W końcu po miesięcznej przerwie jest dokończenie rozdziału. Niektórzy może chcą wiedzieć jakie były powody, dlatego powiem tylko: problemy prywatne, zacięcie twórcze i szkoła. Zrobię wszystko co tylko się da, aby więcej takie zniknięcie się niepowtórzyło, natomiast następny rozdział już się piszę, więc do zobaczenia niedługo ;) A teraz zapraszam do czytania :D
Miłego czytania i bardzo proszę o komentarze. Mam nadzieję, że pomimo długiej przerwy ktoś jeszcze został. Proszę, aby KAŻDY zostawił chociaż kilka słów swojej opinii. To naprawdę nie muszą być elaboraty, liczy się sam gest, szczególnie, że liczba osób komentujących spadła z 5/6 na 1/2, a wyświetlenia pozostały.
Na tym blogu, a także w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa, brutalne lub erotyczne sceny. Ostrzeżenie to będzie pojawiać się przed każdym nowym rozdziałem, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze, a także konstruktywną krytykę.
- Musieli być zawiedzeni, że nic nie
zobaczyli. – Uśmiechnęłam się niewinnie, nie wspominając o sytuacji z
poprzedniej nocy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo –
zaśmiał się i pokręcił z niedowierzeniem głową. – Wieczorem zabieram cię ze
sobą. Chcę, żebyś się z kimś przywitała, a później lekko rozluźnisz się przed
szkołą. – Uśmiechnął się w tajemniczy sposób.
Wydęłam wargi, ponieważ wiedziałam, że
nie powie mi nic więcej, ale mimo to mierzyliśmy się przez dłuższy czas
wzrokiem. W końcu warknęłam zirytowana i zrobiłam sobie nową herbatę mając
nadzieję, że może się złamie, ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Powiesz mi, chociaż jak się ubrać?
– westchnęłam w końcu.
- Możesz być tak jak wczoraj. –
Wyszczerzył się do mnie.
- Nie mam zamiaru iść do klubu –
ostrzegłam go.
- Nie idziemy. W każdym razie… -
urwał wstając od stołu. – Idę poćwiczyć. Przyłączysz się? – Posłał mi
łobuzerski uśmiech.
- Podziękuję. Znowu jęczałbyś mi pół
wieczoru, że dałeś mi fory i że nie jesteś w najlepszej kondycji przez
wydarzenia z klubu. Poza tym już raz przez ciebie naciągnęłam szwy.
- Taka jesteś siebie pewna?
- Żebyś wiedział. W końcu to ja cię
wszystkiego nauczyłam. – Wyszczerzyłam się szeroko.
Musnęłam go policzek i skierowałam się na
górę, gdzie udałam się prosto do łazienki i już po chwili zamoczyłam się w
lodowatej wodzie czując, jak przynosi to ulgę moim poobijanym mięśniom. Podczas
tej godziny kilkukrotnie oglądałam swoje szwy, aż nie byłam pewna, że nic się
nie zostało, a rany goją się prawidłowo. Przyśpieszyłam tę czynność, przez
posmarowanie ich specjalną maścią, która zapobiegała także zostawaniu blizn.
Z łazienki wyszłam opatulona w gruby
szlafrok i to tylko dlatego, żeby Dick nie narzekał znowu na moje sine usta,
gdy skierowałam swoje kroki w stronę piwnicy, gdzie musiała się mieścić sala
treningowa. W międzyczasie znalazłam także pokój muzyczny ze studiem
nagraniowym oraz spiżarnię. Ten dom był naprawdę ogromny.
Oparłam się o framugę drzwi sali
treningowej i starałam się powstrzymać szeroki uśmiech, gdy obserwowałam
ćwiczącego Dicka. Jak zawsze był bez koszulki dzięki czemu mogłam obserwował
pracę jego mięśni podczas każdego kolejnego uderzenia w worek treningowy.
Zagryzłam wargę czując dreszcz spowodowany tym widokiem.
Kurwa. Minęło dopiero kilka miesięcy,
odkąd ostatni raz byłam w związku, a mój organizm zaczyna postrzegać Dicka jako
łakomy kąsek. Jak tak dalej pójdzie nie wytrzymam długo i ulegnę urokowi
pierwszego lepszego faceta, który będzie mną zainteresowany, czego z pewnością
gorzko pożałuję.
- Skończyłaś już podziwiać? –
zapytał rozbawiony Dick.
- Może… - odpowiedziałam
przeciągając słowo i uśmiechając się niewinnie.
Zaśmiał się cicho i ściągnął worek, żeby
odłożyć go z powrotem do schowka, a więc to znaczyło, że nic tu po mnie.
Wróciłam do swojego pokoju i przez kilka minut przeglądałam garderobę, aż w
końcu zdecydowałam się na czarne skórzane spodnie, krwistoczerwoną bluzkę na
ramiączkach, która zamiast pleców miała cienką koronkę. Postanowiłam założyć czarne
szpilki z czerwoną podeszwą oraz skórzaną ramoneskę w tym samym kolorze. Oczy
podkreśliłam srebrnymi cieniami w różnych odcieniach oraz tuszem, a usta
ciemnoczerwoną szminką.
- Gotowa? – zapytał Dick wchodząc do
pokoju bez pukania.
- Naucz się pukać – warknęłam
zirytowana zarzucając kurtkę na ramiona.
- A co palce poszły w ruch? –
poruszył sugestywnie brwiami.
- Chyba by wydrapać ci oczy.
- Nie tak agresywnie, bo inaczej
nigdy nie znajdziesz sobie męża, dziewico orleańska.
- Do Joanny mi daleko. Ja bym nie
dała się spalić na stosie.
- Bo ogień nic nie robi czarownicom?
- Nie, bo ja zaciukałabym ich
mieczem albo wystrzelała z łuku. Po prostu nie mieliby podejścia. Interpretacja
dowolna.
Zaśmiał się głośno na moje słowa i
wyszedł z pokoju, a ja powłóczyłam się zaraz za nim. Wsiadłam do samochodu
ignorując jego lekko złośliwe uwagi i oglądając miasto, którego nadal nie miałam
okazji zwiedzić. Tym razem Dick zabrał mnie do tej bardziej „mrocznej” części.
Zatrzymał się dopiero po dłuższym czasie przed dużym, opuszczonym warsztatem
samochodowym.
- Czekaj tu – polecił, a sam wszedł
do środka.
Zrobiłam to o co mnie poprosił. Przez
pierwsze pięć minut, po których zniecierpliwiona i lekko poddenerwowana weszłam
do środka. To wszystko za bardzo przypominało mi sytuację, która wydarzyła się
kilka lat temu. Zawiasy zajęczały potępieńczo, gdy pchnęłam drzwi, alarmując
wszystkich, znajdujących się w środku. Moje spojrzenie od razu natrafiło na
zirytowane spojrzenie Dicka, który od razu ruszył w moją stronę pokazując osobę,
z którą rozmawiał.
- Wally, – wyszeptałam z trudem.
Szmaragdowe oczy z wiecznymi rozbawionymi
iskierkami zwróciły się w moją stronę. Uśmiechnął się szeroko, kiedy mnie
zobaczył, a ja nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się mu na szyję mocno
przytulając, przez co upadliśmy na ziemię. Zaśmiał się głośno, gdy kurczowo
zaciskałam dłonie na jego koszuli nadal będąc w lekkim szoku. Głaskał mnie po włosach,
dopóki w końcu się nie odsunęłam.
- Ciebie też miło widzieć, Jenny –
zaśmiał się cicho i wyszczerzył jeszcze bardziej.
- Jakim cudem? Przecież miałeś być
we Francji i…
- A czy to ważne? Teraz jestem tutaj
i w końcu mogłem cię zobaczyć.
Przytulił mnie z całej siły, jednocześnie
mierzwiąc mi włosy. Od razu zaczęłam się wiercić i wyrywać. Dopiero Dick pomógł
mi w tym. Posłałam Wally’emu mordercze spojrzenie, gdy wyczułam pod palcami
szopę jaką zrobił z moich włosów. W odpowiedzi posłał mi całusa, a ja
wystawiłam język, co musiała wyglądać naprawdę komicznie i bardzo dziecinnie
sądząc po załamanej minie Dicka.
- Więc? Gdzie samochody? – zapytałam
z niewinnym uśmiechem, rozczesując włosy palcami.
Dick z Wally’m wymienili zaskoczone
spojrzenia, na które prychnęłam rozłoszczona.
- Och, skończcie już udawać idiotów.
Postawiliście mnie w identycznej sytuacji cztery lata temu. Jedyna różnica jest
taka, że nie jesteśmy już w Los Angeles, a w Mistganie.
- Dobra chodź. I tak już zepsułaś niespodziankę
– westchnął ciężko Dick.
Zaprowadził mnie w głąb garażu, gdzie
moim oczom ukazały się dwa skarby: czarno-pomarańczowa Mazda RX-7 i czerwona Corvette’a
C7. Zagryzłam wargę zachwycona i usiadłam na masce Mazdy, patrząc na Dicka z
cichą prośbą w oczach. Zlustrował mnie uważnie unosząc wysoko brew.
- Pomijam fakt, że nawet nie
musiałem cię do niczego przekonywać, to jak wyobrażasz sobie prowadzenie w tych
szpilkach?
- Dam sobie radę. Nie będę się teraz
ścigać, a w razie czego zawsze mogę je ściągnąć. To jak będzie?
- Niech będzie. Jedziesz z nami,
Wally? – zwrócił się do rudowłosego, jednocześnie rzucając mi kluczyki od
samochodu.
- Jasne. Chcę to zobaczyć – zaśmiał
się i wsiadł na miejsce pasażera koło mnie.
W ułamku sekundy znalazłam się w środku i
odpaliłam silnik. Czekałam chwilę, aż Dick wjedzie do środka swoim Lamborghini,
a następnie skierowałam się za nim na miejsce wyścigów ulicznych. Mignęła mi
nazwa ulicy. Rodeo Drive. Czyli o to chodziło rano Kastielowi. Ciekawe czy uda
mi się go znaleźć w tym tłumie, który sprawiał wrażenie poruszonego na widok
C7. Dick nie wydawał się tym przejmować i podjechał do Dajana, który ze swoim
wzrostem nie mógł pozostać niezauważony.
- Widzę, że w końcu zdecydowałeś się
wrócić. I przyprowadziłeś Jenny – powiedział z szerokim uśmiechem, gdy
wysiedliśmy z samochodu. – Jestem ciekaw czy jest chociaż w połowie tak dobra
jak mi opowiadałeś.
- Sam się przekonaj – odparł
znudzony Dick.
Z ciężkim westchnięciem przewróciłam
oczami i usiadłam na masce swojego samochodu, zakładając przy okazji ręce na
piersi. Dajan posłał mi szeroki, lekko złośliwy uśmiech.
- Nikomu nie będę niczego udowadniać
– warknęłam chłodno.
- A może mówisz tak, bo się boisz? –
usłyszałam kpiący głos dochodzący zza Dajana.
Gdy brunet przesunął się odrobinę,
dostrzegłam niską dziewczynę, która okazała się właścicielką głosu. Siedziała
na masce kanarkowo żółtego Porsche 911 Turbo. Uniosłam jedną brew i zlustrowałam
ją od góry do dołu.
Miała miedzianą cerę, wystające kości
policzkowe i pełne usta. Pomimo jej metru pięćdziesiąt nie miałam wątpliwości,
że przynajmniej jedno z jej rodziców musi być rodowitym Indianinem. Miała
krótkie, czarne włosy, które sięgały jej do podbródka, oraz duże oczy, wyglądające
jak dwa onyksy. Bez skrępowania lustrowała mnie nimi uważnie, oceniając moje
możliwości. Poza obfitym biustem, miała bardzo drobną budowę ciała. Udało mi
się jednak zauważyć lekkie zarysy twardych mięśni ramion, gdy napięła je na
chwilę.
Zatrzymała się przed Dajanem wykrzywiając
usta w kpiącym uśmiechu, który podkreślał jej poprzednią wypowiedź i założyła
ręce na piersiach czekając na moją reakcję. Na początku chciałam ją zignorować,
ale widząc jej postawę zsunęłam się z maski samochodu. Górowałam nad nią prawie
dziesięć centymetrów, chociaż gdybyśmy obie były bez szpilek mogłoby być nawet
więcej. Posłałam jej chłodny uśmiech, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, poczułam
czyjąś dłoń na ramieniu, a Dick zwrócił na siebie naszą uwagę.
- Witaj, Mio. – Uśmiechnął się do
niej szeroko, chociaż w jego głosie mogłam wyczuć lekkie napięcie.
- Rich, prosiłam cię, żebyś nazywał
mnie Ami – westchnęła ciężko i rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie.
- A ty miałaś mówić do mnie Dick.
- Aż tak bardzo lubisz być wyzywany
od chui?
- Dlatego ja dla ciebie będę Richem,
a ty będziesz moją. Możesz zdecydować, kiedy, pozwalam.
- Prędzej umrę, niż się zgodzę –
prychnęła z pogardą.
- W każdym razie cieszę się, że
poznałaś już moją siostrę.
- To coś jest twoją siostrą? –
zapytała z niedowierzeniem.
- To coś nadal tutaj stoi i ciągle
was słyszy, – warknęłam wściekła piorunując ją spojrzeniem – oraz radzi ci
uważać krasnalu, bo ktoś niechcący mógłby cię rozdeptać.
- Powtórz to jeszcze raz, suko –
warknęła mrużąc oczy.
- Chciałabyś, karle – prychnęłam
prostując się i zyskując kilka dodatkowych centymetrów.
- Ty kurwo! – Zbliżyła się do mnie
szybkim krokiem.
- Stop!
Między nami natychmiast pojawił się Wally
i Dajan, którzy odciągnęli nas na odpowiednią odległość zanim doszłoby do
rękoczynów. Skierowałam swoje mordercze spojrzenie na rudowłosego, który
pokręcił tylko głową.
- Jeśli chcecie się bić, to proszę
bardzo, ja chętnie pooglądam. Sądzę, że tak jak większość zebranych tu ludzi.
Drwiący głos dobiegł gdzieś z tłumu, a ja
prawie natychmiast zlokalizowałam jego czerwonowłosego właściciela, który stał
na jego obrzeżu i uważnie nam się przyglądał. Jego mina wcale nie współgrała z
tym co mówi.
- Jednak z tego co kojarzę, nie po
to tutaj przyszliśmy. Jestem za to ciekaw, która uczennica jest lepsza. Co ty
na to, Dick?
- Niechętnie, ale zgodzę się z tobą
– odparł tylko zapytany. Wydawał się znudzony.
Skierowałam swój wzrok ostatni raz na
brunetkę, która kazała im obu iść do diabła zanim wsiadła do swojego samochodu.
Sarknęłam cicho i wyszarpnęłam dłoń z uścisku Wally’ego, aby również
przyszykować się do wyścigu.
Korekta: Ihmeelinen
No nareszcie 🙌
OdpowiedzUsuńDajesz Jenny, dajesz Jenny, dajesz Jenny! *krzyczy ze swojego auta po wygranym wyścigu z psem dyrektorki na Natanielu*
Wydrap bladzi oczy!
Niechaj cieeeerpi...
Kastiel taki mądry, a z tego co pamiętam, za jakiś czas już nie będzie. XD
Pozdrawiam,
Życzę weny,
Czekam na kolejny rozdział.
Muszę przyznać, że twój komentarz mnie rozbawił xD Cieszę się z takiego entuzjazmu ;)
UsuńPozdrawiam :D
Dziwnie się czuje kiedy nadal pamiętam całą fabułę a głównie tą sytuację w twojej wcześniejszej wersji a tu inne dialogi trochę bardziej dojrzałe sceny i takie brrr.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jest mi strasznie miło, że ktoś kojarzy starą wersję fabuły, mimo że styl był okropny.
UsuńZastanawia mnie tylko w jakim sensie "brrr". Rozwiniesz? :D
Chodzi o taki dreszczyk towarzyszący dobrej fabule.
UsuńW takim razie jestem szczęśliwa, że tak uważasz :D
UsuńBardzo dziękuję za komentarze i do zobaczenia niebawem ;)