziałam, że tak będzie, dlatego postanowiłam postawić ich
przed faktem dokonanym. Nie sądziłam jednak, że sam Dick będzie drążyć temat.
Szczególnie z Kori przy jego boku.
- Nie możecie mu
powiedzieć. On nie może sobie przypomnieć. Co jeszcze mam zrobić, aby przestał
szukać? Nie odwiedzam już Wayne Manor, chyba że nie jest to absolutnie
konieczne. Chciałam odpuścić treningi w jaskini, ale…
- Możesz o tym
zapomnieć. Damy sobie z nim radę. Nie wspominamy o tobie tak jak prosiłaś, ale
jeśli odetniesz się od nas zupełnie nie wybaczą ci tego. Ja także tego nie
zrobię.
- Czy ty mnie
szantażujesz? – zaśmiałam się cicho.
- Być może, ale
przypominam ci, że to ty zaczęłaś.
Otworzyłam usta, aby
zripostować, jednak Jason uniósł dłoń uciszając mnie. Gdy dotknął swój
komunikator, usłyszałam zniekształcony głos Bruce’a:
- Riddle chce odciąć
energię w Gotham. Razem z Damianem utknęliśmy na drugim końcu miasta. Tim jest
w drodze i potrzebuje wsparcia. Nightwing wyłączył swój komunikator jak tylko
powiedział, że się tym zajmie.
Jason zaklął cicho, a ja
nie czekając na niego skierowałam swój lot w stronę elektrowni na obrzeżach
miasta.
______
- Zabierz go stąd Red!
– wrzasnęłam i zadrżałam pod silnym naporem na moją tarczę.
- Zostaw mnie, musimy
jej pomóc! – warknął Nightwing wyrywając się.
Jęknęłam cicho próbując za
wszelką cenę utrzymać ścianę na której pojawiało się coraz więcej pęknięć.
Widziałam wahanie Jasona, gdy ciągle podtrzymywał na wpółprzytomnego Nightwinga
i nie mógł mi pomóc. Upadłam na kolana czując pulsujący ból w moich ramionach.
- JUŻ!!!
Zaklął cicho wrzucając na
plecy jego ciało i wybiegł na zewnątrz w momencie, gdy moja tarcza została
strzaskana. Zasłoniłam się dłońmi przed nadchodzącym ciosem, mimo że nie byłam
w stanie wykrzesać z siebie nawet grama mocy. Kiedy nic się nie wydarzyło
otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą ogniste włosy Kori, która zablokowała
cios przeznaczony dla mnie. Zszokowana patrzyłam jak bez trudu udaje jej się
zniszczyć robota. Gdy tylko skończyła pomogła mi się podnieść i podtrzymała,
żebym się nie przewróciła.
- Co tu robisz? –
zapytałam cicho pozwalając się jej prowadzić.
- Ratuję cię. Nasza
relacja może nie być w najlepszym stanie, ale nigdy nie życzyłam ci śmierci.
Poza tym jestem ci to winna.
Patrzyłam na nią przez
dłuższą chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Nasza znajomość rozpadła się po tym,
gdy związałam się z Dickiem niedługo po ich rozstaniu. Zazdrość potrafi być
silniejsza niż jakiekolwiek racjonalne myślenie.
- [Y/NN]!
Zanim zdążyłam zareagować Damian trzymał
mnie w ciasnym uścisku wyciskając resztki powietrza z moich płuc. Objęłam go
słabo czując jak tracę resztkę sił. Zamglonym wzrokiem dostrzegłam niebieski
oraz czerwony symbol. Gdy upewniłam się, że są bezpieczni straciłam przytomność.
______
- That was the most
irresponsible thing I’ve ever seen! – warknął Bruce krążąc po moim pokoju.
Przewróciłem tylko oczami.
Nie mogłem się skupić na jego pouczeniach. Z tyłu głowy cały czas krążyło
pytanie o stan dziewczyny, która przyszła wtedy z Jasonem. Nikt nie wspominał o
niej słowem w moim towarzystwie, co tylko potęgowało moje zirytowanie.
- Odpuść Bruce. Nie
jestem małym dzieckiem, potrafię stwierdzić, kiedy coś jest nie tak. Wystarczy,
że od miesiąca każdy was obchodzi się ze mną jak z jajkiem, mimo że czuję się
świetnie. Powiedz mi lepiej co z tą dziewczyną? Kim ona jest? Dlaczego Jason ją
tam przyprowadził?
Patrzył na mnie dłuższą
chwilę zanim zrezygnowany pokręcił głową i skierował się w stronę wyjścia.
- Bruce!
- Odpoczywaj –
powiedział tylko zanim wyszedł.
Krzyknęłam wściekły
jednocześnie uderzając z całej siły w ścianę zostawiając wgniecenie, zanim
opadłem bezwiednie na łóżko.
Dwa dni po tamtych
wydarzeniach udało mi się tylko zakraść do jej pokoju. Pierwszy raz widziałem
kogoś posługującego się telekinezą, a poza tym miałem do niej pytania.
Rozczarowałem się gdy okazało się, że przez cały ten czas była pogrążona w
głębokim transie próbując odzyskać swoje siły. Alfred obiecał mnie poinformować
jeśli coś by się zmieniło, jednak to trwało zbyt długo.
Zamknąłem oczy, gdy
pulsujący ból przeszył moją głowę, spowodowany pustkami w pamięci. Od wydarzeń
w elektrowni byłem przekonany, że to właśnie z nią związane są moje brakujące
wspomnienia. Dziwne zachowanie wszystkich dookoła tylko to potwierdza.
Westchnąłem ciężko zirytowany.
Zniecierpliwiony udałem się
do jaskini. Zatrzymałem się jednak gwałtownie na progu słysząc cichy, kobiecy
śmiech i przekleństwo Jasona. Uśmiechnąłem się zadowolony, że nie zwrócili na
mnie uwagi i ukryłem się w cieniu, aby móc w spokoju obserwować całą scenę.
Dziewczyna pomogła się
podnieść Jasonowi, który ustąpił miejsca Damianowi i Timowi jednocześnie. Bez
większych problemów była w stanie odpierać ich ciosy bez nadmiernego
wykorzystywania swoich specjalnych umiejętności. Odczuwałem silne deja vu
oglądając ją.
- Zastanowiłaś się już
nad moją propozycją? – zapytał nagle Jason.
Dziewczyna zmarszczyła brwi
i spojrzała na niego zaskoczona. Damian od razu wykorzystał okazję i powalił ją
na ziemię. Zaśmiała się cicho i poczochrała pieszczotliwie jego włosy. Jay
pomógł jej wstać unosząc brew, nadal czekając na odpowiedź.
- Nie chcę, aby Kori
poczuła się ponownie zastąpiona. Outlaws było waszym trio. Wystarczy, że mój
związek z Dickiem popsuł nasz relacje.
- Nasz związek? –
zapytałem odruchowo zanim zdążyłem pomyśleć co robię.
Jej ogromne [Y/E/C] oczy
popatrzyły na mnie z przerażeniem. Westchnąłem ciężko wychodząc ze swojej
kryjówki i zakładając ręce. Kątem oka zauważyłem, jak Kori zatrzymała się
niedaleko nas, nie wiedząc jak zareagować na rozgrywającą się scenę.
Zignorowałem jej niepewną minę gdy dotknęła mojego ramienia i ponownie skupiłem
swoją uwagę na dziewczynie. Zarzuciła na głowę, kaptur abym nie mógł dłużej
dostrzec jej twarzy.
- Zabierz mnie do domu
Jay – poprosiła drżącym głosem.
Zrobiłem krok, aby ją
zatrzymać, ale wtedy Damian zastąpił mi drogę i pokręcił głową. Zacisnąłem usta
obserwując jak dziewczyna wtula się w plecy Jasona, który z piskiem opon
wyjechał z jaskini. Posłałem grobowe spojrzenie Timowi i Damianowi zanim
zwróciłem swoją uwagę na Kori.
- Okłamałaś mnie? –
zapytałem cichym, chłodnym głosem.
- Richard – wyszeptała
cicho patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
- Odpowiedz.
- Tak. Już od
dłuższego czasu nie jesteśmy razem – wyszeptała cicho.
Zamknąłem oczy czując
pulsujący ból gdy zaczynały do mnie napływać do mnie mgliste wspomnienia z
tamtego dnia. Kiedy je ponownie otworzyłem wystarczyło jedno spojrzenie na
Damiana i Tima, aby być pewnym, że wiedzieli o tym cały czas. Pokręciłem z
niedowierzeniem głową. Sprawdziłem na telefonie czy nadajnik w motorze Jasona
nadal był aktywny. Odetchnąłem cicho z ulgą gdy okazało się, że tak i zanim
ktoś zdążył zareagować wydostałem się z tego przeklętego miejsca podążając za
sygnałem.
Na miejsce dotarłem
niedługo później, gdy nadajnik w końcu zatrzymał się przed jednym z bloków.
Usadowiłem się na dachu naprzeciwko niego. Szybko udało mi się zlokalizować
Jasona stojącego w małej kuchni. Dziewczyna także tam była a jej ramionami
wstrząsały dreszcze. Jay zaprowadził ją do jakiegoś pokoju przez co straciłem
ich z widoku. Zakląłem cicho i ułożyłem się na plecach na chłodnym betonie. Ból
był z każdą chwilą coraz bardziej intensywny, dlatego nie zwróciłem uwagi, że
ktoś stoi nade mną.
- Co tu robisz? –
warknął cicho Jason.
- Chcę z nią
porozmawiać – mruknąłem cicho podnosząc się do pozycji siedzącej. – Może ona
jedyna powie mi jaka jest prawda.
Jason zaśmiał się grobowo.
- Cóż, więc z
przykrością muszę ci oznajmić, że to ona wymyśliła tę całą sytuację. –
Uśmiechnął się kpiąco widząc moją zszokowaną minę. – Wątpię, że będzie skłonna
udzielić ci jakichkolwiek odpowiedzi. Powinieneś się z tym pogodzić i przestać
pytać. Powtarzałem ci to wielokrotnie. Poza tym jeśli nie dla własnego, to
chociaż dla jej dobra trzymaj się od niej z daleka. Już zbyt wiele musi znieść
przez tę sytuację.
Spojrzałem na niego
beznamiętnym wzrokiem zanim westchnąłem ciężko, wiedząc że pytanie go to
przegrana sprawa. Nawet gdyby nie był tak uparty.
- Zależy ci na niej? –
zapytałem cicho.
- Oczywiście, że tak.
Jest dla mnie jak siostra.
- Więc czemu sterczysz
tutaj? Nie pójdę do niej. Widziałem w jakim była stanie gdy mnie zobaczyła. Nie
zamierzam jeszcze bardziej pogarszać tej sytuacji.
- I dobrze. Chciała
iść do sklepu po wino, ale stwierdziłem, że to nie jest najlepszy pomysł w jej
stanie – mruknął cicho.
- Różowe, słodkie lub
pół-słodkie – wymamrotałem cicho do siebie uczepiając się mglistej informacji,
która nagle pojawiła się w mojej głowie.
- Co?
- Pije wino różowe. W
zależności od nastroju pół-słodkie lub słodkie. Dzisiaj zdecydowanie to drugie.
Nawet dwie butelki.
Jason patrzył na mnie
dłuższą chwilę zanim pokręcił zrezygnowany głową, jednak uśmiechnął się
zadowolony pod nosem.
- Wracaj do domu.
Zajmę się nią – powiedział na odchodnym.
______
Z trudem udało mi się
otworzyć oczy. Mój bok nadal pulsował tępym bólem, ale zignorowałam go i
ostrożnie zsunęłam się z łóżka. Westchnęłam ciężko na własną głupotę. Znowu
rzuciłam się jak głupia, aby zasłonić Jasona własnym ciałem, zamiast po prostu
stworzyć tarczę. Chyba nigdy się nie nauczę.
Pozwoliłam aby moja moc
poprowadziła mnie po mrocznych korytarzach aż do ogrodu. Na nic więcej nie było
mnie stać, więc starałam się jak najciszej stawiać kroki. Nie chciałam
zaalarmować któregoś z chłopców, a już w szczególności Dicka. Od mojej wpadki w
jaskini udało mi się go unikać przez kolejne dwa miesiące, chociaż byłam
zmuszona odpuścić treningi. Jason był wściekły do tego stopnia, że szantażem
zmusił mnie do wspólnych patroli.
Uśmiechnęłam się delikatnie
opierając o marmurową balustradę tarasu. Musiałam przyznać, że i tak długo
wytrzymał zanim wykorzystał mój plan przeciwko mnie. Zamknęłam oczy pozwalając,
aby rześkie powietrze letniego wieczoru rozwiało moje włosy oraz rozluźniło
moje napięte mięśnie.
Straciłam czujność do tego
stopnia, że nie usłyszałam kroków. Dlatego aż podskoczyłam, kiedy usłyszałam
niedaleko mnie miękki, lekko zachrypnięty szept:
- Hello nobody.
Przestraszona odwróciłam
się gwałtownie ignorując rwący ból boku. Moje oczy od razu napotkały jego
błękitne tęczówki, pomimo że cała sylwetka była skryta w cieniu tak jak
ostatnio. Uśmiechnął się delikatnie i zbliżył się do mnie o kilka kroków nie
spuszczając ze mnie swojego wzroku.
- Richard –
wyszeptałam, pomimo swojej woli.
Jego uśmiech poszerzył się,
a w oczach pojawiły się po części rozbawione iskierki.
- Czy dzisiaj też masz
zamiar uciec z moim bratem?
Nie mogłam powstrzymać
smutnego uśmiechu, słysząc jego swawolny ton. Nie poruszyłam się gdy ponownie
zbliżył się do mnie. Próba ucieczki i tak była skazana na przegraną. Uniosłam
głowę, gdy podniósł odrobinę dłoń w moją stronę, ale powstrzymał się.
- Nie powinieneś mnie
szukać.
- Naprawdę aż tak
bardzo mnie znienawidziłaś, że chciałaś uciec, gdy straciłem pamięć? – zapytał
cicho, a w jego oczach błysnął ból.
- Nie mam prawa być
częścią twojego życia. Sprawiłam ci zbyt wiele bólu.
- Cóż jeśli mówisz o
tej nocy, gdy Joker skatował mnie i zmusił cię do patrzenia na to… - Uśmiechnął
się blado widząc mój przerażony wzrok. – Tak pamiętam wszystko z tamtego dnia.
Tak samo jak wiem, że trzymałaś się od mnie z daleka, abym nigdy sobie o tym
nie przypomniał, ponieważ byłaś „powodem” mojego cierpienia. – Przewrócił
oczami na swoje własne słowa.
- Jak długo? –
zapytałam ze ściśniętym gardłem.
- Ponad miesiąc odkąd
sobie to przypomniałem. A także kilka innych rzeczy…
- Jakich?
Uśmiechnął się tajemniczo i
zanim zdążyłam zareagować złożył na moich ustach początkowo czuły, wypełniony
miłością pocałunek. Szybko zmienił się w pełen pasji, namiętności i tęsknoty.
Odsunął się od mnie z ciężkim oddechem i przytrzymał gdy oparłam czoło o jego
tors, czując jak kręci mi się w głowie.
- My love – wyszeptał
cicho zacieśniając uścisk.
Zamknęłam oczy czując
napływające łzy. Złożył na moich włosach delikatny pocałunek i otarł moje
policzki z kropli którym udało się wydostać.
- Nie rób tego więcej
[Y/N].
Pokiwałam głową na zgodę i
jeszcze bardziej zatonęłam w jego uścisku.
- Te trzy miesiące
były piekłem, gdy czułem, że brakuje mi kogoś ważnego. Gdy brakowało mi ciebie.
Milczenie wszystkich dookoła doprowadzało mnie do szału. A jeśli pomyślę co
musiałaś przeżywać, gdy wiedziałaś Kori i mnie…
Przerwałam mu namiętnym
pocałunkiem, aby nie mówił już nic więcej. Jednocześnie błagałam go, aby
wybaczył mi wszystko, nawet jeśli nie używałam słów. Z drugiej strony czułam
niepohamowane szczęście, wiedząc że znowu jest tu ze mną. Sądząc po jego
reakcji on też, dlatego wyszeptałam cicho między pocałunkami:
- Kocham cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz